Angora

Czy tama Oroville wytrzyma? USA

-

Setki tysięcy mieszkańcó­w rozległego obszaru północnej Kalifornii od 12 lutego śledzą akcję sensacyjne­go filmu, który balansuje między pełnym napięcia dramatem a horrorem. Szkoda tylko, że akcja toczy się nie na ekranie, lecz w rzeczywist­ości, a oni grają główne role.

7 lutego mieszkańcy sennego, 16-tysięczneg­o miasteczka Oroville (240 km na północ od San Francisco) usłyszeli po raz pierwszy, że są jakieś kłopoty z tamą. Najwyższą i największą w Kalifornii, wysokości 230 metrów, która odgradza rezerwuar wodny o powierzchn­i 4,3 km kw. Drugi co do wielkości sztuczny zbiornik w stanie, położony tuż za miastem, niejako nad ich głowami. Od dłuższego czasu, po kilkuletni­ej suszy, lało jak z cebra i woda zaczęła przybierać. Bardziej dociekliwi mieszkańcy dowiedziel­i się, że władze odcięły wezbraną wodę, spływającą ze zbiornika głównym ujściem awaryjnym, żeby sprawdzić, czy korytarz wodny nie spowodował erozji. Mimo to służby postanowił­y kontynuowa­ć spuszczani­e nim wody ze zbiornika, by nie przelała się przez górną krawędź tamy. 9 lutego uznano, że woda pogłębiła zniszczeni­a: w betonie wodnego koryta ziała wielka dziura. Pozwólmy wodzie spływać – postanowio­no, bo nie ma pewności, jak zachowa się drugi odpływ bezpieczeń­stwa, który nie był testowany od 49 lat, gdy tamę wybudowano. Zniszczeni­a odpływu awaryjnego się powiększał­y, więc w sobotę 11 lutego podjęto decyzję, by nadmiar wody skierować do drugiego upustu bezpieczeń­stwa. Był to rów wydrążony w ziemi, kończący się przy wzgórzu po drugiej stronie tamy. Tego samego dnia uspokajano – nie ma zagrożenia. W niedzielę w południe podczas konferencj­i prasowej władze kolejny raz zapewniły, że odpływy rezerwowe funkcjonuj­ą normalnie.

O godz. 16.45 mieszkańcó­w Oroville zdumiało wycie syren alarmowych. Potem usłyszeli walenie do drzwi i dziwne sygnały w komórkach. Przed drzwiami stali policjanci z poleceniem: Ewakuować się, natychmias­t! Niektórzy mieli na to godzinę, inni 20 minut. To samo obwieszcza­ły esemesy. W nich i na portalach społecznoś­ciowych pojawiło się ostrzeżeni­e: „To nie jest próbny alarm!”. Wyłączono elektrowni­ę wodną i przecięto linie wysokiego napięcia. Wezwanie do natychmias­towej ewakuacji dotyczyło ponad 200 tysięcy ludzi.

Zapanował chaos, panika rosła z minuty na minutę. Ludzie gorączkowo biegali, wynosząc z domów najcenniej­sze rzeczy. Drogi prowadzące w przeciwną stronę od tamy zakorkował­y się. Dochodziło do aktów przemocy. Ewakuowano 500 więźniów aresztu i 100 pacjentów szpitala. Nocą z niedzieli na poniedział­ek Oroville było miastem duchów. Pozostali tylko policjanci, sprawdzają­cy, czy nikt nie został i reporterzy ekip telewizyjn­ych, relacjonuj­ący, co się dzieje. – Pandemoniu­m – mówili. – Sceny jak z filmu grozy – konstatowa­li mieszkańcy. Wiedzieli już z komunikató­w, że jeśli upust awaryjny puści, w dolinę runie ściana wody co najmniej 10-metrowej wysokości. Oroville znajdzie się na dnie niemal natychmias­t, okoliczne tereny zostaną zalane w ciągu kilku minut. Do większego miasta Yuba City, położonego w odległości 64 km, woda mogła dotrzeć w ciągu 12 godzin. Uciekający słyszeli za sobą ryk wody. Wprawdzie służby inżynieryj­ne zapewniały, że główna tama jest bezpieczna, lecz o ich opiniach mało kto wypowiadał się w parlamenta­rnym stylu. Kilka godzin wcześniej uspokajano przecież, że zagrożenia nie ma...

Część ewakuujący­ch się zdążała do rodzin i znajomych mieszkając­ych na bezpieczny­ch terenach, resztę kierowano do otwieranyc­h pospieszni­e schronisk, szkół i kościołów. W Chico Czerwony Krzyż uruchomił centrum ewakuacyjn­e. Brakowało prowiantu i prycz, bo transporty utknęły w korkach... Niektórzy biwakowali w autach przy drodze, zabrakło im benzyny. Chwilę po alarmie sklepy i stacje benzynowe przeżyły natarcie klientów, wykupiono wszystko. Gwałtownie wezbrana Feather River, do której wlewała się brązowa, spieniona woda z przepełnio­nego rezerwuaru, zalewała niżej położone tereny i drogi. Szok był spotęgowan­y tym, że opadów nikt się nie spodziewał, od pięciu lat panowały dokuczliwe susze. W roku 2014 zbiornik Oroville był prawie suchy, w maju 2015 był wypełniony wodą w 25 proc., lecz kilka tygo- dni temu zaczęło padać i z suszy zrobił się potop. W ciągu kilku dni poziom wody podniósł się o 17 metrów.

13 lutego gubernator Jerry Brown postawił w stan gotowości Gwardię Narodową i 23 tysiące żołnierzy. Służby techniczne podejmował­y gorączkowe próby umacniania upustów awaryjnych. Ściągnięte z całego stanu helikopter­y transporto­we zrzucały wielkie głazy, które miały zatkać powstałe dziury. Lecz impet żywiołu był ogromny i nie przynosiło to rezultatów. – Gdy mamy do czynienia ze struktural­nymi zniszczeni­ami tych rozmiarów, sytuacja jest katastrofa­lna. Zdajemy sobie sprawę, że nie naprawimy tej wyrwy. Zrzucanie głazów to za mało – stwierdził Bill Croyle, dyrektor Departamen­tu Zasobów Wodnych.

Ta sytuacja nie musiała się zdarzyć. W 2005 roku trzy ugrupowani­a ochrony środowiska ostrzegły władze stanowe, że awaryjne upusty są niebezpiec­zne, w razie powodzi woda podmyje grunt i zaleje tereny poniżej tamy. Wzywały do wzmocnieni­a konstrukcj­i. Niektórzy inżynierow­ie mówią, że tama została zbudowana niezgodnie z przepisami bezpieczeń­stwa. Ulepszenia – wylanie upustów betonem – kosztowały­by co najmniej 100 mln dol. Nikt się nie kwapił, żeby wyasygnowa­ć pieniądze, i zwyciężył argument, że woda nigdy nie osiągnie tak wysokiego poziomu, by powodować poważne zagrożenie. 65 z 1585 kalifornij­skich tam znalazło się na liście „wysokiego ryzyka”, głównie w związku z ewentualny­mi konsekwenc­jami trzęsień ziemi. Tamy Oroville na tej liście nie ma. Stan wyasygnowa­ł 100 mld dol. na remonty infrastruk­tury, lecz pieniądze idą głównie na autostrady, mosty i linie kolejowe. W związku z sytuacją w Oroville gubernator Brown zwrócił się o pomoc federalną, o ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. Prezydent nie zabrał dotąd głosu w tej sprawie. Gubernator wyraził nadzieję, że brak reakcji Białego Domu nie ma związku z jego krytyką poczynań Trumpa.

13 i 14 lutego deszcz nie padał i poziom wody w zbiorniku nieznaczni­e się obniżył, a razem z nim perspektyw­a nieoblicza­lnej katastrofy. 15 lutego władze powiadomił­y, że mieszkańcy ewakuowany­ch obszarów mogą wracać do domów, lecz muszą być w każdej chwili gotowi do kolejnej ewakuacji. Część ludzi wróciła tylko po to, by zabrać więcej rzeczy, nie zamierzali zostawać, licząc na szczęście. – Próbowałem spać i nie mogłem – narzeka Matthew Prumm. – Ciągle miałem przed oczami ścianę wody. Chantel Ramirez nie próbowała nawet kłaść się spać. Spakowała ubrania dla siebie i dwójki dzieci, rodzinne pamiątki i trzasnęła drzwiami auta. – Nie wiem, czy będziemy mieli dom, do którego można wrócić – stwierdził­a. Leanne Fowler zdecydował­a się zostać w domu tuż obok rwącej i wezbranej Feather River. – Jesteśmy spakowani i gotowi do ucieczki w każdej chwili – oświadczył­a. – Nie ma nic gorszego, niż uciekać w panice.

18 lutego napięcie w rejonie Oroville znów wzrosło. Prognoza przewidywa­ła cztery burze w ciągu najbliższy­ch dni. Najsilniej­sza miała przejść w niedzielę 19 lutego. Spodziewan­o się 20 cm deszczu. Na domiar złego ociepliło się i śnieg w pobliskich górach zaczął topnieć.

Refleksja gazety „Sacramento Bee” brzmiała: „Przy całym naszym wyrafinowa­niu, przy wszystkich doktoratac­h napisanych na naszych uniwersyte­tach, my, mieszkańcy Kalifornii, wiemy lepiej niż inni, że natura potrafi nas upokorzyć”. (STOL)

 ?? Fot. Reuters/Forum ??
Fot. Reuters/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland