Polański wraca do Ameryki
Polski reżyser mieszkający na co dzień we Francji i w eleganckim kurorcie narciarskim w Szwajcarii chce ostatecznie zakończyć sprawę, która ciągnie się za nim od 40 lat. W 1977 roku, w domu Jacka Nicholsona, w czasie sesji zdjęciowej zgwałcił 13-letnią dziewczynkę. Amerykański wymiar sprawiedliwości i francuskie feministki nie chcą mu tego do dzisiaj zapomnieć.
83-letni dzisiaj reżyser chce pojechać do Stanów Zjednoczonych, aby raz na zawsze załatwić i zamknąć sprawę gwałtu. Jego adwokat zażądał od sędziego w Los Angeles gwarancji, że Polański nie trafi za kratki i że będzie mógł spokojnie opuścić Amerykę po uregulowaniu swojej sprawy z tamtejszym wymiarem sprawiedliwości. „Roman pojedzie do Los Angeles, ale po otrzymaniu zapewnień, że nie zostanie osadzony w więzieniu” – oświadczył prawnik, który zażądał od sądu udostępnienia zawarte- go w sekrecie porozumienia między Romanem Polańskim a Laurence’em Rittenbandem, prowadzącym sprawę. W liście tym obydwie strony uzgodniły, że polski reżyser nie spędzi więcej niż 48 dni w areszcie. Po 42 dniach zwolniono go, ale wtedy sędzia zmienił zdanie, zerwał porozumienie i zażądał dla Polańskiego 50 lat więzienia.
Reżyser może uniknąć osadzenia w amerykańskim więzieniu, jeśli sąd uzna, że zawarte w tajemnicy porozumienie jest ważne. W 1978 roku reżyserowi udało się wyjechać ze Stanów Zjednoczonych, ale amerykański wymiar sprawiedliwości wciąż go szukał i domagał się jego ekstradycji od Polski, która to żądanie odrzuciła, i od Szwajcarii. Przepychanka szwajcarsko-amerykańska trwała dłuższy czas, a Polański przebywał wtedy w areszcie w swoim domu w Szwajcarii, przed którym ustawiono patrol policji. W końcu jednak rząd w Bernie nie zdecydował się na jego ekstradycję i reżyser mógł wrócić do Francji.