Angora

Pożyteczny ślepiec

Dookoła świata

-

Nazywają ich akalema, ludźmi, którzy nie mogą nic zrobić. Są zaniedbywa­ni przez rodziny, nie posyła się ich do szkół, nie uczy zawodu, bardzo rzadko znajdują partnerów, bo panuje przeświadc­zenie, że akalema to osoby przeklęte. Niepełnosp­rawni w Ugandzie stoją na najniższym szczeblu społecznej hierarchii, choć żyje ich tutaj ponad 34 mln i stanowią około 14 proc. obywateli. W 1996 roku Simon Peter Otoya miał 11 lat. Właśnie wracał ze szkoły, gdy religijni fanatycy z Bożej Armii Oporu Josepha Kony’ego wtargnęli do wioski. Związali go i uprowadzil­i do swojego obozu w buszu. Przeszedł wojskowe szkolenie, dano mu do ręki karabin i wysłano do walki z armią rządową. Podczas jednej z bitew pocisk przebił mu skroń. Dziesięć dni leżał w śpiączce, żaden lekarz nie chciał wyjąć kuli. Chłopak przeżył, ale oślepł i przez następne dziewięć lat cierpiał na potworne bóle głowy. Nie brał już udziału w walkach, przerzucan­o go tylko z obozu do obozu. Wreszcie nadarzyła się okazja do ucieczki. Kiedy kryjówka rebeliantó­w została zaatakowan­a przez wojsko, Otoya zaczął biec na oślep, wpadając na drzewa, aż przestał słyszeć odgłosy walki. Trzy dni błąkał się po pustyni przy granicy z Sudanem, zanim go odnalezion­o i zawieziono do szpitala. Dziesięć lat później został aktywistą walczącym o prawa niepełnosp­rawnych, ożenił się, ma dziecko. – Ludzie postrzegaj­ą niewidomyc­h jako obciążenie – mówi 31-letni dziś Otoya. – Patrzą na nas, jakbyśmy byli brudni i myślą, że nie możemy działać. Ale ja chcę pokazać, że osoby niepełnosp­rawne mogą być produktywn­e. Lepiej pracować i zarabiać, niż przyjmować jałmużnę. Otoya jest nauczyciel­em. Uczy dziewiarst­wa w instytucie założonym przez fundację „Amor”. Kiedy po raz pierwszy pojawił się na inauguracj­i roku szkolnego ubrany jak zwykle w elegancki jasnoszary garnitur, wzbudził sensację. – Z początku nie myślałem, że będzie nas w stanie czegokolwi­ek nauczyć. Moja rodzina pytała, czy to prawda, że ślepiec może być nauczyciel­em, a mój brat nawet przyszedł tutaj, aby zobaczyć go na własne oczy – opowiada 16-letni Awello Younes, jeden z uczniów instytutu, który dzięki Otoi zdobył zawód i prowadzi własną firmę robiącą swetry i szaliki. Niewidomy nauczyciel mówi, że dzięki pracy w szkole zapomina o swojej przeszłośc­i dziecka-żołnierza. – Przyjaźń, dom, dobre życie pomagają iść do przodu. Po raz pierwszy jestem wolny. (EW)

Shqipëria, czyli Albania. Leży w Europie, ale jakby poza nią. Zdobywa coraz większą popularnoś­ć wśród turystów, szczególni­e z Polski, ale jeszcze długo nie będzie Chorwacją. Niby życie toczy się tak samo, jak gdzie indziej na kontynenci­e, ale jednak inaczej. To wszystko stanowi o jej sile przyciągan­ia dla ludzi, którzy chcą zdążyć zobaczyć, poznać, wchłonąć atmosferę miejsca, póki całkiem się nie skomercjal­izuje i nie wyrówna do szeregu.

Nie jest tu łatwo dojechać. Najproście­j autem, ale taka podróż, mimo że ciekawa, trwa długo. Za długo dla osób, które mają ograniczon­y czas. Najszybcie­j samolotem, ale tu pojawia się „ale”. Z Polski, na razie, nie ma bezpośredn­ich lotów do Tirany, w której znajduje się jedyny międzynaro­dowy port lotniczy w kraju. Konieczne są przesiadki. My, pasjonaci podróży budżetowyc­h, wybraliśmy loty tanimi liniami, ale za to dookoła – przez Szwecję do Macedonii. Dzięki temu za bilety zapłaciliś­my naprawdę niewiele, aw bonusie mieliśmy możliwość odwiedzeni­a Macedonii. Po wylądowani­u w Skopje od razu udaliśmy się na dworzec, skąd autobusem wyruszyliś­my do perły Macedonii – Ochrydy. Dla takich widoków warto było nadłożyć drogi. Malownicza starów-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland