Relaksator pana Arkadiusza
Dzięki wynalezieniu nawierzchni z odpadów znalazł stałą pracę, a jego wynalazek trafi do produkcji. Teraz wymyślił urządzenie odprężające.
Coraz więcej osób zgłasza się do Kancelarii z powodu prześladowań w miejscu pracy (mobbingu). Pani Lidia z jednej z łódzkich firm skarży się, że nowy dyrektor dwa tygodnie przed świętami zmienił grafik, narzucając pracę w dni świąteczne. Pracownicy próbujący wziąć urlop bezpłatny straszeni są zwolnieniami dyscyplinarnymi. Nie otrzymują również dodatkowego wynagrodzenia z tytułu świąt. Pani Lidia była zatrudniona na normalny czas pracy jako pakowacz, ale po śmierci taty poprosiła o zmianę i przeszła na tryb weekendowy jako operator maszyn. Pracownicy zanieśli grafiki do PIP, ale jak do tej pory nic nie wskórali. Pracują więcej godzin, niż wynika z umowy. Pani Lidii nie chcą przywrócić na stanowisko pakowacza, chociaż ogłaszają, że poszukują na to stanowisko ludzi. Każdego, kto się sprzeciwi, straszą zwolnieniem lub zmuszają do dobrowolnego odejścia z pracy. Pozorują awarię maszyn lub podkręcają je na większą produkcję, aby zmiana weekendu nadrobiła braki z tygodnia, co wiąże się z brakiem przerwy śniadaniowej jak i przydzielaniem osób nieprzeszkolonych. Są wśród tych osób również cudzoziemcy, których nikt nie szkoli wcześniej, i muszą zrobić to osoby pracujące długo na danym stanowisku, lecz argumentacja nieznajomości języka nic nie daje. Kiedy nie wyrabiają planu, mają za to potrącane. W 2015 roku pracodawca został ukarany za narzucanie nadgodzin, lecz teraz robi to samo. Pisali skargi, ale na próżno.
Tak jest w bardzo wielu miejscach. Kiedy ktoś wynosi z zakładu dokumenty świadczące o fałszowaniu kart pracy czy dokumentów związanych z wypłatami, pracodawca oskarża go o kradzież i wysyła mu do domu policję, która przeprowadza rewizje. Buntownicy są zaszczuwani, sądy pracy są powolne, ale też skłonne raczej przyznawać rację pracodawcy nawet wtedy, gdy jest oczywiste, że ten kantuje pracowników. Normalnie takie sprawy powinny załatwiać związki zawodowe, ale bardzo często z naruszeniem prawa się tych ludzi się zwalnia. Tak jak w Zabrzu, gdzie związkowcy, którzy zgłosili mobbing i nadużycia dyrekcji, zostali wylani, choć chronił ich immunitet związkowy. Trudno więc się dziwić, że zwracają się do nas, licząc, że sprawy nagłośnimy i pomożemy prawnie. Kiedy jednak trzeba stanąć przed kamerą, wielu ogarnia strach, że już nigdzie nie znajdą pracy. I pomyśleć, że walka o demokrację w naszym kraju rozpoczęła się od żądania wolności zrzeszania się w związki zawodowe.
Głowa Arkadiusza Brzeskiego jest pełna pomysłów. Całe życie bowiem zajmuje się... wynalazkami, które zgłasza do urzędu patentowego. Wymyślił ich już 15. Za piec, który spala każdy rodzaj odpadów, Brzeski zarobił 130 tys. zł, bowiem zainteresował się nim inwestor z Afryki. Sprzedał dom pod Brzezinami i kupił mieszkanie w Łodzi. Dzięki kolejnemu wynalazkowi, czyli nawierzchni z plastikowych butelek i piasku, która może zastąpić asfaltową, otrzymał stałą pracę jako technolog w firmie zajmującej się utylizacją śmieci.
– Po artykule w waszej gazecie zgłosił się do mnie inwestor z drugiego końca Polski. Zaproponowali mi współpracę, bo mieli odpady, które ciężko zagospodarować. Opracowałem dla nich technologię. Teraz dostaną jakąś dużą dotację i będą produkować z tego materiału płyty budowlane, z których stawiać mają domy – cieszy się Arkadiusz Brzeski. – W planach mam już spotkanie z inwestorami z Chin, którzy zainteresowali się moją masą z odpadów.
Niedawno do głowy przyszedł mu nowy pomysł – urządzenie, które roboczo nazwał konektorem. – Wymyśliłem, że ustawiając sześć głośników naprzeciwko siebie, będziemy mieć potrójny dźwięk stereo – opowiada wynalazca. – Jeśli wygeneruje się częstotliwości zsynchronizowane ze światłem, na mózg będą oddziaływać fale alfa, gamma, delta, które pojawiają się w czasie snu, relaksu i głębokiej medytacji. Działa to usypiająco. Konektor (od connect, czyli połączyć – od działania na różne zmysły) może mieć zastosowanie w medycynie – u pacjentów przed operacjami lub przed lotem samolotem.
Skonstruował dwa urządzenia. Jedno – przenośne – zrobił ze słuchawek (docelowo wyposażonych w pulsujące światło). To większe, stacjonarne, składa się z sześciu głośników, pośrodku stoi krzesło, a naprzeciwko człowieka siedzącego na krześle puszczane jest pulsujące światło. – Znajomi, którzy posiedzieli w słuchawkach około dwudziestu minut, nie mogli się z tego transu wyrwać. Odlatywali – dodaje.
Pan Arkadiusz liczy, że z konektora będą też korzystać osoby, które pracują w stresujących warunkach. Takie słuchawki mają kosztować kilkaset złotych. Wynalazek jest już zgłoszony do urzędu patentowego. Pojawił się nawet inwestor z Chin, który się nim interesuje. Jeśli uda się go sprzedać, pan Arek wybuduje swojej rodzinie dom.