Rozmowa z prof. ANDRZEJEM CHWALBĄ, historykiem
– Serial, którego akcja dzieje się w Krakowie, przenosi nas do czasów belle époque. Jakie są ramy czasowe tego okresu w historii?
– Nie ma jednej definicji, ale najczęściej publicyści i historycy przyjmują początek tego okresu na okolice roku 1871, kiedy doszło do zjednoczenia Niemiec. To stworzyło warunki do stabilnego, dobrego rozwoju państw europejskich. Ale są też tacy, którzy mówią, że belle époque, czyli ten „piękny okres”, rozpoczął się około roku 1900. Wszyscy są zgodni, że zakończył się wraz z wybuchem pierwszej wojny światowej. Niektórzy uważają, że znakiem nowej epoki, tego nowego świata, było wybudowanie wieży Eiffla, która dominowała nie tylko nad Paryżem, ale nad całym światem. Pokazuje to, że serce belle époque pochodzi z Francji. Stąd też ta nazwa występuje w wariancie francuskim, a nie angielskim.
– A co było zwiastunem nowej epoki w Krakowie?
– Tyle się działo, że aż głowa pęka od dokonań miasta w tym okresie. Beneficjentem zmian w Europie są duże miasta Galicji: Kraków i Lwów podczepione pod dwa wielkie parowozy, czyli Wiedeń i Budapeszt. W 1866 roku Kraków otrzymuje statut miasta samorządowego, może sam o sobie decydować.
– Jaki był Kraków przed tymi zmianami?
– To było miasto brudne, cuchnące, brzydkie, rozsypujące się. Kraków był znany z nieprzyjemnych zapachów. Przez miasto płynęły ścieki, ludzie wrzucali tam wszystko, co mogli. Fetor był dojmujący i dominujący.
– A co się zmieniło z ściem nowej epoki?
– Kiedy Rada Miasta, w 1866 roku, wybrała w swojej mądrości na prezydenta Józefa Dietla, który z niemieckiego Austriaka stał się Polakiem, a do tego krakusem, wszystko zaczęło się zmieniać. Przygotował z wielkim rozmachem projekt zmian cywilizacyjno-kulturowych: wodociągi, kanalizacja, osuszanie bagien, uregulowanie Rudawy, zakopanie Młynówki i wreszcie wytyczył to, z czego dziś Kraków jest znany – Planty Dietlowskie. Następuje uporządkowanie przestrzeni miasta, powstają nowe środki komunikacyjne, w 1901 roku pojawia się tramwaj elektryczny, nadej- telefon. W 1914 roku pojawił się pierwszy autobus miejski. Pojawia się pogotowie ratunkowe – to krakowskie jest pierwszym na ziemiach polskich. Są nowoczesna straż pożarna i poczta. I wreszcie belle époque to wrażliwość krakowskich elit na zabytki i historię. W pierwszej połowie XIX wieku tej wrażliwości nie było, wiele budynków zostało zniszczonych. Dwukrotnie przymierzano się na przykład do zburzenia Collegium Maius. Na szczęście zabrakło na to pieniędzy. A w drugiej połowie XIX wieku nikt już nie myślał o burzeniu, a jeżeli, to niszczyło się rudery, a w ich miejscu wyrastały nowe, piękne budynki. Wybudowano inspirowany operą paryską Teatr Słowackiego. To był rok 1893, a już w 1901 roku wystawiono tam „Wesele”. Sukiennice, które dzisiaj podziwia świat, w latach 70. XIX wieku wyglądały bardzo nieciekawie. Były obudowane brudnymi budami. Dopiero po renowacji powrócono do gotycko-renesansowych sukiennic. A na górze urządzono Muzeum Narodowe! Siemiradzki ofiarował tam pierwszy wspaniały obraz – „Pochodnie Nerona”. Tak się zaczęła kariera Muzeum. Gdy Czartoryscy zobaczyli, że Kraków staje się centrum kultury środkowoeuropejskiej, Władysław Czartoryski przeniósł tu z Paryża Muzeum Czartoryskich. Łącznie z najwspanialszymi obrazami, z których Polska i Kraków są do dzisiaj dumne.
– Co Kraków wyróżniało spośród innych miast?
– To, co wyróżnia go do dzisiaj. Mieszkańcy Krakowa kochali się w uroczystościach. Były długie, bo w Krakowie żyło się wolniej niż w innych miastach, kawa musiała być duża, a nie z ekspresu i nie pita przy kelnerze na stojąco, bo to było barbarzyństwo. Podobnie przebiegały uroczystości: wolno, spokojnie, najpierw po bożemu, w kościele, później długie przemówienia, bo każdy krakus, który się liczył, musiał przemówić. – Krakowianie lubili się bawić? – Tak, ale to były bardzo patetyczne uroczystości. Nie wiem, czy chodziło o zabawę, bo drugą ważną uroczystością były i są pogrzeby. Stypa to gwarancja dobrego jedzenia, ale niekoniecznie rozrywka. W 1890 roku wprowadzono prochy Adama Mickiewicza na Wawel, później powstał panteon na Skałce. Rozkopywano stare sarkofagi i przenoszono zasłużonych do paulinów na Skałkę. Trudno nie wspomnieć też o Wawelu, który stał się świątynią narodową, miejscem pielgrzymek Polaków z kraju i emigracji. Dostrzeżono, że pamiątki to też dobry biznes. Kraków staje się miastem, które nazywa się „service city”, czyli miasto usług. Nie ma wielkiego przemysłu, ale są restauracje, oberże, rozrywka. Powstaje doskonały kabaret Zielony Balonik. W całej Polsce lepszego nie było. Wszystko, co ważne i cenne, jest lokowane w Krakowie; wyraźnie dominuje nad innymi miastami.
– Jak wyglądali ludzie tej „pięknej epoki”?
– Mężczyźni ubierali się w kontusze. Ten ubiór szlachecki w XIX wieku stał się manifestacją przywiązania do polskości, dlatego w kościele Mariackim w niedziele, o godzinie 13, pełno było kontuszowych braci. To była specjalność Galicji. Kobiety nosiły gorsety; nawet dziewczyny pracujące w fabrykach. W latach 1870 – 1880 były też krynoliny. Dzięki nim wydawało się, że suknia składa się z kilkunastu warstw, a tak naprawdę pod suknią kobieta miała drewnianą konstrukcję umocowaną na rzemieniach. Problemem było to, że taka suknia mogła się zapalić, a kobieta spłonąć... zdarzały się takie przypadki. Gorsety były za to źle oceniane przez lekarzy. Kolejna charakterystyczna część garderoby to olbrzymie kapelusze, które z czasem stawały się coraz mniejsze. Dlaczego? Bo w latach 90. pojawiają się pierwsze kina. Kobiety przychodziły w tych dużych kapeluszach do kin, a ludzie zza nich nic nie widzieli. Krzyczeli: „Zdejmijcie kapelusze!”. Zaczęły więc nosić coraz mniejsze nakrycia głowy. Reprezentacyjną sceną Krakowa w okresie belle époque był Rynek Główny w części A-B, ludzie pokazywali tam nowe kreacje przywiezione z Wiednia czy Paryża. Było to krakowskie atelier, miejsce próżności.
– Co zakończyło ten „piękny okres” w historii?
– Zamach w Sarajewie, który zburzył wszystko. Wojna zmiotła belle époque. Już nigdy nie będzie tak dobrze jak w tym czasie. Od zakończenia tej epoki świat stał się histeryczny i nieprzewidywalny.
Andrzej Chwalba – historyk i eseista, profesor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, badacz dziejów Krakowa.
Mówi się o nim najpopularniejszy Mongoł w Polsce. Uśmiechnięty, czasem nieporadny i bardzo naturalny. Bardzo szybko zjednał sobie sympatię polskich widzów. Showman, dziennikarz, satyryk. Zaczynał w TVN w programie „Szymon Majewski Show” jako reporter nieistniejącej telewizji mongolskiej U1 Bator.
Spóźnia się na spotkanie. Był u rodziców, którzy wyprowadzili się za miasto. – Staram się odwiedzać ich jak najczęściej. Mieszkają tam dekadę razem z babcią. Chcieli mieć coś swojego i w końcu kupili domek. Wciąż jednak pracują w Warszawie i muszą dojeżdżać.
Zwraca uwagę, że zbliża się mongolski nowy rok. – Babcia, przy mojej pomocy, musi zatem ulepić setki pierogów z mięsem. Gotowane są na parze. Podobnie jak rosyjskie manty lub gruzińskie chaczapuri. Jestem w tym dobry. Wychowałem się z babcią, to mnie nauczyła.
W Mongolii nowy rok jest ruchomy. Zależy od kalendarza i od księżyca. – Raz wypada w styczniu, raz w lutym, rzadko w marcu. To dla nas święto szczególne. Oddaje się wtedy cześć najstarszej osobie. Tak więc wszyscy zaprzyjaźnieni z nami Mongołowie przyjeżdżają do babci najeść się pierogów i dostać prezent. Taka jest tradycja. Przyjeżdżają najbliżsi. Święto podobne do polskiego Bożego Narodzenia, ale bez religijnych kontekstów.
Pochodzenie, rodzinna tradycja są w jego życiu bardzo ważne. – Należy znać historię i zapoznać się, kim byli moi przodkowie i kim my jesteśmy. Ze względu na to, co przeżyłem i co robię, moje serce jest biało-czerwone. Myślę już też po polsku. Zawsze jednak pamiętam, skąd pochodzę.
Opowiada, że kiedyś w Polsce żyło wielu Mongołów. – Teraz jest ich mniej. Przeprowadzili się do innych krajów. Nad Wisłą mieszkają głównie lekarze.
Jego zdaniem mentalność polska i mongolska są do siebie podobne. – Może przez to, że i my, i Polacy byliśmy wiele lat pod okupacją, żyliśmy pod radzieckim zaborem. Stąd wiele nas łączy.
Rodzice przyjechali do Polski w 1996 r. Są lekarzami. On urodził się jeszcze w Mongolii. I tam rozpoczął edukację w szkole podstawowej. Ma rodzeństwo: brata w wieku 27 lat