Masowy grób małych dzieci
Powołana przez rząd irlandzki komisja śledcza dokonała makabrycznego odkrycia. Na terenie dawnego ośrodka dla niezamężnych matek w Tuam, prowadzonego przez zakonnice, znaleziono masowy grób dzieci.
Dziewięciotysięczne miasto Tuam położone jest w hrabstwie Galway w zachodniej Irlandii. Ośrodek dla matek i ich dzieci pod wezwaniem Najświętszej Maryi istniał w latach 1925 – 1961. Prowadziły go siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. Podczas poszukiwań przebadany został podziemny zbiornik, podzielony na 20 komór. W 17 z nich znaleziono, jak głosi wydany 3 marca oficjalny komunikat, „znaczne ilości ludzkich szczątków”. Badania metodą radiowęglową i analizy DNA wykazały, że to kości – od 36-tygodniowych płodów, po trzyletnie dzieci. Najwięcej zgonów nastąpiło w latach pięćdziesiątych XX wieku. Podziemna struktura była częścią zbiornika na nieczystości, używanego do 1937 roku.
Komisja śledcza prowadzi dochodzenie, chcąc ustalić, kto jest odpowiedzialny za tego rodzaju pozbycie się ludzkich szczątków.
W Irlandii przez dziesięciolecia panowały bezlitosne obyczaje, zarówno wśród katolików, jak protestantów. Kobiety, które urodziły dziecko poza małżeństwem, także ofiary gwałtów, uważane były za „niewiasty upadłe”, „bezwstydne grzesznice”. Nie było dla nich miejsca w społeczeństwie. Często wyrzekały się ich rodziny. Dlate- go utworzono dla nich dziesięć ośrodków prowadzonych przez zakonnice. Jednym z nich był dom w Tuam. Dzieci oddzielano od matek, testowano na nich szczepionki, sprzedawano do adopcji w Stanach Zjednoczonych. W ośrodkach szalały odra, szkarlatyna, gruźlica i inne choroby zakaźne. Państwowa inspekcja, która w 1947 kontrolowała ośrodek w Tuam, stwierdziła, że dzieci są „wycieńczone”. Zachował się wywiad radiowy, przeprowadzony z dawną pracownicą ośrodka Julią Devaney (nie żyje od ponad 20 lat). Pani Devaney relacjonowała, że maluchy w ośrodkach „umierały jak muchy”.
„To było przerażające miejsce, zimne, smutne i pozbawione miłości. To nie był dom, dzieciaki lepiej miałyby w rodzinie z pijanym ojcem. To była obrzydliwa stara dziura”.
Gdy ośrodek został zamknięty, budynki zburzono. Na części terenu stanęło osiedle mieszkaniowe, urządzono też dziwnie wielki plac zabaw. Okoliczni mieszkańcy wiedzieli o masowym grobie. W 1975 roku dziesięciolet- ni Barry Sweeney wraz z kolegą przeskoczył mur otaczający część dawnego domu dla samotnych matek. Podczas zabawy chłopcy zwrócili uwagę na betonową płytę. Kiedy w nią uderzali, wydawała głuche dźwięki. Zaciekawieni podnieśli płytę i zamarli ze zgrozy. Ujrzeli komorę pełną szkieletów. Przerażeni opowiedzieli o wszystkim rodzicom. Przyszedł ksiądz, pobłogosławił miejsce pochówku. Ludzie zasiali tra- wę, posadzili kwiaty i chcieli o wszystkim zapomnieć.
Sprawa popadłaby w zapomnienie, gdyby nie miejscowa historyk Catherine Corless, która postanowiła wyjaśnić tragiczną przeszłość. „Wszyscy wiedzieli o masowym pochówku, rada hrabstwa, policja, władze zakonu. Ale to ukrywali. Powiedzieli mi, żebym nie zajmowała się rzeczami, które wydarzyły się tak dawno”, relacjonowała. Ale Catherine Corless była uparta. Zdobyła dostęp do aktów zgonu dzieci zmarłych w ośrodku w Tuam. Za każdy z nich zapłaciła z własnych pieniędzy 4 euro. Okazało się, że w domu dla niezamęż- artykułuję dosadnie, że nie powinni głosować w sprawach Polski, gdyż są tam zbyt długo i nie wiedzą wiele o kraju. Część już się na mnie obraziła. Przyjechałam do Polski jako człowiek wolny (bardzo byłam też zaangażowana w prawdziwą „Solidarność”, mam 64 lata), a coraz częściej czuję się jak „zbity pies”. Draństwo władzy widzę wszędzie –w kulturze, sztuce, szkolnictwie. Jakże mi żal tych wspaniałych aktorów, artystów, reżyserów, dziennikarzy poniżanych przez nowe rządy – niewiele mogą zrobić, choć bardzo chcą. A w moim sercu oprócz poparcia dla nich jest taka wielka żałość, że naród nic nie może, a wiele autorytetów też nic nie może – ci ludzie są wyśmiani, opluci i znieważani. Próbuję wyrwać się z letargu niemocy, nych matek zmarło 796 dzieci w wieku od 2 dni do 9 lat. Ale zachował się dokument świadczący o tym, że jedno dziecko zostało pochowane na cmentarzu. Historyk była pewna, że pozostałe pogrzebano w nieoznakowanym grobie. Pani Corless dowiedziała się też, że w ośrodku w Tuam zmarło 9 matek. Z dokumentów wynika, że tylko cztery kobiety pochowano na cmentarzach. Reporterzy potem ustalili, że zmarła w ośrodku Kathleen Tully spoczęła w grobie swej rodziny, ale na pomniku nie umieszczono jej imienia.
Catharine Corless zażądała dostępu do akt hrabstwa, pochodzących z lat 1925 – 1961. Nie uzyskała zgody; udostępniono jej tylko dokumenty wystawione od 1970 roku. Urzędnicy nie wiedzieli, że na jednej z map oznaczone zostało „miejsce pochówku”.
W 2014 roku wstrząsającą sprawę w końcu ujawnili dziennikarze.
Rząd powołał komisję śledczą. Dochodzenie objęło 17 różnych prowadzonych przez Kościół obiektów. Arcybiskup Dublina powiedział: „Jeśli takie rzeczy działy się w Tuam, prawdopodobne jest, że wydarzyły się również w innych ośrodkach dla matki i dziecka w całym kraju”. Władze zakonu oświadczyły, że cała dokumentacja ośrodka w Tuam została w 1961 roku przekazana władzom hrabstwa, a wszystkie siostry, które pracowały w domu dla niezamężnych matek, już nie żyją.
Catherine Corless uważa, że obecnie zakonnice powinny przeprosić i dla każdego dziecka urządzić osobną mogiłę.
Donnach O’Laoghaire, parlamentarzysta z partii Sinn Féin, nazwał odkrycie masowego grobu oskarżeniem wobec Irlandii tamtych czasów i narodowym skandalem. Istnieją obawy, że inne masowe groby znajdują się pod budynkami mieszkalnymi. (KK) działam społecznie, wspieram biednych, uczę się i innych, ale na razie jestem wściekła, że nic nie mogę. Na pewno nie zwątpię całkowicie, chcę tylko, aby młodzi mimo 500+ nie stracili godności i rozumieli właściwie ten proces „rozmycia mózgu”, który toczy się na naszym narodzie. Może to śmieszne, ale ja jestem na etapie bicia się z władzą poezją i propaguję Leśmiana – poetę odrzuconego – jako patrona 2017 roku. Czytajcie go wszyscy, a potem będziemy poszukiwać następnych naszych przewodników w tych jakże trudnych czasach. Tak samo było w czasach prawdziwej „Solidarności”. Nic straconego.