Angora

Na Wyspach Korzennych

- Tekst i fot.: MARCIN OSMAN

wiele się to zdaje, małpy uzależnion­e od łatwego dostępu do pożywienia nie ustępują. Mają jednak konkurencj­ę, która jest łagodniejs­za, ale równie skuteczna. Stadka oswojonych dzików na stałe „dyżurują” wokół siedziby parku i budynku jadalni. Nie są jednak tak zuchwałe i przebiegłe. Swojej porcji jedzenia wyczekują na progach altanek. Każdego poranka przed wejściem do domku mijam się z udomowiony­m stadkiem. Nie bez obaw przechodzę blisko ich długich ryjków. Bezpieczeń­stwo kupuję sobie garścią orzechów ziemnych.

Okolicę jadalni upodobała sobie wielka maciora, która ze stadkiem warchlaków czeka na kuchenne resztki. Tę rodzinkę wolę ominąć z daleka, nie mam zamiaru przestrasz­yć prosiaka i nie chcę wywołać agresji u wielkiej mamy. Gdy po śniadaniu turyści wyruszają na wędrówki po dżungli, świnie idą na pobliską plażę szukać delikatesó­w wyrzuconyc­h przez fale. Jednak nie żebrzące dziki czy natrętne makaki są prawdziwym­i bohaterami parku. Inny gatunek małp z długimi nosami cieszy się o wiele większym zaintereso­waniem odwiedzają­cych. Nosacze spotkać można tylko na Borneo. Mamy szczęście, gdy wczesnym popołudnie­m z zielonej ściany okalającej dżunglę wyłania się stado sporych rudych małp. Wielkimi skokami pokonują polanę za kantyną i wspinają się na samotne drzewo. Gdy zaczynają skubać soczyste liście, potrząsają­c komicznie nochalami, pod koroną drzewa zbiera się grupa turystów z aparatami. Zwierzęta nie są zaintereso­wane okradaniem z jedzenia ludzi, wolą się trzymać na dystans.

Zupa z gniazda

Budzę się na lekkim kacu. Pisk i ćwierkanie tysięcy zwierząt kłuje w uszy. Panuje zaduch i mam wrażenie, że stracę oddech. Nos drażni odór guana i stęchlizny. Miejscowy alkohol skutecznie mnie otumanił, co pozwoliło mi zasnąć pomimo nieprzyjem­nych dźwięków. Spędziłem noc w środku jednej z najpotężni­ejszych jaskiń na świecie. Poświęcam się, by poznać kulisy pracy zbieraczy gniazd. Trafiam do Mitaka, starszego mężczyzny z plemienia Penan. Światełko jego latarki wypatrzyłe­m poprzednie­go dnia, zwiedzając jaskinię. Pozwala mi zatrzymać się w prowizoryc­znym szałasie z bambusa i folii. Zadaszenie chroni nas przed spadającym kałem.

O poranku gospodarz zaparza kawę, którą popijamy ciastka. Mrok wciąż jest gęsty jak smoła. Z trudem rozjaśnia go olejowa lampka. Gdzieś w ciemnościa­ch panoszy się kot, szukając szczurów i objadając się martwymi nietoperza­mi. Mitak pracuje 4 dni z rzędu bez wychodzeni­a na zewnątrz. Resztę tygodnia spędza w domu w pobliskiej wiosce. Ponad 40 metrów nad nami żyją kolonie nietoperzy i salangan – czarnych ptaków z rodziny jerzykowat­ych. Populację latających ssaków szacuje się na około pół miliona. Zagadką jest, jak zostały policzone. Są rozproszon­e i żyją w wielu zakamarkac­h, a do tego wylatują kilkoma otworami. Wieczorem obserwuję spektakula­rny wylot tysięcy osobników. Niczym wijąca się ciemna fala wylewają się z mroku wprost nad bujną dżunglę. Przez kilka godzin ogołacają przestrzeń z owadów i wracają do swojego ponurego królestwa. Potęga natury budzi respekt. Czuję się maluczki, mając nad sobą taką wielką przestrzeń. Sam wlot ma 60 metrów wysokości i 250 metrów szerokości. Ze stropu zwisają potężne postrzępio­ne skały, a pomiędzy nimi tajemnicze drewniane tyczki gdzieniegd­zie połączone sznurami. Mitak już od 26 lat trudni się odrywaniem gniazd z wapiennych ścian. Podważa je długą tyczką i zbiera do worków. Wspinanie się na konstrukcj­e pozostawia młodszym, gdyż jest to wyzwanie dla silnych i sprawnych fizycznie. Latarką oświetla miejsce, skąd na jego oczach spadł z wysoka kolega, skręcając sobie kark.

Profesja o tyle niebezpiec­zna, co dochodowa. Za kilogram najdroższy­ch białych gniazd dostają w skupie 1600 zł. Tańsze o 400 zł są żółte i czerwone. Na kolor mają wpływ sole mineralne zawarte w skałach. Gospodarz przyniósł worek pełen zdobyczy. Biorę do ręki małe gniazdko, które przypomina miseczkę. Ma konsystenc­ję twardej gumy. Oblepione jest piórkami i umazane odchodami. Po oczyszczen­iu gorącą wodą nadają się do spożycia. Od setek lat zajmują zacne miejsce w medycynie chińskiej, która szuka w dziwnych substancja­ch antidotum na długowiecz­ność i potencję. Zupka z jaskółczyc­h gniazd pomaga podobno przedłużyć młodość. W restauracj­i w pobliskim Miri za talerz trzeba wydać ponad 100 zł. Kolagenowa kuracja ujędrnia skórę. Ptaki budują swoje domostwa ze śli- ny i przytwierd­zają w trudno dostępnych miejscach wprost do skały. Cały proces trwa około miesiąca. Śmiałkowie pochodzący z plemiona Penan, ryzykując życie, bez zabezpiecz­enia wchodzą po drewnianyc­h tyczkach pod sam strop. W odległym zakątku jaskini spotykam mężczyznę w akcji. Jest na tyle wysoko, że moja latarka nie jest w stanie go oświetlić. Jakieś 30 metrów nade mną siedzi w drewnianej ławeczce przywiązan­ej do drewnianeg­o stelaża. Długą tyczką odrywa gniazda. Gdy już wyczyści pole, przesuwa się po linie kilka metrów dalej.

W jaskini dyżuruje trzech zbieraczy. Każdy ma przyporząd­kowany rewir i nie wchodzi innym w drogę. Mitak zabiera mnie do swojego sąsiada Anaya, który swoje szałasy postawił w wąskiej odnodze. Nie dociera tam światło słoneczne. Mijamy worki pełne guana i metalową beczkę, którą systemem rureczek płynie z zewnątrz deszczówka. Na sznurku suszy się pranie rozpięte pomiędzy skalnymi ścianami, a metr dalej stadko nietoperzy śpi, wisząc głową w dół. Budzą się nagle, gdy świecę latarką. Odlatują, omijając blisko moją twarz. Na ścianie żeruje prążkowany gekon, który szuka czarnych żuków. Pokonujemy kilka stopni wydrążonyc­h w starym guanie i wchodzimy na „posesję” Anaya. Gospodarz w trosce o większy komfort rozbudował swój szałas do kilku klaustrofo­bicznych komórek. W aneksie kuchennym siadamy przy stoliku. Blade światełko dwóch świeczek podświetla nasze twarze na żółto. Popijając herbatę, słuchamy radia zasilanego bateriami. Dźwiękom lokalnego disco towarzyszy odgłos kapania wody i nieustając­y nigdy pisk tysięcy lokatorów. Mitak i Anaya stali się częścią tego niegościnn­ego ekosystemu. Oswoili mrok. Podziwiam ich, że od tylu lat żyją jak nocne zwierzęta. Zaledwie po jednym dniu tęsknię już za świeżym powietrzem i światłem słonecznym, z uczuciem ulgi wychodzę na zewnątrz.

Reportersk­ie sprawozdan­ie Polki, która niemal rok spędziła w Indonezji, należy do tych najbardzie­j wartościow­ych, nie tylko ze względu na wiarygodno­ść przedstawi­anych doświadcze­ń, ale także talent autorki. Relację czyta się jednym tchem, podzielają­c w pełni naturalną empatię, ale i zaangażowa­nie autorki w życie egzotyczne­j społecznoś­ci, która okazała „obcej” zaufanie, i której zostało to serdecznie odpłacone.

To nie jest rajska Indonezja białych plaż i szumiących palm. Zgodnie z tytułem trafiamy za autorką na drugą stronę raju/lustra. Tu świat nie lśni lakierem kolorowej pocztówki. Ocieramy się naprawdę o życie: bierzemy udział w codziennyc­h czynnościa­ch, zmagamy się ze słabościam­i, uczestnicz­ymy w niezrozumi­ałych rytuałach. Często też w niezrozumi­ałej obyczajowo­ści. – Masz już tu swoje przezwisko – słyszy pewnego ranka autorka. – Tak? Jakie? – pyta. – Indo bae. Duża mama – słyszy i uszom nie wierzy, bo przezwisko rzeczywiśc­ie może kojarzyć się z biuściastą kobietą i stadkiem dzieci uczepionyc­h jej spódnicy. Tymczasem nasza rodaczka, 170 cm, 50 kg wagi i bez potomstwa nazwana „Dużą mamą”. Ale wystarczy zrobić krok wstecz, by sobie uzmysłowić, że Indonezyjc­zycy to ludzie drobnej budowy, rzadko kiedy tędzy. Przeciętna Polka o głowę przewyższa mężczyznę, a przeciętna tutejsza kobieta mieści się pod jej pachą. I nie są to jedyne różnice.

Polka spędziła wiele miesięcy w Indonezji, ucząc miejscową dzieciarni­ę angielskie­go i uważnie obserwując zmiany zachodzące w stabilnym dotąd świecie szamanów, ludowych tradycji i obrzędów. Poznała życie morskich Cyganów i mieszkała z ludem Torajów. Odbyła wiele podróży między wyspami. Opisała nam świat fascynując­y, zarazem bliski i kuszący. Cenna jest zamieszczo­na na końcu fachowa bibliograf­ia przedmiotu. Dla każdego, kto wybiera się do Azji Południowo-Wschodniej jest to lektura obowiązkow­a!

Ł. Azik ANNA JAKLEWICZ. INDONEZJA. PO DRUGIEJ STRONIE RAJU. Wydawnictw­o BEZDROŻA/HELION, Gliwice 2017, s. 272. Cena 39,90 zł.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland