Ciągła radość pisania
Rozmowa z MARIUSZEM URBANKIEM, pisarzem i publicystą
– Zaczynałeś w nieistniejącym już dziś studenckim tygodniku „itd.”. Ile to było lat temu?
– O Boże..., trzydzieści z okładem. Byłem studentem prawa i wygrałem konkurs na dolnośląskiego korespondenta. A za jakiś czas dostałem tam etat. Później był roczny epizod w „Przeglądzie Tygodniowym”, jeszcze później „Wprost”, a od 1994 roku przez jedenaście lat pracowałem w „Polityce”. Byłem tam reporterem zajmującym się Ziemiami Zachodnimi, od Opola po Szczecin. Oczywiście cały czas pisałem w „Odrze”. Można powiedzieć, że „Odra” była od zawsze.
– Felieton „Stan przejściowy” piszesz tam już od ponad 25 lat. Wciąż nie brakuje ci inspiracji?
– To jest felieton satyryczno-polityczny i rzeczywistość wciąż dostarcza mi inspiracji. Chociaż, przyznam się, że ostatnio miałbym ochotę napisać tylko „kurwa mać” i podpisać się Mariusz Urbanek. Od lat opisuję rzeczywistość poprzez pokazywanie absurdów, ale teraz absurd przerasta już moją wyobraźnię. – Na przykład? – Wyśmiewając stosunki w polskiej polityce, nigdy nie przewidziałem sytuacji, że polscy generałowie będą zmuszeni do salutowania 27-letniemu pomocnikowi aptekarza. To jakaś kompletna paranoja.
– Napisałeś wiele znakomitych biografii, między innymi Broniewskiego, Brzechwy, Tuwima. Masz też w dorobku opowiadania dla dzieci...
– Napisałem też parę książek o Wrocławiu i Dolnym Śląsku. W ten sposób spłaciłem dług temu miastu i regionowi, bo przyjechałem tutaj z Opola. – Jesteś maniakiem pracy? – Moja żona twierdzi, że za dużo pracuję. I pewnie ma rację, bo to widać po moim dorobku. Ale pisanie sprawia mi cały czas przyjemność i daje satysfakcję. Nie żałuję więc czasu, który temu poświęcam.