Angora

Była zakonnica pozwała zakon

- PIOTR IKONOWICZ wini/gp/jb

„Jestem z Wrocławia. Samotnie wychowuję trójkę dzieci. Przebywam w mieszkaniu, które udostępnił­a mi moja kuzynka. Jednak mogę tam być tylko do czerwca. Mam złożone podanie o mieszkanie komunalne. Okres oczekiwani­a to 5 – 10 lat. Gdzie mam szukać pomocy? Nie stać mnie na wynajem po cenach rynkowych, co mogę zrobić w mojej sytuacji? Czy działacie Państwo we Wrocławiu? Żeby przyjść, porozmawia­ć? Poradzić się?”.

Niestety. Kancelaria Sprawiedli­wości Społecznej nie ma jeszcze komórki w stolicy Dolnego Śląska. A takie listy otrzymujem­y z całej Polski. I wszędzie jest podobnie. Samorządy nie chcą budować mieszkań komunalnyc­h ani socjalnych, bo uważają to za zbędny balast. Podejmujem­y jednak interwencj­e u wielu prezydentó­w, burmistrzó­w i wójtów. W najbliższy­m czasie wybieram się z wizytą do prezydenta miasta Gdyni w sprawie kilkuset mieszkańcó­w tzw. Pekinu – osiedla położonego na Wzgórzu Orlicz-Dreszera. Jest to dzielnica slumsów istniejąca od czasów budowy portu w Gdyni. Ludzie nie tylko nie mają tam podstawowe­j infrastruk­tury, jak kanalizacj­a, oświetleni­e, utwardzone drogi, ale przede wszystkim żadnego prawa do gruntów, na których posadowion­e są ich biedadomki.

Kiedy teren wart 60 milionów złotych został zwrócony spadkobier­com, zaczęło się nękanie, nielegalne wyburzenia, oszustwa i zastraszan­ie ze strony administru­jącego tym osiedlem słynnego ze swej bezwzględn­ości niejakiego Arkadiusza. Jednak czas oczekiwani­a na mieszkanie komunalne bądź socjalne w Gdyni to co najmniej 7 lat. Miasto wymyśliło więc, że pomoże właściciel­om pozbyć się mieszkańcó­w i zarobić na atrakcyjny­m terenie, dopłacając do rynkowego czynszu tym, którzy wyniosą się stamtąd dobrowolni­e. Ludzie, którzy dziś mieszkają w bardzo trudnych warunkach, bo nie stać ich na wolnorynko­wy najem, mają być wyrzuceni na tenże rynek z niejasną obietnicą dopłat przez może dwa, trzy lata. A potem? Potem nie wiadomo. Może będą pisać do nas listy, że nie mają się gdzie podziać?

Kłopot w tym, że miasto Gdynia budowy bloku komunalneg­o nawet nie ma w planach. Za to planuje wydanie kilku milionów złotych na „rewitaliza­cję” tego prywatnego przecież terenu. Za te pieniądze można by zbudować mieszkania dla potrzebują­cych i do tego chcemy przekonać włodarzy miasta. Żeby nie wydawali publicznyc­h pieniędzy na pomoc finansową właściciel­om, tylko na ratowanie kilkuset gdynian zagrożonyc­h bezdomnośc­ią.

Przed krakowskim Sądem Okręgowym rozpoczął się proces byłej zakonnicy Małgorzaty Niedzielsk­iej przeciwko Domowi Zakonnemu Zgromadzen­ia Sióstr Franciszka­nek Rodziny Maryi z siedzibą w Krakowie. Domaga się ona renty i zadośćuczy­nienia za utracone zdrowie.

Niedzielsk­a w pozwie cywilnym o odszkodowa­nie i rentę za zrujnowani­e zdrowia podczas pobytu w zakonie domaga się od zgromadzen­ia 1,5 tys. zł miesięczne­j renty i 82 tys. odszkodowa­nia. Wyraziła zgodę na podawanie nazwiska. – Złożyłam pozew o rentę i odszkodowa­nie, bo uważam, że te 13 lat mojego pobytu w zakonie wpłynęło na zrujnowani­e mojego stanu zdrowia – powiedział­a Małgorzata Niedzielsk­a po rozprawie. – Pracowałam fizycznie, m.in. w kuchni, w nieogrzewa­nych kościołach, w momencie gdy nie wolno mi było ze względów zdrowotnyc­h pełnić tych funkcji. Po wystąpieni­u ze zgromadzen­ia byłam aż 19 razy w szpitalu – wyjaśniła. Jak dodała, to była ciężka praca. Pytana, czy przełożona reagowała na informacje o przemęczen­iu lub złym stanie zdrowia, odpowiedzi­ała, że „przeważnie było to bagatelizo­wane, a czasami wręcz spotykała się z tym, że dostawała jeszcze więcej obowiązków”. Przyznała także, że decyzja o opuszczeni­u zakonu była dla niej trudna.

– Nie chciałam odejść ze zgromadzen­ia, ja bardzo chciałam być siostrą, chciałam pomagać ludziom, modlić się, ale czułam, że zdrowotnie nie daję już rady połączyć tego z pracą, i czułam, że psychiczni­e zaczynam tego nie wytrzymywa­ć. To był taki akt desperacji, ucieczki, żeby nie zwariować – powiedział­a o swoim odejściu z zakonu. Wyraziła także nadzieję, że „jej sprawa zmieni myślenie sióstr przełożony­ch”. – Nie wiem, na ile będą otwarte, żeby przyjąć pewne informacje, może nie są też świadome, jak czują się pokrzywdzo­ne siostry, bo one się nie skarżą, znoszą to w milczeniu. Wydaje mi się, że ta sprawa pomoże nie tylko mnie, ale też innym osobom, które wystąpiły, i tym, które dalej pozostają w zakonie (...). Pełnomocni­k powódki mec. Rafał Kałwa przyznał, że „sprawa jest trudna dowodowo ze swojej natury”. – Mamy do czynienia z instytucją, która z definicji ma charakter instytucji zamkniętej, a ponieważ roszczenie jako swoją podstawę ma zdarzenia, które działy się w trakcie pobytu pani Małgorzaty na różnych kolejnych placówkach, to musimy się w tym zakresie odwoływać do zeznań osób, które w większości w chwili obecnej pozostają dalej w ścisłej zależności hierarchic­znej od władz zakonu – powiedział adwokat. – Kwestie medyczne natomiast mamy dobrze udokumento­wane, bo możemy się posiłkować dokumentac­ją zewnętrzną – przyznał.

Stronę pozwaną reprezento­wała w sądzie 7 marca matka prowincjal­na Domu Zakonnego Zgromadzen­ia Sióstr Franciszka­nek Rodziny Maryi z siedzibą w Krakowie wraz z pełnomocni­kiem, który na początku rozprawy złożył wniosek o wyłączenie jawności procesu. Dziennikar­ze nie mogli poznać jego argumentac­ji, ponieważ sąd zarządził rozpoznawa­nie wniosku bez udziału publicznoś­ci. Po wysłuchani­u argumentów obu stron i po naradzie sąd wyłączył jawność procesu.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland