Ania Dąbrowska (pierwsza z lewej)
ki album „Samotność po zmierzchu” dotarł do pierwszego miejsca listy sprzedaży OLiS. Najnowsza płyta „Dla naiwnych marzycieli” również była na szczycie tego zestawienia, a obecnie zajmuje 20. pozycję. Twórczość piosenkarki docenili członkowie Akademii Fonograficznej przyznającej Fryderyki. Dąbrowska ma tych nagród już osiem, a w tym roku jest nominowana w dwóch kategoriach – za piosenkę „W głowie” i za nowy krążek.
Wróćmy jednak do koncertu. Niestety, tego wieczoru głos Dąbrowskiej nie był w najlepszej formie. Na początku wydawało się, że to wina nagłośnienia. Kiedy jednak przyszła kolej na światowy standard „Bang Bang” i perkusista ostrzej uderzył w bębny, zaczęło być jasne, że przyczyna może być inna. Piosenkarce chwilami trudno było przebić się głosem przez dynamiczny akompaniament. Okazało się, że winę za gorszą tego dnia wokalną dyspozycję Dąbrowskiej ponosi przeziębienie. „Wszystkie jesteśmy chore i ledwo śpiewamy” – oznajmiła artystka po utworze „Bawię się świetnie”. Nie estradę, zostawiając swoje śpiewające koleżanki same przy mikrofonach. Kiedy wróciła, oprócz „ W spodniach czy w sukience?” zaprezentowała tytułowy hit z filmu „Porady na zdrady”. Ale chyba największy aplauz wywołała kompozycja „Charlie, Charlie”, którą niemal wszyscy śpiewali z piosenkarką. Nic dziwnego. Utwór pochodzi z debiutanckiego albumu Dąbrowskiej, więc ma 13 lat. Wystarczająco dużo, aby nie tylko fani artystki znali słowa na pamięć.
Później jeszcze „Nieprawda” i „Poskładaj mnie”, po czym piosenkarka pożegnała się z rozentuzjazmowaną widownią. Ta jednak nie chciała się z artystką rozstać. Po paru minutach braw Dąbrowska i zespół wrócili na estradę, żeby wykonać „Nigdy więcej nie tańcz” i jeszcze raz utwór „W głowie”, od którego występ się rozpoczął. W końcu Fryderyki tuż-tuż, więc powtórzenie na finał nominowanej do nagrody piosenki wydawało się całkiem na miejscu.