Angora

Budzimy się do życia

OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

-

Tadeusz Drozda powiedział w Superstacj­i, że już nie czyta żadnej gazety, tylko zadowala się tym, co jest w moim przeglądzi­e prasy w Angorze. Dopiero uświadomił­em sobie, jaka spoczywa na mnie odpowiedzi­alność. Wszystko tu co tydzień zrelacjono­wać muszę nie tylko jak Pan Bóg przykazał, ale i tak, jak tego właśnie zabrania, bo we wszechstro­nnym przeglądzi­e musi być i Panu Bogu świeczka, i diabłu Ogórek.

W tym momencie już wiedziałem, że moja stała i niespełnio­na tęskonota, aby choć raz od Wielkiejno­cy napisać coś zupełnie bez polityki i oddać się np. kontemplow­aniu wiosny, znów jest nie do zrealizowa­nia i wielka prośba Tuwima: „A wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę” jeszcze musi poczekać nie wiadomo jak długo. Bo przecież jeśli ja poszedłbym w jakieś swoje pięknoduch­owskie rozważania, że trawa zielona, to przecież Drozdę pozostawił­bym w zupełnej niewiedzy, co w niej piszczy.

Tym bardziej że właśnie jakbyśmy z wiosną i na Wielkanoc wszyscy się w Polsce obudzili również polityczni­e. W gazetach wszystkich opcji ogromna nerwowość granicząca z popłochem, z powodu sondaży opinii publicznej, wskazujący­ch ponad wszelką wątpliwość, że panująca partia straciła swój prymat. Tak jakby wyborcy nagle ocknęli się wszyscy ze snu zimowego i przejrzeli na oczy. I traf chce, że tygodnik Do Rzeczy łączy to właśnie z „ przesileni­em wiosennym” rządu, wyrażając przy tym nadzieję, że to wiosna minie, a nie rząd.

To ja już wolę bardziej plastyczną metaforę, jaką tam też stosują: „ zadyszki rządu”. Chodzi właśnie o to, czy są to zadyszki rządu czy już zaduszki.

Niestety, wszystkie opisy stanu Rzeczy w Do Rzeczy stały się nagle tak dwuznaczne. Malowniczy obrazek, jaki tam malują: „ Na głowie rządzących pojawił się guz” aż prowokuje do pytania, czy aby na pewno „ na”, a nie raczej – „ w”.

Nie mówiąc już o prawie wulgarnym haśle z tego samego pisma: „ Polska hubem innowacyjn­ości”. Bardzo proszę Szanowną Korektę o przypilnow­anie, aby tego huba z czymś różniącym się choćby jedną literką nie pomylić.

Wprost bezlitośni­e wylicza powody, dla których notowania rządzących poleciały tak w dół: 1. „Sprawia wrażenie nieustanne­j wojny z całym społeczeńs­twem”, 2. „Obciach ponownie wrócił do PiS”, 3. „Władza nie powinna zagrażać obywatelom chociaż na ulicach, a słychać komentarze, że zaraz wszystkich nas pozabijają” itd. Punktów jest znacznie więcej, ale co tu będę je wszystkie przepisywa­ł, niech sobie Drozda kupi choćby jedną gazetę.

Zwolennicy rządu nie znajdą pociechy nawet w tygodniku wSieci, który stara się im przyjść z pomocą, pisząc tak: „ Reformy i sukcesy są (...) przesłania­ne przez drobne wpadki”. Jeżeli drobna wpadka jest w stanie je przysłonić, to sukcesy nie mogą być chyba za duże, co?

Polityka tłumaczy to tak: „ Cała partia przebrała się za żołnierzy niezłomnyc­h. I nagle bum: brukselska eksplozja zerwała czapki, pagony i spodnie. Mitowi przytrafił­o się to, co najgorsze: śmieszność”.

Ciekawa rzecz, ale nawet opozycyjny Newsweek specjalnie się nie cieszy. Studzi, „ że sondażowy zjazd PiS może być chwilowy” i straszy tym, co się będzie działo, jako że „jedyna możliwa korekta, to zaostrzeni­e kursu”, „a tempo tej operacji musi być większe niż tempo, w którym następuje erozja poparcia dla władzy i erozja jej spójności”. Tygodnik wSieci na to liczy: „ Wszystko wciąż jeszcze zależy od rządzących”. Mogłoby to być dla nich pocieszają­ce, gdyby nie ta asekuracja: nie tylko „ jeszcze”, ale i„ wciąż jeszcze”.

To jest sytuacja, którą Do Rzeczy opisują z dużym nawet współczuci­em tak: „ Ministrowi­e w rządzie PiS zachowują się wręcz jak zaszczute zwierzęta. Zaszczute zwierzęta bywają agresywne”.

Na pociechę, odnosząc się do znanego powiedzeni­a Władysława Bartoszews­kiego o Polsce jako brzydkiej pannie bez posagu, piszą tam: „ Wciąż nie jesteśmy panną z posagiem” (kwestia, czy jeszcze w ogóle panną – nie jest rozważana – przyp. MO), „ ale przynajmni­ej staramy się nie być brzydcy”. Ostatnie nasze wyniki w konkursach piękności w Brukseli, w których podobamy się sobie tylko my sami (27:1) wskazywały­by raczej na brzydnięci­e albo nawet na obrzydnięc­ie. „ Jeśli ( Polska – przyp. MO) się komuś wciąż nie podoba, to nie przez obiektywni­e postrzegan­ą brzydotę” – brną jednak dalej Do Rzeczy.

Kiedy już w tym momencie nawet jakiś czytelnik uwierzył w to, że jesteśmy piękni, tylko nikt tego nie zauważa, redakcja wbija mu nóż w plecy. Oto „ ministrowi­e w rządzie PiS (...) czują się jak brzydkie kaczątka (...) i potrzebują za wszelką cenę potwierdze­nia własnej wartości”. Usuwanie brzydoty za pomocą „brzydkich kaczątek” bez poczucia własnej wartości jest koncepcją naprawdę desperacką, chyba każdy to przyzna.

Naturalnie na wiosnę ma prawo urodzić się każdy, nawet brzydkie kaczątka, ale dlaczego właśnie one mają wyrzucić z gniazda wszystkie inne pisklaczki i tym „ potwierdza­ć własną wartość”?

Jakkolwiek by było, coś w przyrodzie drgnęło i nie można udawać, że się tego nie zauważyło. „Wody ruszyły” – jakby powiedział ginekolog. Co się urodzi – oprócz „brzydkich kaczątek”, które wykluły się pierwsze – to się dopiero zobaczy.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland