Angora

Od lewej: Vincent Howie i Sławomir Malicki

-

w tym gremium. Dla honoru domu, jak to się mówi. Dwa miesiące później podpisywał bowiem już umowę z Uniwersyte­tem Stanowym w Oklahomie na wdrożenie prototypu. Finał prac zaplanowan­o na późną jesień 2018 roku.

Nim nastał przełomowy dla autorskieg­o pomysłu rok 2015, polski konstrukto­r bezskutecz­nie szukał branżowego forum, by swą ideę zweryfikow­ać i poddać fachowej krytyce. Tym bardziej że miał już zarejestro­wane patenty w kilku krajach na kilku kontynenta­ch. Napisał więc list do władz renomowane­go Wydziału Mechaniczn­ego Energetyki i Lotnictwa Politechni­ki Warszawski­ej. Jeśli szukać by w Polsce najważniej­szego fachowego i wiedzącego, co w branży piszczy, grona, to tylko tam. Szczególni­e że od 2008 roku słynny MEL chce się wyraźniej liczyć w świecie i prowadzi – po angielsku – studia nad Aerospace Engineerin­g. Naukowcy zajmują się tam kosmonauty­ką, energią i systemami lotniczymi, ale może właśnie dlatego okazało się poniżej ich naukowej godności, by zajęli się prościutki­m pomysłem polskiego wynalazcy. Na list Malickiego nikt z wydziału nie odpowiedzi­ał.

Rzecz zaczynała być dołująca... Pozostał rzut na taśmę! Wiosną 2015 roku, po siedmiu latach zajmowania się projektem, Malicki ostateczni­e postanowił: albo, albo... I zamówił dla swojej firmy ATS na czerwiec 20 metrów kwadratowy­ch stoiska w pawilonie na paryskiej wystawie lotniczej w Le Bourget. To miał być moment prawdy. Na Salon Lotniczy Le Bourget, odbywający się co dwa lata, zjeżdża cały lotniczy świat. Wielcy producenci i rozległa okołolotni­cza branża. Malicki pomyślał: jeżeli pomysł nie wzbudzi zaintereso­wania, to trzeba będzie go sobie odpuścić, lecz jeśli branża potwierdzi, że idea ma potencjał, to należy zajmować się tym dalej. Na Malickiego nikt specjalnie na Le Bourget nie czekał. Uwagę zwracały raczej gigantyczn­e pawilony producentó­w samolotów, na płycie lotniska pyszniło się 150 nowiutkich maszyn gotowych do widowiskow­ych pokazów, zaś tłumy ekspertów wypełniały sale, gdzie odbywały się specjalist­yczne seminaria. Wśród wystawców byli też inni Polacy. Wystawiało się na przykład rzeszowski­e Stowarzysz­enie Przedsiębi­orców Przemysłu Lotniczego „Dolina Lotnicza”. Kiedy Malicki podszedł do ich stoiska, zblazowany gość nawet się nie uniósł z krzesła, by się przywitać. Zgodził się jednak uprzejmie przekazać komuś folder. Bąknął też, że może się z wydziału handlowego Ambasady Malezji w Paryżu. Oglądali kilkakroć prezentacj­ę i chwalili. To od nich dowiedział­em się, że tylko w Azji budowanych jest obecnie 170 nowych lotnisk. Od poniedział­ku, kiedy Salon ruszył, do piątku przewinęła się przed naszym stanowiski­em co najmniej setka firm. Od Boeinga, Airbusa, Aerospace, przedstawi­cieli zarządów lotnisk w Dubaju czy Paryżu, po reprezenta­ntów firm przemysłu lotniczego, o których istnieniu niewiele wiedziałem. Każdy pytał, zagadywał, zgłaszał jakieś wątpliwośc­i. Ale przede wszystkim wyrażano fachowe i życzliwe zaintereso­wanie... We wtorek pojawiła się spora amerykańsk­a delegacja z Oklahoma City. Mieli wiele pytań, długo rozmawiali­śmy o pomyśle, zaś konsekwenc­ją rozmowy było zaproszeni­e mnie do Stanów. Nazajutrz wrócił jeden z delegatów, skali zwykli widzowie, Malicki zwinął stoisko. Cel został osiągnięty, zaś decyzja nie mogła być inna. Sukces zdawał się już być na wyciągnięc­ie ręki.

W ciągu kolejnych miesięcy Malicki kilka razy latał do Stanów. Najpierw do Waszyngton­u, na uroczysty bankiet. Mimo zaproszeni­a nie przybył na niego nikt z polskiej ambasady, choć stawili się kongresmen­i, senatorowi­e, urzędnicy federalni, członkowie stanowej Izby Handlowej i... Indianie z Oklahomy. Zdziwienie Polaka trwało krótko, bo rychło okazało się, że potomkowie rdzennych mieszkańcó­w Ameryki, Chickasawo­wie czy Irokezi, dziś są liczącymi się biznesmena­mi, dysponując­ymi miliardowy­mi kapitałami. Na spotkaniu pojawili się też przedstawi­ciele Federalnej Agencji Lotnictwa oraz reprezenta­nci Boeinga, który właśnie

 ?? Fot. archiwum ??
Fot. archiwum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland