Ex oriente lux
W tej starej łacińskiej sentencji światło, czyli mądrość, miało nadejść ze Wschodu. W prognozach współczesnych to na Wschodzie miało zapłonąć zarzewie globalnego konfliktu militarnego. Amerykańskie wojny na Bliskim Wschodzie, do których naiwnie, choć w dobrej wierze przystąpiło wiele państw świata, także Polska, zdestabilizowały go i uczyniły nieprzewidywalnym i niebezpiecznym. Ale w konflikcie syryjskim, jak wcześniej w Wietnamie, Angoli czy Afganistanie, toczy się pojedynek mocarstw, pojedynek, w którym nie ma litości, bo trwa totalna próba sił.
Atak chemiczny, jaki miał miejsce w Chan Szajchun, w którym zginęło około stu osób, w tym kilkadziesięcioro dzieci, był aktem bestial- stwa, przykładnie ukaranym przez armię Stanów Zjednoczonych. 59 tomahawków, które ostatniej nocy spadły na syryjską bazę lotniczą al-Shajrat i które radykalnie osłabiły potencjał militarny reżimu prezydenta Asada, stało się w opinii świata faktem elementarnej sprawiedliwości, a nie zorganizowanej agresji. Niemniej atak był przemyślany, o czym świadczy uprzedzenie o nim Rosjan stacjonujących w tej samej bazie. Nie przez przypadek Rosja nie poniosła żadnej straty, choć zginęło kilku Syryjczyków. Rosjanie o ataku wiedzieli na tyle wcześniej, że zdążyli ewakuować swój personel do Damaszku.
O ataku uprzedzono szefostwo NATO, decyzję Trumpa poparli prezydent Francji Hollande i kanclerz Niemiec Merkel. Aprobatę dla nalotu rakietowego wyraził prezydent RP. W szeroko pojętej społeczności międzynarodowej nie było nikogo, kto nie obciążałby odpowiedzialnością za nalot prezydenta Syrii. Całkowicie zrozumiałe są zapowiedzi czołowych polityków o postawieniu prezydenta Syrii przed haskim trybunałem i oskarżeniu go o zbrodnię ludobójstwa.
Decyzję prezydenta Trumpa zdecydowanie poparła również Wielka Brytania i równie zdecydowanie oprotestowała Moskwa. W głosie ministra spraw zagranicznych Rosji Ławrowa, który służbowo bawił w Taszkiencie, pobrzmiewał ton cynizmu, gdy mówił: amerykański atak na syryjską bazę „pod absolutnie zmyślonym powodem” przypomina mu atak na Irak w 2003 roku, dokonany bez aprobaty ONZ. Choć do Moskwy jedzie wkrótce amerykański sekretarz stanu Tillerson, trudno dziś przesądzić, jak na nową sytuację geopolityczną zareaguje Rosja, dla której Syria pozostaje sojusznikiem i zarazem poligonem, gdzie ścierają się interesy Rosji i USA.
Druga wojna iracka wybuchła, zdetonowana niepotwierdzoną groźbą o możliwości użycia przez Saddama Husajna broni chemicznej. Tej jednak w Iraku nie znaleziono. W Syrii tego problemu nie ma. Broń chemiczna tam jest, użyto jej przeciw cywilom, co potwierdziły tureckie służby medyczne. To musi mieć konsekwencje, zarzeka się niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen. Co zatem zrobi dziś świat?
Konkluzja, jakakolwiek byłaby, jest dla świata niekorzystna. Sytuacja, do której dopuściła społeczność międzynarodowa z niechlubnie nieskuteczną Organizacją Narodów Zjednoczonych, nie ma już dziś dobrych zakończeń. Pozostawienie zbrodni, jakie rozgrywają się w Syrii na naszych oczach, bez kary sprawi, że spirala bestialstwa nakręci się jeszcze bardziej. Ingerencje zbrojne, w rodzaju selektywnych ataków, na jakie dziś zdecydował się prezydent Stanów Zjednoczonych, też zapowiada eskalację militarną, w której ofiarami będą wszyscy i w której zamaże się każda moralna kwalifikacja, tak że nie będzie już wiadomo, kto jest katem, a kto ofiarą. Wtedy nie będzie już żadnej siły politycznej ani religijnej, by udało się powstrzymać falę wojny totalnej przed rozlaniem się na inne kontynenty.