Brigitte i Emmanuel Macron
Za każdym mężczyzną sukcesu stoi kobieta – mówi porzekadło. Ale czy dotyczy to mężczyzn ponoszących porażki? Kampania prezydencka we Francji – oparta na wzajemnych oskarżeniach, pomówieniach i nowych skandalach – świadczy, że tak.
Szanse François Fillona, faworyta prawicowej partii Republikanów, zostały najprawdopodobniej pogrzebane przez tzw. Penelopegate. Praktycznie nieobecna w życiu publicznym Penelope Fillon, matka jego pięciorga dzieci, została właśnie
oskarżona o udział
w nadużyciach finansowych, wykorzystywanie zajmowanej przez męża pozycji dla własnych korzyści materialnych, ukrywanie dowodów i fałszowanie dokumentów. Słynąca z dyskrecji Penelope, z pochodzenia Walijka, znalazła się niespodziewanie w świetle reflektorów, stając się argumentem przetargowym kampanii wyborczej.
Według dziennika „Le Canard Enchaîné” w latach 1986 – 2013 Fillon zatrudniał żonę na fikcyjnej posadzie asystentki w parlamencie, wyprowadzając tym samym z kas państwa sumę ponad 830 tys. euro brutto, i znalazł dla niej inne intratne stanowisko w piśmie literackim, dla którego napisała w sumie... dwie notatki. Dzięki sprytnemu montażowi dochody Penelope osiągnęły w ciągu 10 lat ponad 900 tys. euro brutto, co Francuzi, często zarabiający minimum krajowe, potraktowali jako policzek i polityczną zdradę. Jest prawdopodobne, że Penelope nie zdawała sobie sprawy z finansowych eksperymentów męża. W 2008 roku udzieliła wywiadu, w którym zwierzała się ze swego nudnego życia pani domu i odrzucała jakąkolwiek możliwość wspólnej pracy z mężem.
Skandal rodzi skandal – w ramach śledztwa prowadzonego przez inspektorów finansów okazało się, że Fillon, który nawołuje do oczyszczenia kraju z korupcji, zatrudniał w parlamencie również swe dorosłe dzieci, które przelewały zarobione sumy na jego konto. Fillon otrzymał w prezencie garnitury wartości 35 tysięcy euro, zegarek za 10 tysięcy, a w wolnych chwilach pracował jako doradca wielkiej korporacji, oczywiście nie za darmo. Sprawa Penelope okazała się przysłowiową puszką Pandory. Nie ma dnia, żeby w prasie nie pojawiły się kolejne sensacyjne doniesienia na temat małżeństwa Fillonów, sterowane, zdaniem polityka, przez tajny „czarny gabinet” zorganizowany przez prezydenta François Hollande’a. Prawdę mówiąc, plotki na temat pary krążyły po Paryżu już wcześniej: na kolacjach w amba- sadach opowiadano sobie, że podczas gdy Penelope wychowuje dzieci na wsi, jej mąż żyje w wynajętym mieszkaniu
z młodym... krawcem,
stąd jego nieskazitelna elegancja. Problem w tym, że ostatnia historia z Penelope skompromitowała go pod względem politycznym – Fillon, który zbudował całą kampanię wyborczą na wartościach etycznych, popełnił harakiri. Nie wiadomo też, jaka będzie przyszłość jego trwającego od 35 lat małżeństwa. Penelope może być wprawdzie lojalna, wykazuje jednak objawy burnoutu (syndrom wypalenia zawodowego) i już kilkakrotnie zniknęła z Paryża, nie mogąc znieść medialnej i politycznej presji. Na razie notowania jej męża regularnie spadają w sondażach, on sam nie traci jednak podobno nadziei.
W górę pnie się inna potencjalna prezydencka para: 39-letni Emmanuel Macron i jego żona Brigitte, lat 63. Brigitte ma być wielkim atutem kampanii Macrona – byłego ministra ekonomii, uosabiającego polityczne centrum. W bardziej purytańskim kraju spotkałaby ją jednak społeczna anatema, oskarżenie o pedofilię i brak etyki zawodowej, bo ich gorący romans zaczął się w liceum, kiedy Emmanuel miał 16 lat, ona zaś – zamężna matka trojga dzieci – 39!
Dziennikarka „Le Figaro” opowiada, że rodzice przyszłego polityka byli przekonani, iż syn zakochany jest w córce Brigitte i zabronili jej następnie widywania się z nim do jego 18. urodzin. Wzmianka o romansie dorosłej kobiety z nieletnim chłopcem w innym kraju zakończyłaby się skandalem – wyzwolona Francja zachwyca się jednak ich wielką miłością, która pokonała wszystkie przeszkody. Macron poślubił ukochaną w 2008 roku. Brigitte odgrywa u boku męża wszystkie role: zakochanej do szaleństwa kobiety, oficjalnej małżonki, doradcy i coucha. Planuje jego spotkania, poprawia dykcję, analizuje teksty przemówień. Mimo że nie odstępuje go na krok, francuska prasa rozpisywała się niedawno o romansie polityka z 40-letnim dyrektorem Radia France – Mathieu Galletem. Agencje prasowe dysponują ponoć kompromitującymi zdjęciami zakochanych, a Brigitte ma odgrywać rolę witryny, za którą piękny Emmanuel prowadzi dużo mniej konwencjonalne życie osobiste.
Macron zdementował pogłoski o rzekomym homoseksualizmie, ale wątpliwości pozostały. Eksponowanie życia prywatnego nie zawsze bywa plusem: chociaż Francuzi przyzwyczaili się do wybryków kolejnych prezydentów – podwójnego życia Mitterranda, romansów Chiraca i Sarkozy’ego czy kolejnych kochanek François Hollande’a, zaczynają być jednak wyraźnie zażenowani tym, że polityka w ich kraju przypomina farsę. Chyba właśnie z tego względu kandydaci lewicy – Benoît Hamon i Jean-Luc Mélenchon – oraz stojąca na czele skrajnej prawicy Marine Le Pen zachowują w tej kwestii daleko posuniętą dyskrecję. Inna rzecz, że wszyscy pozostają w nieformalnych związkach, co może nie najlepiej odpowiada powadze prezydenckiego urzędu. Nie można też przewidzieć, czy
ich partnerzy są atutem
czy też obciążeniem. Gabrielle Guallar, partnerka Hamona (Partia Socjalistyczna) i matka jego dwóch córek, ukończyła wprawdzie z wyróżnieniem renomowaną Szkołę Nauk Politycznych, pracuje jednak jako szefowa PR u kapitalistycznego rekina – prezesa luksusowego koncernu LVM Bernarda Arnaulta, który nie kojarzy się z łagodnymi rozwiązaniami socjalnymi. Przez długie miesiące Hamon unikał tematu – Guallar pojawiła się dopiero na oficjalnym meetingu na stadionie Bercy. – Każdy ma swoje życie – skomentował kandydat.
Tego zdania jest także przodujący w sondażach Jean-Luc Mélenchon z lewicowej France Insoumise, oficjalnie stanu wolnego. Mélenchon jest znanym don juanem. Po ognistym związku z młodszą o ponad 20 lat aktorką i producentką pochodzenia marokańskiego Saïdą Jawad polityk żyje obecnie z młodą ślicznotką Sophią Chirikou, z którą zetknął się na gruncie profesjonalnym i która jest jego dyrektorką PR. Obecnego partnera nie eksponuje też Marine Le Pen, być może dlatego, że to jej trzeci związek. Po dwóch rozwodach z trójką dzieci 48-letnia kochliwa Marine związała się ze swoim zastępcą, adwokatem i eurodeputowanym Louisem Alliotem, również rozwiedzionym. Chociaż para nadała romansowi wymiar oficjalny, zamieszczając na Twitterze zdjęcie pocałunku, Louis Alliot pozostaje w cieniu wybranki, nie zajmując stanowiska nawet w sprawie ciążących na niej oskarżeń o fikcyjnych posadach w Parlamencie Europejskim dla jej ochroniarza i asystentki. Oczywiście nikt nie pyta go o to, jak wyobraża sobie pozycję „pierwszego mężczyzny kraju”. We Francji wciąż uważa się, że mężczyźni świecą własnym światłem. Tym wszystkim intymnym qui pro quo przyglądają się zaś francuscy wyborcy – zniesmaczeni i coraz bardziej bezradni. Ponad połowa nie wie nawet, na kogo będzie głosować. Na razie show trwa. Taka kampania polityczna, jakie czasy.