Śmierć głośna, śmierć cicha (13)
Streszczenie odcinka 12: Portier z teatru zeznał, że to on przyniósł pudło, w którym znaleziono kolejną nogę. Miał je wręczyć najwyższej tancerce. Dał mu je jakiś „szary” mężczyzna, którego wyglądu nie mógł sobie przypomnieć... Do domu Millarów przyszli z wizytą państwo Starkowie z synem Hansem, którego pragnęli ożenić z Sonią. Rozmowa zeszła jednak na wydarzenia w teatrze, co Sonia natychmiast wykorzystała, udając omdlenie. Do swatów nie doszło.
––––––––––––––––––––––––––––––––––––– Jakub wyciągnął z szuflady biurka album oprawiony w płótno z wyhaftowanym motywem kwiatowym. Otworzył go i z zadowoleniem pogłaskał gazetowe wycinki, którymi był wypełniony. Potem sięgnął po nożyczki, by z „Dziennika Porannego” wyciąć artykuł zatytułowany Nadzieja polskiego baletu nigdy nie zatańczy! Jeszcze raz go przeczytał, po czym dołączył do innych. Zamknął album i włożył go z powrotem do szuflady. Zgasił lampę. Fala światła zalewająca biurko zamieniła się w czerń.
*** Od kilku dni już nie syreny fabryczne czy jazgot maszyn, lecz mali gazeciarze rządzili hałasem w mieście. Wreszcie mieli o czym krzyczeć i u wielu chłopaków wyzwoliły się talenty poetyckie. W ocenie Michała nie wygrało jednak zawołanie: „Ból odcinanej nogi musiał być srogi”. Wcisnął za to monetę rudzielcowi, który podał mu gazetę ze słowami: „Gdyby noga mogła mówić!”.
W pokoju śledczych tym razem ze smrodem papierosów wygrywała dostojna nuta dymu z fajki inspektora Eugeniusza Poredy.
– W numerze, który wynajmowała, została po niej jedna sukienka, dwie zmiany bielizny i dowód osobisty. Urodzona w Białymstoku. Rodzice nadal tam mieszkają – wyliczał śledczy Marczakowski. Potem wręczył dowód osobisty Poredzie. – Ładna – Poreda spojrzał i podał dokument dalej. – I bardzo młoda. Dostała go dwa miesiące temu... – stwierdził Michał. Drzwi otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich komendant miasta Zygmunt Cierski. Powiedzieć o nim gwałtownik, to nazwać huragan wietrzykiem. Złość emanowała z tego niewysokiego mężczyzny tak bardzo, że pod mundurem drżało mu całe ciało. Wszyscy obecni w pokoju zerwali się na równe nogi. – Co się dzieje w moim mieście, do kurwy nędzy?! – Zamordowana to Celina Wawrytek. Zaangażowana tydzień wcześniej do trupy baletowej. Gdyby dożyła występu, byłby to jej debiut na scenie – zameldował Michał. – Kto rozpoznał nogę? – Koleżanki z zespołu. Przewróciła się na próbie i mocno pudrowała siniak. Rozpoznały też but. Kupiła pantofle za otrzymaną zaliczkę. Była z nich dumna...
– Jak żyję, nie zetknąłem się z podobną bezczelnością. Ten człowiek rzuca nam wyzwanie przy świadkach!
– Wściekły, że jego pierwsza zbrodnia nie trafiła do gazet – Poreda wyjął fajkę z ust.
– Zachciało się sławy bydlakowi! – Cierski potoczył wzrokiem po wszystkich. – Od dzisiaj śledztwo przejmuje inspektor Poreda. Wydano nam wojnę i wojskowe doświadczenie inspektora bardzo się teraz przyda. Do roboty, Eugeniuszu!
– Tak jest! Uczynię, co w mojej mocy, aby łotr szybko powąchał stryczek. Chcę jednak powiedzieć, że Michał Burski i wszyscy tu obecni zrobili do tej pory kawał dobrej roboty.
– Nikt im tego nie ujmuje. Zespół śledczy pracuje w tym samym składzie. Z tą różnicą, że ciebie czynię odpowiedzialnym. A teraz zostawiam was, bo wiem, jak ważna jest poranna odprawa. Może już wieczorem powiadomicie mnie o ładnym aresztowaniu... Życzę wam tego, koledzy – Cierski zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Komendant był już przy schodach, kiedy Poreda go dogonił i pociągnął w stronę okna. – Dlaczego mi to robisz? – Dlaczego stawiam cię na czele? – Burski jest dobry, a ja i tak doglądam wszystkiego. – Jak myślisz, znam to miasto? – Lepiej od każdego z nas. – Wiem tu o każdym szwindlu, nawet tym jeszcze niezrobionym. Na bandyckich porachunkach dorobiłem się pierwszej gwiazdki. Jednak nigdy nie słyszałem o kimś, kto obcina nogi i podrzuca je policji. – Nikt nie słyszał. – To znaczy, że mamy do czynienia z szaleńcem. A z takim zawsze można przegrać, bo nie trzyma się reguł. Zagraj ze świrusem w szachy, to laufrem pojedzie jak królówką. – Masz mnie za lekarza wojskowego? – Mam cię za tarczę. Miałem już trzy telefony z ministerstwa. Eugeniuszu, tylko ciebie szanują wszystkie partie. Masz stosunki z możnymi tego świata... W razie najgorszego będziesz nas ratował przed gniewem ważniaków. – I tak bym to przecież robił... – Chcę, abyś oficjalnie był królem tej sprawy. Pozwól, że nawet ja usunę się w cień.
Poreda wrócił do pokoju z kwaśną miną. Nie uwierzył w żadne słowo Cierskiego. Komendant wyraźnie wystawiał go na odstrzał. W następnych wyborach miałby kozła ofiarnego, za którego mógłby się schować, jeśli do tego czasu morderca nie będzie złapany.
– Nie chcę prewencyjnych aresztowań, chcę aresztowań mądrych. Witczak, przeszukacie kartotekę. Każdy, kto kiedykolwiek uczynił krzywdę kobiecie, ma mieć prześwietlone płuca. – Tak jest, panie inspektorze. Zrobię im nawet rentgena nerek. – Od aspiranta Taszakowskiego dostanę co rano analizę napływających donosów. Będzie ich dużo. Nie zlekceważyć mi żadnego! – Oczywiście, panie inspektorze. – Michał, ty pojedziesz do teatru. Jest tam już Błaszczyk i Salski, ale tobie ludzie lubią się zwierzać. Kim była zamordowana, co ją łączy z poprzednią ofiarą? Niech powiedzą nawet to, czego nie wiedzą. – Kogo wysłać do medycyny sądowej? – Z doktorem Mireckim spotkam się osobiście. Do roboty...
*** Na scenie teatru Scala świeciła tylko jedna lampa. W jej świetle Ina Sarita bez makijażu i w skromnej sukience ciągle była piękną kobietą. Szlachetność jej rysów przesłaniał jednak cień choroby widoczny w zapadniętych policzkach i niezdrowych rumieńcach. Michał wiedział, że ta biedna niegdyś dziewczyna z mazowieckiej wioski, która swoim niskim, jakby matowym głosem zniewalała tłumy, cierpiała na suchoty.
Usiadł z boku i z zamkniętymi oczami słuchał, jak Ina próbuje nowej piosenki. Za chwilę będzie musiał ją przesłuchać, lecz chciał, aby ta chwila, w której mógł myśleć, że śpiewa tylko dla niego, trwała jak najdłużej. Tego samego chciały oparte o szczotki zasłuchane sprzątaczki.
Ina chodziła po scenie z papierosem i śpiewała o zmierzchu, który zbliża się cicho jak kot. W ostatniej zwrotce dwukrotnie się pomyliła i dwukrotnie użyła grubego słowa. Dla Michała brzmiało to jednak jak muzyka. Sonia powiedziałaby, że tak właśnie zachowują się zakochani, pomyślał. Piosenkarce akompaniował kompozytor Aleksander Dezler, chudy mężczyzna o wyglądzie romantycznego poety rodem z północnych Niemiec. Mówiono o nim, że kocha się w Saricie i dlatego towarzyszy jej w każdym tournée. Michał otrzymał już meldunek, że pan Aleksander kocha się w konferansjerze Rozbirskim, i to dla niego porzucił żonę i dwoje dzieci. Nagły atak kaszlu i Sarita przestała śpiewać. Dezler podsunął jej krzesło. – Spróbujemy później. Odpocznij... W tym samym momencie do Iny podszedł portier, powiedział jej coś na ucho i wskazał Michała, który uniósł się z fotela i lekko się skłonił. Sarita skinęła głową i gestem wskazała kulisy.
Drzwi do jej garderoby były uchylone. Michał podszedł, jednak nie wiadomo skąd pojawił się przed nim Bruno Katzkow, organizator tournée Sarity. Mówiono o nim, że w swoim życiu wylansował więcej gwiazdek, niż mają czapki oficerskie w garnizonie. Złośliwi dodawali, że wszystko to poszło w gwizdek, ale tylko złośliwi. – Panie komendancie... – Wiesz, człowieku, kogo w Polsce nazywamy komendantem? – nie wiadomo dlaczego Michała zirytował jowialnie wyglądający jegomość, którego jedynym znakiem przynależności do gildii artystów był czerwony fular pod szyją.
– Oczywiście, że wiem. Chciałem się po prostu przypodobać panu generałowi. Bo ja z małą prośbą. Chcielibyśmy jak najszybciej opuścić wasze gościnne miasto. Jesteśmy w objeździe i każdy dzień tutaj to odwołany występ gdzie indziej. A straty finansowe...
– Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna z pańskiego zespołu zginęła okrutną śmiercią. Chcemy złapać mordercę. – Nikt z nas tego nie zrobił. Nie zdążyliśmy tej Celiny nawet dobrze poznać... – Porozmawiamy sobie jeszcze... – Michał jednym ruchem odsunął Katzkowa i wszedł do garderoby Sarity.