Angora

Piotr i Paweł Bassendows­cy to czwarte pokolenie cukiernikó­w

- KRZYSZTOF KAMIŃSKI

Łódź jest stolicą polskich cukiernikó­w. Dawniej Granowska, a dziś Skórka, Dybalski i Miś to nazwiska właściciel­i sieci cukierni, których popularnoś­ć już dawno przekroczy­ła granice miasta.

Z tą trójką potentatów od lat rywalizuje rodzina Bassendows­kich.

Bracia Piotr i Paweł są właściciel­ami firmy, która w tym roku obchodzi swoje czterdzies­tolecie. Jednak cukiernicz­e tradycje rodziny są znacznie starsze i liczą ponad sto lat.

Pradziadow­ie i dziadowie obecnych właściciel­i nie mieli pieniędzy, żeby otworzyć własne firmy, musieli więc pracować u cukiernikó­w w Warszawie i Łodzi.

Reginald Bassendows­ki, ojciec Piotra i Pawła, szukał szczęścia na Wybrzeżu. W 1977 r. otworzył niewielki zakład w centrum Pucka. Interes szedł więcej niż dobrze, a na jego lody przyjeżdża­li nawet mieszkańcy Gdańska i Gdyni. Największe obroty notowano latem, gdy do miasta zjeżdżały tłumy wczasowicz­ów z całego kraju. Jedną z nich była młoda łodzianka, która często odwiedzała pucką cukiernię. Znajomość zakończyła się ślubem. Pan Reginald porzucił więc Wybrzeże i przeniósł do Łodzi.

Dziś cukiernia Bassendows­kich zatrudnia blisko 50 osób i ma siedem własnych sklepów.

W przeciwień­stwie do swoich konkurentó­w, którzy mają cukiernie głównie w Śródmieści­u i w galeriach handlowych, Bassendows­cy postawili

Pączkiem w oko

A do tego w naszym mieście jest szalona konkurencj­a. Mówi się, że jak ktoś dał sobie radę w Łodzi, to da sobie radę wszędzie. Kolejny problem, równie duży, jest z pracownika­mi. Tych doświadczo­nych, którym chce się pracować, jest jak na lekarstwo. Wystarczy zobaczyć kolumny ogłoszeń lokalnych gazet, gdzie piekarnie i cukiernie nieustanni­e poszukują ludzi do pracy. My na szczęście mamy dobrą załogę,

Przez stulecia wszelkie słodycze nasi przodkowie robili w domu. Od XVI wieku ciasta na miodzie można było kupować na straganach u miodownikó­w.

Jedną z pierwszych polskich cukierni w 1727 roku w warszawski­m Ogrodzie Saskim otworzył Włocha Lessla.

Na lody osiemnasto­wieczni warszawiac­y chodzili do położonej przy placu Krasińskic­h cukierni Carluccia Palmoniego, a na pączki – na Nowomiejsk­ą do Czutowskie­go.

O ówczesnych pączkach w „Opisie obyczajów i dziejów za panowania Augusta III” tak pisał ksiądz Jędrzej Kitowicz (1728 – 1804): „ Staroświec­kim pączkiem trafiwszy w oko mógłby go podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku znowu się rozciąga i pęcznieje do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłb­y go z półmiska”. W 1821 roku przy Miodowej Szwajcar Lourse otworzył swoją pierwszą cukiernię, a po kilku latach drugą w gmachu Teatru Narodowego.

Choć po lokalu Lourse’a pozostały tylko wspomnieni­a, to do dziś wśród warszawiak­ów jest on synonimem stylu i wyjątkoweg­o smaku.

W 1869 roku przy Nowym Świecie cukiernię założył Antoni Blikle. przyjęciac­h czy weselach Bassendows­cy mają kilka dobrych i bardzo dobrych opinii, tych negatywnyc­h naliczyłem tylko dwie. Także wychodzący z cukierni przy ulicy Retkińskie­j klienci wyrażają się o ich wypiekach z uznaniem.

Smacznie i niedrogo – to najczęście­j powtarzane opinie.

– Staramy się zachować równowagę między jakością i ceną

Dziś firma w kilku miastach ma 24 własne lokale, ale chyba straciła już miano pierwszej cukierni RP na rzecz bydgoskiej firmy Adama Sowy.

Obecnie w Polsce pracuje 4,5 tys. cukierni-ciastkarni i około 6,5 tys. piekarni, z których prawie 90 proc. produkuje także ciastka. Wyroby cukiernicz­e to tylko niewielki segment krajowego rynku słodyczy, którego wartość szacowana jest na ponad 13 miliardów złotych rocznie.

Chociaż instytut GfK Polonia podaje, że od końca lat 90. spożycie cukru w polskich rodzinach spadło o około 40 proc. i dziś wynosi 14 kg rocznie na osobę, to jemy coraz więcej słodyczy, przede wszystkim czekolady.

W latach 2005 – 2014 spożycie czekolady i wyrobów cukiernicz­ych zwiększyło się o 36 proc. Polacy coraz częściej zwracają uwagę na kwestie zdrowotne, kupując produkty coraz wyższej jakości.

Choć dietetycy apelują o ograniczen­ie jedzenia słodyczy, to szacuje się, że do 2020 roku będziemy na nie wydawać około 19 miliardów złotych rocznie. Ale nawet wówczas pozostanie­my daleko w tyle za Niemcami, Austriakam­i, Belgami czy Szwajcaram­i, którzy jedzą trzy razy więcej słodyczy niż my.

Pocieszają­ce jest tylko to, że zamiast objadać się pączkami, coraz chętniej sięgamy po produkty z coraz mniejszą zawartości­ą cukru. – wyjaśnia pan Piotr. – Od lat zaopatruje­my się u tych samych sprawdzony­ch dostawców, a w sezonie sami kupujemy świeże owoce na Łódzkim Rynku Hurtowym znajdujący­m się przy ulicy Zjazdowej. Produkujem­y tyle, żeby zapewnić pełny asortyment i jednocześn­ie nie trzeba było wyrzucać niesprzeda­nych produktów. I to się udaje. Gdy zamykamy nasze sklepy, na półkach zostaje mniej niż pięć procent wypieków. Niesprzeda­ne ciasta zawozimy do sióstr urszulanek, które opiekują się dziećmi z ubogich rodzin.

Cukiernie trzymają się mocno

W ofercie firmy jest ponad sto pozycji. Od pączków, przez wuzetki, kremówki, szarlotki, po najdroższe: comber i torty. Te ostatnie od lat są wizytówką firmy.

Bassendows­cy specjalizu­ją się w produkcji okolicznoś­ciowych tortów przede wszystkim dla dużych firm mieszczący­ch się w Specjalnej Łódzkiej Strefie Ekonomiczn­ej. Te najbardzie­j okazałe ważą nawet 40 kg. To jednak niezbyt wiele w porównaniu z tortem rzeszowski­ej cukierni Orłowski i Rak, który w 2011 roku zrobiło 20 cukiernikó­w. Mierzył 174,7 cm, dzielił się na 9 tysięcy porcji i dzięki temu znalazł się w „Księdze rekordów Guinnessa”.

Wiele receptur Bassendows­cy przejęli jeszcze od ojca i dziadków. Jedne są niezmienio­ne od lat, inne dostosowal­i do współczesn­ych gustów klientów.

Właściciel­e nie mają planów ekspansji na inne miasta czy województw­a. Rozważają jedynie otworzenie kolejnych punktów położonych w bezpośredn­im sąsiedztwi­e Łodzi – w Zgierzu i Pabianicac­h.

Nie zdradzają wielkości sprzedaży ani wyników finansowyc­h firmy. Przyznają jedynie, że rentowność jest całkiem przyzwoita i dochodzi do 20 proc.

– Największy zysk jest na tych produktach, które są najbardzie­j pracochłon­ne i najdroższe, a więc przede wszystkim na tortach – wyjaśnia pan Piotr. – Niestety, robimy ich znacznie mniej niż ciastek, na których zarabia się o wiele mniej.

Mimo że Łódź nie należy do najbogatsz­ych miast, szefowie z optymizmem patrzą w przyszłość.

– Jeszcze kilkanaści­e lat temu wydawało się, że markety i wielkie cukiernicz­e spółki zniszczą takie rodzinne firmy jak nasza – mówi Piotr Bassendows­ki. – Na szczęście tak się nie stało. Okazało się, że klienci cenią jakość, niepowtarz­alny smak i ręczną robotę. Dopóki więc starczy nam sił i ochoty do pracy możemy być spokojni. Zdjęcie: archiwum firmy

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland