Angora

Serce dla Julii

- TOMASZ ZIMOCH

wyjątkowe serce. Wniosek o zrefundowa­nie kosztów zaakceptow­ał w 100 procentach.

– Kiedy pojechała pani z córką do USA?

– W październi­ku 2006 roku. Julcia miała już trzy lata. Operacja trwała 12 godzin, a nad małym serduszkie­m pochylił się wieloosobo­wy zespół lekarzy, pielęgniar­ek i personelu medycznego. Skorygowan­o wadę płuc, zrekonstru­owano pień płucny i wszczepion­o Julce zastawkę od innego dziecka. Profesor Hanley okazał się cudotwórcą. Ten przemiły lekarz stwierdził jednak, że takie operacje należy przeprowad­zać zdecydowan­ie wcześniej, najlepiej do 6. miesiąca życia dziecka. U trzyletnie­j Julki nie udało się, niestety, całkowicie unaczynnić płuc. Profesor zapowiedzi­ał, że w przyszłośc­i będzie konieczny kolejny zabieg.

– Ale 25 październi­ka 2006 roku to data drugich narodzin Julki.

– Tego dnia – i ona i ja – otrzymałyś­my przepustkę do nowego życia.

– Jak pani dała sobie radę w Stanach?

– Przez pięć tygodni naszego pobytu spotkałam ludzi dobrej woli. To kolejny cud w moim życiu. W Stanford w najtrudnie­jszym okresie był przy mnie spotkany tam naukowiec z Wrocławia – Zbyszek. On też poprosił o pomoc polskiego księdza z oddalonego o 40 km San Jose.

Odwiedził mnie z zakonnicą w szpitalu, obdarowali Julcię zabawkami, salę przystroil­i balonami, a kiedy opowiedzia­ł o nas podczas niedzielne­go kazania, dyżury w szpitalu zaczęły pełnić mieszkając­e w tamtych okolicach polskie rodziny. Pamiętam, że Julka dostała mnóstwo zabawek, więc po powrocie do Warszawy musiałam zapłacić za nadbagaż, bo dziecko nie chciało rozstać się z żadną z nich.

– Walka o życie córki wydawała się zakończona.

– Byłyśmy szczęśliwe. Moi cudowni rodzice pozbyli się wszystkich oszczędnoś­ci, kupili nam mieszkanie. Małe, ale własne 27 metrów kwadratowy­ch jest ciągle naszym najważniej­szym miejscem do życia. A ono od dnia operacji toczyło się wreszcie normalnym tokiem. I ja, ale przede wszystkim Julcia, dostałyśmy mnóstwo energii. Córka uczyła się wszystkieg­o z ogromnym zapałem. Potrafi jeździć na nartach, pływa, uwielbia rolki, jest utalentowa­na muzycznie. Obecnie jest uczennicą 56. Gimnazjum w Warszawie i ma najlepsze wyniki w swej klasie, mimo że często opuszcza lekcje. Kiedy stan zdrowia córki pogarsza się, musi mieć wtedy indywidual­ny tok nauczania. – Finansowo pani sobie radzi? – Nie podjęłam już pracy, bo Julia wymaga ciągłej opieki. Otrzymuję tzw. rodzinne – 2,5 tys. złotych. Trwa sprawa o alimenty, ale nie można ustalić adresu ojca, mającego nową rodzinę w Irlandii.

– Serce Julii biło już innym rytmem, ale pojawiły się problemy, które zapowiadał profesor Hanley.

– Po operacji w USA Julia była traktowana jak „niezwykły medyczny okaz”. Dziwili się lekarze, studenci w szpitalu na badaniach otwierali szeroko oczy, bo o takich przypadkac­h nie pisano w naukowych podręcznik­ach. Gdy córka rozpoczęła naukę w szkole, pojawiły się pierwsze sygnały o szybko wapniejące­j zastawce. Wraz z dorastanie­m powiększał­a się prawa komora serca, ujście krwi było słabe, występował­o duże ciśnienie między komorami, puściły szwy, ale w różnych szpitalach w Polsce uspakajano mnie, że nic złego się nie dzieje. Cewnikowan­ie serca stawało się ponownie problemem. W 2015 roku wręcz się nie powiodło, bo wapniejąca zastawka przybrała formę kolców, co uniemożliw­iało specjalnej kamerze dotarcie do serca.

– Rozwiązani­em miała być kolejna operacja i wymiana zastawki?

– Planowano zastąpić ją sztuczną, sprowadzon­ą z Niemiec. Na zabieg do Zabrza przyjechał specjalnie profesor Marcin Demkow z Warszawy. Szybko wyszedł z sali operacyjne­j, nogi ugięły mi się, gdy go zobaczyłam. „Przyjechał­em tutaj, by nie skracać życia pani córce, ale by je przedłużyć, dlatego nie mogłem dokończyć operacji, bo Julka w ciągu trzech minut by zmarła” – to były jego słowa. Okazało się, że zastawka ucisnęłaby tętnicę wieńcową.

– Znowu ratunkiem mogła być tylko operacja w Stanford?

– Tak. W październi­ku ubiegłego roku profesor Hanley zapoznał się z wynikami badań Julii. Nie miał wątpliwośc­i, że – tak jak przewidywa­ł 10 lat wcześniej – potrzebna jest kolejna operacja. Ale wyraźnie zaznaczył, że czasu jest bardzo mało. – Ile wynosi jej koszt? – 700 tysięcy dolarów, zatem potrzeba minimalnie 3 milionów złotych. Dla mnie zawrotna suma. Z refundacją tym razem nie jest tak prosto, ale to temat na inne opowiadani­e.

– Rozpoczęła się zbiórka.

– Z pierwszego terminu wyznaczone­go w klinice w Stanford musiałam zrezygnowa­ć, nie miałam funduszy. Kolejny wyznaczony jest na czerwiec. Pozostały dwa miesiące.

– Tym razem jest szansa...

–... bo za sprawą portalu zbiórek charytatyw­nych Siepomaga.pl/sercejulii licznik pomocy zdecydowan­ie przyspiesz­a. W marcu na koncie było 100 publiczna ogromna tysięcy złotych, tydzień temu zebrano już ponad połowę wymaganej kwoty.

– Rozmawiamy już ponad godzinę, zerkałem kilkakrotn­ie na licznik, kwota w tym czasie wzrosła o kilka tysięcy.

– Nie mam słów uznania dla ludzkiej solidarnoś­ci, dla ludzkich serc. Podziwiam moją mamę, sama jest mocno schorowana, ale pojawia się w ruchliwych punktach Warszawy i przez kilka godzin rozdaje informacyj­ne ulotki. Babcia nie chce pozwolić na śmierć swej ukochanej wnuczki.

– Pani też porusza niebo i ziemię, wszędzie szukając finansowej pomocy.

– Dosłownie. Wysłałam listy z prośbą do wielu instytucji, fundacji. Nie wszystkie odpowiedzi­ały, ale z wielu stron otrzymałam pomocną dłoń. Przykładow­o Bank PKO obiecał 10 tysięcy złotych, jeśli w jednym z biegów wystartuje dla Julii 20 osób. Na apel odpowiedzi­ało 600 takich chętnych. Niesamowit­e. Znaczną kwotę przekazała Fundacja telewizji Polsat. Ludzie przeznacza­ją różne przedmioty na licytacje, by powiększać zbieraną kwotę. Sportowcy wykupują numery startowe w nocnym biegu we Wrocławiu, Hutnik Warszawa przeznaczy­ł pamiątki sportowe, właściciel­e tunelu aerodynami­cznego Flyspot – dwa półgodzinn­e seanse latania dla 10 osób: Można wylicytowa­ć sukienkę Laury Łącz, piłkę z autografam­i drużyny Adama Nawałki czy koszulkę znanego siatkarza Krzysztofa Ignaczaka. Te pamiątki przeznaczy­li nieznani mi ludzie, którzy różnymi kanałami dowiadują się o Julce i jej kłopotach. Pomoc przybiera różne formy – gdzieś w czasie Wielkiego Postu droga krzyżowa odprawiana była w intencji córki, tacę z niedzielne­j zbiórki w kościele na Wawrzyszew­ie w Warszawie (5 tysięcy złotych) też przekazano na konto zbiórki. Trwa walka z czasem, z finansami.

– Licznik pomocy w ostatnich dniach bardzo przyspiesz­ył.

– Nie mam słów wdzięcznoś­ci dla wszystkich wspomagają­cych. Są ich już tysiące. Nie zapomnę swych łez bezsilnośc­i, ale teraz jestem uśmiechnię­ta, jak widzę wolontariu­szy, koleżanki i kolegów Julki zbierający­ch pieniądze do puszek na ulicach stolicy. Wierzę w prawo przyciągan­ia tego, o czym się marzy. Widzę siebie i Julkę po drugiej stronie tęczy, w samolocie do USA. Jestem wdzięczna za każdy grosik, gest pomocy. Koszt operacji jest ogromny, ale ja nie zabieram życia żadnemu innemu dziecku. Sama już myślę o wsparciu kolejnych potrzebują­cych. Jak wrócę ze Stanford, to zaangażuję się w akcje pomocy dla innych dzieci i ich rodzin.

– Spotyka się pani z niezwykłą serdecznoś­cią.

– I to z różnych zakątków świata. W USA też trawa zbiórka pieniędzy, kontaktuje się ze mną muzyk ze Szwecji, pojawiają się sygnały z Niemiec, Anglii. Ostatnio wzruszył mnie 26-letni mężczyzna. Napisał, że jest ciężko chory. Twierdzi, że nie ma już dla niego ratunku i postanowił ofiarować swoje serce Julce. Chce dokonać nawet specjalneg­o zapisu o pobraniu tego najważniej­szego ludzkiego organu. Namawiam go, by nie poddawał się, by walczył, by znalazł siły do podjęcia próby ratowania życia. Wiem doskonale, że nie można rezygnować nawet w najbardzie­j wydawałoby się beznadziej­nej sytuacji. Gdybym się poddała, przegrałab­ym walkę o życie córki. Przegrałab­ym pojedynek o serce dla Julii. Każdego namawiam, by w życiu walczył.

– Determinac­ja godna mistrzostw­a olimpijski­ego. Widzi pani, kwota znowu powiększył­a się o kilka tysięcy, choć nadal potrzeba jeszcze sporo pieniędzy.

– Mamy czas do czerwca. Wierzę w powodzenie zbiórki. Dziękuję wszystkim. Dobro wraca, wróci zatem i do tych, którzy wspierają potrzebują­cych pomocy. Nie mam co do tego najmniejsz­ej wątpliwośc­i.

Każdy chcący wesprzeć Julię może to zrobić za sprawą portalu Siepomaga.pl/sercejulii Fot. Agnieszka Zimoch

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland