Ostatnia płyta Deep Purple?
Wiadomość, która zasmuci niejednego melomana. Nie, nie. Żaden znany muzyk ostatnio nie umarł. Ale jeden wykonawca już niedługo nie zagra. O całkowitym końcu muzykowania jeszcze za wcześnie mówić, ale podobno nie wyda on kolejnej płyty. Kto taki? Chodzi o Deep Purple, który w maju wystąpi w Polsce.
Brytyjski zespół był jednym z pierwszych przedstawicieli ostrej odmiany rock and rolla, zwanej hard rockiem. Grupa trafiła do „Księgi rekordów Guinnessa” jako najgłośniejsza formacja na świecie (podczas koncertu w Londynie w 1972 roku natężenie dźwięku osiągnęło 117 decybeli). Styl, który zespół reprezentował, zawładnął estradami na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Wkrótce pojawiły się różne odmiany hard rocka. Była wśród nich muzyka heavy metal, rozsławiona przez formację Black Sabbath. Mniej więcej w tym samym czasie wystartowała grupa Led Zeppelin. Nie brakowało też innych zespołów, którym ostre granie przypadło do gustu, ale te trzy kapele szczególnie utrwaliły się w pamięci melomanów.
Ostatnio głośno jest znowu o Deep Purple. „Zespół grał ostrzej od Zeppelinów i szybciej od Black Sabbath” – twierdzą autorzy filmu dokumentującego pracę nad dwudziestą studyjną płytą grupy. Album nosi znamienny – zarazem przewrotny, jeśli mowa o finale działalności – tytuł „Infinite” („Nieskończony”). Członkowie Deep Purple po raz pierwszy zgodzili się, żeby fani zobaczyli, jak komponują, ćwiczą i nagrywają. Większość zdjęć pochodzi z Nashville, gdzie muzycy wynajęli salę do prób i studio. Twierdzą, że jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Muzyka w Nashville gra na okrągło. Nie tylko słychać country, ale niemal wszystkie style. O ile kiedyś było tak w Nowym Jorku czy San Francisco, o tyle teraz dzieje się tak tylko tam. Końcówkę dokumentu sfilmowano w Toronto. Tam bowiem do podkładów instrumentalnych zarejestrowanych w Nashville dograno wokale.
Płyta jest już w sklepach. Fani zespołu na pewno mają ją w domach lub zdążyli ściągnąć z internetu pliki z piosenkami na twarde dyski swoich komputerów lub do smartfonów. Recenzje też zdążyły się ukazać. Nie ma więc co wracać do zawartości albumu. Warto natomiast potraktować premierowy krążek jako przyczynek do dyskusji nad przyszłością zespołu. Czy rzeczywiście jest to ostatnia płyta Deep Purple? Jeśli tak, to dlaczego? Niełatwo na to pytanie odpowiedzieć. Można jedynie snuć przypuszczenia. Muzycy mogli uznać, że przyszedł czas, aby odejść na emeryturę. Wokalista grupy Ian Gillan i basista Roger Glover kończą w tym roku 72 lata. Klawiszowiec – Don Airey, który zastąpił w grupie zmarłego 5 lat temu Jona Lorda – i perkusista Ian Paice w przyszłym roku obchodzą równe siedemdziesiątki. Najmłodszy jest gitarzysta Steve Morse (tylko 63 lata) – jedyny Amerykanin w składzie – ale ma on od pewnego czasu problemy z prawą dłonią. Cierpi na zapalenie kości i stawów, co dla gitarzysty szarpiącego struny palcami jest uciążliwe i utrudnia grę. „Tysiące nut każdego dnia przez 50 lat!” – żali się gitarzysta. Intensywne muzykowanie dało mu się we znaki. „Ćwiczenia sprawiają mi ból” – wyznaje. Muzyk dołączył do zespołu w 1994 roku, po tym jak odszedł pierwszy gitarzysta Ritchie Blackmore. Grupa wówczas intensywnie szukała następcy. Miała zakontraktowaną trasę, więc trzeba było szybko działać. Tymczasem o tak mistrzowskiego instrumentalistę jak Blackmore nie było łatwo. W końcu zdecydowano się na Joego Satriego. Też fenomenalnego wirtuoza sześciu strun. Jednak nie mógł on zostać w zespole na stałe, ponieważ miał inne zobowiązania. Zaraz po koncertach opuścił grupę. Wtedy zaproszono do współpracy Morse’a. Od tamtej pory gitarzysta jest z Deep Purple. Wystąpił już na sześciu albumach studyjnych.
Czyli nie tylko lata, ale i kłopoty zdrowotne. Przynajmniej wiadomo o problemach Morse’a. Pozostali muzycy wydają się być w dobrej formie. Takie można odnieść wrażenie, oglądając ich na próbach. „Byłem kiedyś zawadiackim młodzieńcem” – wyznaje przed kamerą Ian Gillan, promieniując figlarnym uśmiechem. – „A teraz jestem buńczucznym facetem. To niesamowite!”. Z kolei Glover dumnie dzierży w dłoniach basówkę, mówiąc: „Zaczynamy grać i... – wykrzykuje radośnie, podekscytowany udziałem w sesji. – O Boże! To się dzieje!”. Po czym zastanawia się: „Jak udało mi się zaangażować w tę wspaniałą muzykę?! Jestem przecież zwykłym kompozytorem i basistą. Tymczasem ta muzyka jest tak potężna, skomplikowana i nieobliczalna, a ja już 50 lat jestem jej częścią. Wydaje mi się to nieprawdopodobne!”.
Rzeczywiście czasami trudno uwierzyć, że za rok minie pół wieku, od kiedy Deep Purple po raz pierwszy zagrali. Z kolei w 1972 roku na płycie „Machine Head” – szóstej