Angora

Prezydent Erdoğan na wiecu przed referendum

- KEMAL

Przeciwni zmianie konstytucj­i, czyli wprowadzen­iu tzw. systemu prezydenck­iego, byli zwolennicy pluralizmu i podziału władzy. „Tak” w referendum powiedziel­i ci, którym podoba się koncentrac­ja całej władzy w rękach Recepa Tayyipa Erdoğana. Ich prezydent może zostać szefem rządu, przywódcą państwa i jednocześn­ie liderem partii. Samodzieln­ie stworzy też gabinet ministrów.

Co po referendum zrobi sułtan? Do tej pory zamknął w więzieniac­h 46 tysięcy ludzi (w tym 150 dziennikar­zy), pozbawił pracy 130 tysięcy urzędników, na których padło podejrzeni­e, że go nie popierają. Gdy nieliczni politycy Zachodu próbowali nieśmiało zwracać mu uwagę, Erdoğan za każdym razem groził: – Wypuszczę z obozów miliony uchodźców! „Zakładniki­em” sułtana stała się Angela Merkel, która jeśli chce wygrać wybory, nie może dopuścić do nadejścia nowej fali uchodźców. Na razie jej plan się ziszcza – od początku tego roku do 10 kwietnia na greckie wyspy dotarło 4,5 tysiąca ludzi. W tym samym okresie rok wcześniej naliczono ich 20 razy więcej.

Przed referendum sułtan straszył „poddanych”: – Zachód chce nas stłamsić, pomóc może jedynie nasza silna władza! Przy okazji podsycał nacjonaliz­m i nietoleran­cję wyznaniową: – Wiecie, czemu przez 54 lata nie przyjęli nas do UE? Bo to sojusz krzyżowców. Przywódcy UE słuchają papieża. Od początku negocjacji cały czas nas oszukiwali.

Sułtana może nie obchodzić zdanie krzyżowców oraz nazistów, do których porównał ostatnio Niemców, czy „niedobitkó­w faszyzmu”, jak nazwał Holendrów, ale zadziwiają­ce jest, że nie dostrzega ekonomiczn­ych skutków swojej polityki. Jego akcje odwetowe za próbę puczu odbiły się na gospodarce. Turcja przechodzi najcięższy kryzys od 2009 roku. Lira jest warta tylko 26 eurocentów (7 lat temu za 1 euro wypłacano 2 liry tureckie). Płaczą ci, którzy wzięli kredyty w walutach obcych. W 2016 roku wzrost gospodarcz­y spadł o połowę w porównaniu z rokiem poprzednim. Przybyło bezrobotny­ch. Co czwarty młody człowiek pozostaje bez pracy. Inflacja wynosi 11,3 proc. Tak wysoka nie była od 2008 roku. Bank Centralny Turcji podniósł znacznie stopy procentowe. Inwestorzy wiedzą, że jest on zależny od polityki, zwłaszcza od momentu, gdy Erdoğan określił siebie wrogiem odsetek i oświadczył, że koszty otrzymania kredytu są stanowczo za wysokie.

Turcja jest zaliczana do takich państw jak Rosja, Arabia Saudyjska czy Chiny, z którymi można się nie zgadzać, ale szkoda u nich nie zarabiać. Pecunia non olet – zdają się też myśleć przedstawi­ciele aż 16 koncernów: Nestlé, Novartis, Sanofi, Axa, Danone, BNP Paribas, GSM, Vodafone, Unilever, GE, Fiat Chrysler, Sberbank, Toyota, Samsung i Hyundai. W ogłoszenia­ch prasowych i reklamowyc­h spotach telewizyjn­ych fir- my chwalą Turcję jako kraj bezpieczny, niezawodny i skazany na sukces. Jeszcze nie znając wyniku referendum, zgodziły się na takie reklamy w renomowany­ch niemieckic­h, brytyjskic­h i amerykańsk­ich gazetach. Szef Hyundaia na Turcję chwalił ten kraj za harmonię i potencjał, a jego odpowiedni­k z Unilever powiedział do kamery: „Jesteśmy tu od 100 lat i na pewno zostaniemy na kolejny wiek”.

Specjalist­a ds. komunikacj­i z Zurychu Andreas Bantel ocenił to tak: „Na wszelki wypadek chcą się przypochle­bić autokratyc­znej władzy, która może im zlecić duże państwowe kontrakty”. Zlecenioda­wcą kampanii reklamowej jest tureckie ministerst­wo finansów oraz Stowarzysz­enie Eksporteró­w Tureckich – TIM. Instytucje zwróciły się do ponad 40 koncernów działający­ch w Turcji, aby przyłączył­y się do ich akcji promocyjne­j. Nie zgodziła się żadna firma z Niemiec.

Mark Pieth, profesor prawa karnego na Uniwersyte­cie Bazylejski­m, stwierdził: „Autokratyc­zne recepty Erdoğana poprowadzą kraj do katastrofy ekonomiczn­ej. Wszyscy są świadomi, że w tak rządzonym kraju nie opłaca się inwestować na dłuższą metę. Każdy autokrata w końcu przemija, a jego pochlebcom ktoś kiedyś wypomni to przymilani­e”.

Zmiany widać już nawet na najbardzie­j kosmopolit­ycznej ulicy europejski­ej części Stambułu. Aleja Niepodległ­ości była już w czasach osmańskich pomostem między sułtanatem a Europą, bo ulokowano przy tej ulicy ambasady i kwitł handel Ormian, Greków i Żydów. Jak napisał 11 kwietnia br. na łamach F.A.Z. Rainer Hermann: „Z alei znikają kawiarenki i urokliwe restauracj­e w europejski­m stylu. Na ich miejscu pojawiają się herbaciarn­ie i sklepy z baklavą. Wszystko dopasowuje się do arabskich turystów, którzy przybywają teraz do Stambułu, zamiast Europejczy­ków. Po słynnym deptaku nie jeździ już czerwony tramwaj, bo aleja to jeden wielki plac budowy, ale za to wszędzie wiszą ogromne plakaty z podobizną Erdoğana i napisem „TAK”. Krążą samochody z wielkimi głośnikami, z których w kółko lecą peany na cześć prezydenta. Na nie tak dawno gwarnym deptaku można teraz spotkać grupy mężczyzn, którzy jak kibole skandują: „ER-DO-GAN”. Nie wyglądają na zagorzałyc­h zwolennikó­w prezydenta, a raczej na znudzonych swym zajęciem opłacanych bezrobotny­ch. W kioskach rzucają się w oczy radykalne islamskie miesięczni­ki. Na okładce „Cins” europejski ambasador bije pokłony przed sułtanem. Napis głosi: „Sprawiliśm­y, że musieliści­e nam się kłaniać. I będziecie to znowu robić”.

Erdoğan potrafi zastraszyć nawet najbogatsz­ych. Murat Ülker to syn założyciel­a największe­j firmy produkując­ej słodycze w Turcji. Ülker przeniósł swoją firmę za granicę i na początku kwietnia poczuł, na czym polega polityka zastraszan­ia. Nieznani sprawcy rozpowszec­hnili w internecie komiks z logo jego firmy, sugerujący, że Ülker planuje zamach na Erdoğana. W oficjalnym komunikaci­e firma natychmias­t zdystansow­ała się od zamieszczo­nych treści. Na niewiele się to zdało. Zwolennicy prezydenta otoczyli dom Ülkera i zaczęli mu grozić.

Nastroje nad Bosforem są napięte. Grupy gotowe do linczu aż palą się do roboty, a historia lubi się powtarzać. Ostatni raz do samosądu doszło w alei Niepodległ­ości w 1955 roku. Splądrowan­o wtedy sklepy oraz domy Greków. Władze nie interwenio­wały i w czasie jednej nocy zginęło 15 Greków. Po tym pogromie wielu Greków opuściło Turcję.

Tyle że Turcja Erdoğana nie przetrwa bez Europy. 60 procent inwestycji bezpośredn­ich pochodzi z krajów UE. Z kolei turecki import z Europy to około 38 procent. Mimo polityczny­ch sporów na linii Berlin – Ankara, Niemcy pozostały największy­m partnerem handlowym Turcji. Niemieckie inwestycje bezpośredn­ie w Turcji wzrosły w 2016 r. o jedną piątą i ta tendencja utrzymuje się w tym roku.

Od 2002 roku sukces polityczny Erdoğana wynika z jego sukcesów ekonomiczn­ych. Tych ostatnich brakuje, dlatego Ankara potrzebuje rozszerzen­ia unii celnej z UE. Według monachijsk­iego instytutu IFO mogłaby ona podnieść PKB Turcji nawet o 2 procent. To jedyny argument, jaki pozostał UE: jeśli Turcja chce nowej unii celnej, musi zgodzić się na reformy demokratyc­zne.

Nie trzeba się bać uchodźców. 2,7 miliona Syryjczykó­w, którzy żyją obecnie w obozach w Turcji, chce tam pozostać. Erdoğan uszczelnił południową granicę i nie powinno już przybywać uchodźców. 11 kwietnia br. minister obrony Turcji Fikri Işık obwieścił postawieni­e muru. Wzdłuż prowincji graniczący­ch z Syrią i Irakiem na długości 556 km stoją betonowe kloce przypomina­jące mur berliński. Erdoğan nie odważy się wygnać swoich braci w wierze na chrześcija­ński Zachód. Ponadto potrzebuje NATO. Bez jego siły nie utrzyma ambicji Władimira Putina co do Morza Czarnego, Bliskiego Wschodu i Kaukazu.

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland