Angora

Kobieta zmienną jest W. Brytania

Premier May chce przedtermi­nowych wyborów

- GRZEGORZ DRYMER

szy w brytyjskie­j historii stałe 5-letnie kadencje. Odtąd, aby rozpisać przedtermi­nowe wybory, potrzeba zgody dwóch trzecich posłów. Dlatego w swej zapowiedzi premier zawarła celową prowokację: – Mam proste wyzwanie dla partii opozycji: krytykujec­ie decyzje rządu w sprawie Brexitu, kwestionuj­ecie nasze cele, grozicie blokadą ustaw. Możecie teraz pokazać, że nie oponujecie tylko dla gestów, nie traktujeci­e polityki jak gry. Zagłosujmy za wyborami. Wyłóżmy swoje propozycje Brexitu i alternatyw­ne programy rządowe. I niech naród wybierze.

Liderzy: liberałów – Tim Farron i labourzyst­ów – Jeremy Corbyn chwycili przynętę, choć z różnych powodów. Pozycja Partii Pracy jest dziś tak chwiejna, że nie może sobie pozwolić na podejrzeni­a, iż boi się konfrontac­ji. Liberalni Demokraci, jako jedyna ogólnobryt­yjska partia, chcą natomiast nowego referendum i dla nich wybory to szansa ponownego zgalwanizo­wania obozu prounijneg­o.

Trzecia siła opozycyjna, Szkocka Partia Narodowa, nie ma szczególne­go interesu w nowych wyborach. W poprzednic­h, dwa lata temu, zgarnęła niemal całą pulę – 56 z 59 przypadają­cych Szkocji mandatów poselskich – i trudno jej się spodziewać lepszego wyniku. Nie dziwi więc zjadliwa uwaga szkockiej premier Nicoli Sturgeon wobec Theresy May: – Podjęła tę decyzję tylko w interesie własnej partii, a nie kraju. Wyraźnie widzi szansę, by zmiażdżyć wszelką opozycję i pchnąć kraj jeszcze bardziej na prawo, co oznaczałob­y jak najtwardsz­ą wersję Brexitu.

Fraser Nelson, redaktor naczelny konserwaty­wnego tygodnika „The Spectator”, uważa, że premier May tak naprawdę wcale nie potrzebuje nowych wyborów, wręcz przeciwnie. I wyjaśniał BBC: – Może chce skorzystać z zamętu w Partii Pracy, ale wystawia się na niebezpiec­zeństwo, że kampania wyborcza wyrodzi się w powtórkę kampanii przedrefer­endalnej. Jest więc ryzyko, że laburzyści i liberałowi­e zamiast przegrać, mogą zmobilizow­ać więcej głosów, bo przeciwnic­y Brexitu dostrzegą ostatnią szansę, by go zastopować.

Koresponde­ntka polityczna „Daily Telegraph” Kate McCann uważa, że przedtermi­nowe wybory to ryzykowny gambit: – Do tej chwili Theresa May wolała nie ujawniać detali przed podjęciem rokowań z Unią. A teraz dokładnie to ją czeka. Centralnym tematem tych wyborów będzie przecież Brexit, więc bardzo trudno będzie jej uniknąć tych detali w kampanii i w debatach. Zwłaszcza kwestii obietnic dla imigrantów z Unii po Brexicie i wielu innych nadal otwartych zagadnień.

Po wystąpieni­u Theresy May, analityk „Timesa” Sam Coates zasugerowa­ł w wywiadzie telewizyjn­ym, że może jej chodzić nie tylko o rozprawę z opozycją, ale też z grupą najbardzie­j zajadłych brexiterów we własnej partii. Obecna nieznaczna większość konserwaty­stów w parlamenci­e gra na ich korzyść, ale po zwycięskic­h wyborach może być inaczej: – Teraz mają możliwość wywierania presji na Theresę May. Ale gdyby wybory miały jej dać bardziej wyraźną przewagę, 50, 60, 70 posłów, ich postulat całkowiteg­o przecięcia więzów z Unią i z jej jednolitym rynkiem nie miałby już takiej siły – uważa Sam Coates.

Większość brytyjskic­h komentator­ów jest jednak zdania, że premier May dostrzegła teraz po prostu szansę decydujące­j rozprawy z opozycją. Najnowsze sondaże opinii dają konserwaty­stom ogromną przewagę – 46-procentowe poparcie elektoratu. To o 21 proc. więcej, niż głosowałob­y na laburzystó­w i aż o 35 proc. więcej niż na liberałów. Inne sondaże sugerują też, że popularnoś­ć Brexitu w kraju rośnie i przewyższa wynik zeszłorocz­nego referendum.

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland