Silni, zwarci, gotowi
Lojalność i dyscyplina, takimi cechami powinni charakteryzować się ministrowie, jeżeli chcą pozostać na stanowiskach. Ale wbrew zapewnieniom premier Beaty Szydło tylko niektórzy członkowie jej gabinetu muszą przestrzegać tych zasad.
(...) Zasadniczo uważam, że bardziej powinniśmy stawiać na rozwój niż na wydatki socjalne. Tutaj często nie zgadzam się z kolegami z rządu (...). Najpierw powinniśmy zarobić na te wydatki, a dopiero potem dokonywać zmian. To ma bardzo ważny aspekt pedagogiczny. Ludzie powinni wiązać fakty, że żeby wydać pieniądze, trzeba je najpierw mieć – powiedziała w Radiu Zet minister cyfryzacji Anna Streżyńska.
Te kilka wydawałoby się niewinnych zdań wywołało w Prawie i Sprawiedliwości burzę.
– Jeśli minister Streżyńska nie akceptuje tego, co robi polski rząd, to dziwię się, że jest jedną z jego twarzy – stwierdziła Beata Mazurek, rzecznik partii i klubu Prawa i Sprawiedliwości. – (...) Uważam, że uczciwość jest taka, że jeśli się z czymś nie zgadzam, to powinnam odejść. Lojalność wobec premiera wymaga tego, że jeśli jestem ministrem, to gramy w jednej drużynie.
Równie ostro wypowiedziała się premier Szydło:
– W rządzie potrzebne są: dyscyplina, lojalność, konsekwencja i umiar; jeśli będziemy potrafili stworzyć zwartą drużynę, to wszystko będzie szło, tak jak trzeba.
Szefowa rządu wezwała ministrów na dywanik.
– Wczoraj odbyła się rozmowa, w czasie której przypomniałam wszystkim ministrom, po co tu jesteśmy, do czego się zobowiązaliśmy – poinformowała Beata Szydło. – Jasno postawiłam swoje oczekiwania, powiedziałam, co powinniśmy zrobić, żeby rząd był zwarty, żeby unikać nagonki medialnej, co musimy poprawić. Daliśmy sobie na to pewien czas. Po tym czasie wyciągniemy wnioski (...). Wydaje mi się, że niektórzy ministrowie zbyt często dbają o własne, prywatne, indywidualne kariery, a nie myślą w kategoriach zespołu (...). Każdy, kto chce realizować program Prawa i Sprawiedliwości, ma w tej drużynie miejsce, ale musi dostosować się do tych warunków. Jeśli komuś nie będzie to odpowiadało, to będzie musiał być oczywiście zmieniony.
W przeszłości wielu polityków PiS-u wypowiadało się publicznie w sposób znacznie bardziej kontrowersyjny i niezgodny z programem partii.
12 lipca 2016 roku w Bydgoszczy, podczas spotkania z członkami i sympatykami PiS wicepremier Mateusz Morawiecki tak oceniał 500+ – sztandarowy projekt swojego rządu:
– W dłuższej perspektywie to nam nie zbuduje PKB. Państwu bardziej niż konsumpcja potrzebne są inwestycje i oszczędności. A przypominam, że 500+ jest na kredyt. Zadłużyliśmy się o dodatkowe 20 mld zł, bo chcemy promować dzietność. Jesteśmy we własnym gronie i nie musimy mówić sobie tylko pięknych słów.
Jeszcze większe faux pas popełnił minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, gdy zaprosił do Polski Komisję Wenecką, która na działaniach rządu i PiS wobec Trybunału Konstytucyjnego nie zostawiła suchej nitki. Oceniając stosunki z naszym najważniejszym sojusznikiem, szef dyplomacji stwierdził:
– Od czasu objęcia rządów przez PiS w relacjach z USA Polska odeszła od murzyńskości.
Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz z mównicy sejmowej zarzucił Francji, że złamała sankcje nałożone na Rosję po aneksji Krymu:
– Jest prawdą, że mistrale (wielkie francuskie okręty desantowe – przyp. autora) zostały sprzedane do Egiptu i jest prawdą, że w ostatnich dniach zostały de facto przekazane Federacji Rosyjskiej za jednego dolara.
Spektakularnych wpadek nie uniknął też ulubieniec prezesa minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak: wypadki limuzyn prezydenta i premiera (Błaszczak nadzoruje Biuro Ochrony Rządu), nominacja komendanta głównego policji Zbigniewa Maja, który po dwóch miesiącach musiał podać się do dymisji.
Sprawa policjantów z Podlasia, którzy – zamiast patrolować ulice – cięli kartony na konfetti, rozrzucone później z helikoptera podczas uroczystości z udziałem wiceministra Jarosława Zielińskiego.
Na prawdziwą „nielojalność” wobec własnego obozu politycznego pozwolił sobie wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin, który oświadczył:
– Nie widzę w tej chwili podstaw dla tezy, że w Smoleńsku doszło do zamachu.
Jakby tego było mało, wicepremier uważa, że nie ma uzasadnienia do postawienia Tuskowi zarzutu „zdrady dyplomatycznej”, a komentując jego wybór na przewodniczącego Rady Europejskiej, oświadczył:
– To nie było zwycięstwo (PiS – przyp. autora). Nie jestem zwolennikiem romantycznej tradycji przedstawiającej porażki jako moralne zwycięstwa. W Brukseli celu nie osiągnęliśmy.
Wydaje się jednak, że minister Streżyńskiej nie tyle zaszkodziła krytyka programu socjalnego PiS-u, co inne jej wypowiedzi z wywiadu udzielonego Radiu Zet:
– A wśród liderów opozycji widzi pani uczciwych?
– Oczywiście, że tak. To są ludzie, z którymi ja spędziłam pół życia. To przecież jest nasza historia, te nasze środowiska, znam ludzi po każdej stronie sceny politycznej i ja ich szanuję.
– Czyli, uruchamiając wodze wyobraźni, przychodzi Grzegorz Schetyna i mówi: „Pani minister, bardzo proszę o pozostanie w moim rządzie”. Nie mówi pani nie?
– Podobnie jak w każdym przypadku, i jak w tym rządzie, w którym obecnie jestem, za każdym razem pytam, na jakich warunkach i w jakim towarzystwie. I co będę mogła zrobić przede wszystkim, bo to jest najważniejsze.
Czy trudno się dziwić, że po takiej wypowiedzi Jarosław Kaczyński powiedział o Annie Streżyńskiej:
– Nie jestem pewien, czy siedząc okrakiem na barykadzie, odniesie sukces.
Platforma nas goni
Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego (PiS):
– Pani minister Anna Streżyńska jest świetnym fachowcem, ma wizję pracy swojego resortu i z pewnością nadal będzie mocnym punktem naszego rządu. Jednak nie jest politykiem, nie zawsze wyczuwa polityczne niuanse i stąd jej niezbyt fortunna wypowiedź. Gdyby ten wywiad miał miejsce, gdy nasza przewaga w sondażach nad największą partią opozycyjną wynosiła 20 proc., pewnie nie byłoby tak ostrej reakcji. Ale dziś Platforma nas goni i według średniej z ostatnich dziesięciu sondaży jest już o kilka punktów za nami. W tej sprawie nie ma żadnego drugiego dna. Nie jest też prawdą, że to próba utrącenia kandydatury pani Streżyńskiej na urząd prezydenta Warszawy, bo według mojej wiedzy pani minister nie ma takich planów.
Różnica zdań to nic złego
Bolesław Piecha, europoseł (PiS), wiceminister zdrowia (2005 – 2007):
– Podczas pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości byłem zastępcą ministra Religi. Chociaż obaj realizowaliśmy ten sam program, to w niektórych sprawach mieliśmy odmienne zdania. Zdarzało się też, że mówiliśmy o tym publicznie i nie było w tym nic złego, nikomu to nie przeszkadzało, nie wywoływało konfliktów. Dziś jestem daleko od krajowej polityki i nie znam kulis dotyczących wypowiedzi minister Streżyńskiej. Może chodziło o jakieś ambicje, może tego dnia było za duże napięcie. Nie przywiązywałbym jednak do tego zbyt wielkiej wagi. Moim zdaniem nad wypowiedzią pani minister szybko powinno się przejść do porządku dziennego.
Upokorzona minister
Doktor Janusz Sibora, badacz dziejów dyplomacji, protokołu dyplomatycznego i ceremoniału państwowego:
– Po raz pierwszy od 1989 r. Polską nie rządzi gabinet koalicyjny i w związku z tym panują w nim dość specyficzne standardy. W krajach dojrzałej demokracji wypowiedź minister Streżyńskiej nie wywołałaby tak ostrej reakcji, która moim zdaniem była dla niej upokarzająca. Po tym jak potraktowała ją pani premier, rzecznik rządu i rzecznik PiS-u, minister Streżyńska właściwie powinna podać się do dymisji. Jeżeli jednak tego nie zrobi, będzie to oznaczać, iż pogodziła się z tym, że nie wolno jej mieć własnego zdania. Taka autocenzura nie prowadzi