Rozjaśniał szarzyznę naszego życia
Na cmentarzu w Górze Kalwarii pod Warszawą pożegnano w miniony piątek Witolda Pyrkosza
Wszyscy zapamiętali go jako Lucjana Mostowiaka z „M jak miłość”. Nic więc dziwnego, że na pogrzebie pojawili się aktorzy, z którymi przez lata pracował na planie tego serialu: Teresa Lipowska, Małgorzata Kożuchowska, Katarzyna Cichopek, Dominika Ostałowska, Joanna Koroniewska, Marcin Mroczek, a także Kacper Kuszewski, który przez kilkanaście lat był Markiem, serialowym synem Witolda Pyrkosza.
To właśnie on, w imieniu ekipy „M jak miłość”, wygłosił pożegnalne przemówienie w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny:
– Zapamiętamy ogromne poczucie humoru i uszczypliwość pana Witolda. Było w tym coś młodzieńczego. Większość tych żartów nie nadaje się jednak do cytowania na tej uroczystości. Były pełne sarkazmu, ale ci, którzy go znali, wiedzieli, że są to słowa pełne ciepła. To naprawdę rzadko się zdarza, żeby aktor zyskał sobie tak bezsprzeczną sympatię tak ogromnej rzeszy ludzi, tylu pokoleń. Pustka po jego odejściu będzie nie do zapełnienia...
Wcześniej zmarłego aktora i jego filmowe role wspominał proboszcz parafii celebrujący mszę żałobną.
– Rozjaśniał szarzyznę naszego życia – powiedział do żałobników duchowny.
Odczytano też list od prezydenta Andrzeja Dudy. Napisał między innymi tak: „Witold Pyrkosz zwykł mawiać o sobie, że jest po prostu aktorem. To szczere wyznanie doskonale oddawało jego postawę pełną umiaru i pogodnego dystansu. Powtarzał też, że aktor nie może stać w tłumie, że zawsze powinien zaznaczyć swoją obecność. Tej zasadzie pozostawał wierny przez całe życie. Jego pojawienie się na ekranie czy na deskach teatru zawsze wywoływało żywą, pozytywną reakcję widzów. Nawet niewielka rola czy epizod stanowiły dla niego okazję do kunsztownego budowania postaci, wzbogacania jej talentem, własną koncepcją.
Najbardziej wzruszającą wygłosił syn: mowę granic. To tyle, co w przyzwoitych krajach mają służby poszukiwawczo-ratownicze. Jestem naprawdę rozczarowany. W MON zaczyna brakować Misiewicza...
– Firma Siltec chciała 4,9 miliona złotych, podczas gdy MON planował wydać 4,6 miliona – wylicza Ateista (Onet.pl). – No tak, ale trzeba kupić limuzyny, które obecna władza skasowała. To wydatek minimum rzędu 5 mln. Swoją drogą dobrze, niech Macierewicz do marketów pójdzie. Tam jest od groma dronów i nie są takie drogie. A przy okazji jakieś uzbrojenie dla tych dronów kupi w mięsnym – jakieś wybuchowe parówki czy broń chemiczną typu domestos. I jeszcze kasy zostanie na następne gadżety...
– Czyli zostajemy przy widelcach... – konstatuje Doktor Zaraza (TVN24.pl).
– Antoni powinien rozpisać nowy przetarg. Tym razem na dzidy – uważa Mao (Wp.pl). – Póki co w MON piją za sukces pierwszego przetargu „dobrej zmiany” na 1200 pluszowych misiaczków. Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać i gdzie w tym stanie wyjeżdżać.
– Antoni, ty mój idolu, ty moja mordko, trzymam za ciebie kciuki, bo wiem, że masz jeszcze w zanadrzu tresowane żaby, latające koty naddźwiękowe i te długopisy bojowe... – pisze Cicho (Fakt.pl).
– Obracacie to w śmiech. Tylko z tego nie ma co się śmiać, bo Polska armia nie istnieje. Były kiedyś takie symulacje, ile
– Drogi tato, mam w pamięci wiele cudownych chwil, w których robiliśmy wiele rzeczy wspólnie. Często o wiele dłużej, nierzadko z nie najlepszym efektem, ale razem. Za to cię kochaliśmy. Daleko ci było do gwiazdorstwa i plastikowego blichtru. Zawsze mówiłeś, że starasz się być po prostu dobrym rzemieślnikiem, rzetelnie wykonującym swój zawód, którego wyniki czasami można by nazwać sztuką. Za to cię ceniliśmy. Ale ponad wszystko byłeś po prostu wspaniałym człowiekiem.
Zanim urnę z prochami złożono w grobie, Teresa Lipowska, serialowa żona zmarłego, przypomniała o pewnej scenie z „M jak miłość”:
– Graliśmy 50-lecie naszego małżeństwa i wtedy cała sypialnia była w pięćdziesięciu słonecznikach. I położyła na urnie jeden kwiat. – Tym pięćdziesiątym pierwszym słonecznikiem żegnam Cię, by w nowym świecie było cieplej i lepiej.
Nie bez powodu aktor spoczął na cmentarzu w Górze Kalwarii. Z tym właśnie miastem związany był przez wiele lat. Przez dwie kadencje był radnym powiatu piaseczyńskiego i przyjaźnił się z lokalnymi artystami.
(b.) czasu by zajęło dojście obcych wojsk do Warszawy. Gdyby atak nastąpił z Białorusi, to zajęłoby im to 7 godzin. Nasz minister był w Smoleńsku, gdy zginął prezydent, którego tak kochał, i co zrobił? Poszedł do restauracji, zjadł obiad i setkę wypił. Minister uciekł do kraju i w przypadku, gdyby coś się stało, toby pierwszy uciekł i zostawił cały naród. Dlatego uważa, że zakup sprzętu wojskowego jest zbyteczny – komentuje Czytelnik (Fakt.pl).
– „Wyborcza” psuje Antkowi genialną akcję dezinformacyjną. Misiek wymyślił, że gdy Ruskie będą myśleli, że mamy tysiące dronów, to nigdy nas nie ruszą. Dwadzieścia czy trzydzieści wystarczyłoby na pokaz. A tak trzeba będzie naprawdę sformować ze trzy dywizje kiboli... – uważa Kruca Bomba (Gazeta.pl).
– Chyba czas się bać, bo lada moment żaden poważny dostawca uzbrojenia przez Macierewicza nie będzie traktować nas poważnie. Jest to na rękę Putinowi. Caracale „wykończone”, o śmigłowcach też jakoś cicho. Ten człowiek niszczy nie tylko polską armię, ale i stosunki międzynarodowe, jakie wypracowaliśmy z zachodnimi partnerami. Może od zaprzyjaźnionych Chin kupić latawce? Wyjdzie taniej i w mediach TVPiS odtrąbi sukces przetargowy – pisze Anty (Onet.pl).
– W razie napaści na Polskę pozostanie nam modlitwa... – przewiduje Kabza (Gazeta.pl). Wybrał: (WA)