Męty z abonamentu
Czy można odmówić płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego ze względu na klauzulę sumienia? Dlaczego mamy płacić za media nacjonalistyczno-dewocyjne?
Tak źle w TVP od dawna nie było. Nawet sprawozdanie zdominowanej przez aktywistów PiS Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie pozostawia złudzeń. W 2016 r. kierowana przez Jacka Kurskiego spółka Skarbu Państwa poniosła 180 milionów straty. To wzrost o 140 milionów, bo kiedy Kurski dostał ją we władanie, miał już zaksięgowane 36,6 miliona strat.
Deficyt wzrósł, bo wpływy z reklam w ubiegłym roku spadły o 5,4 proc. i wyniosły zaledwie 872 miliony. Nie pomogły Kurskiej TVP transmisje masowo oglądanych zawodów sportowych, komercyjne programy dla „teleidiotów” i podobne im „teledurnieje”. Nie pomogli też ekshumowani „żołnierze wyklęci” i równie atrakcyjne „Wojenne dziewczyny”. Nawet lansowane przez pana prezesa disco polo nie przyniosło wymarzonych wpływów. Oglądalność Kurskiej „narodowej telewizji” systematycznie spada. Obecnie tylko TVP1 może jeszcze konkurować wysoką oglądalnością ze stacjami komercyjnymi.
Ale Jedynkę preferują widzowie starsi, spoza krajowych metropolii, zwykle o niższych dochodach. Nie zawsze atrakcyjni dla reklamodawców. Zapewne też widzowie niepłacący abonamentu radiowo-telewizyjnego. W 2016 r. przychody z niego zmniejszyły się o kolejne 9,6 proc. Ściągnięto wtedy zaledwie 363,5 miliona. Do podziału między TVP i Polskie Radio. Jedyne co w 2016 r. wzrosło, to pensja pana prezesa Kurskiego i honoraria dla propagandzistów „dobrej zmiany”. Prezes Kurski określił za to finanse kierowanej przez siebie telewizji „budżetem śmierci”. Ale pan prezes i jego drużyna na pewno z głodu nie pomrą.
Prezes się bawi, a widzowie płacą
Osiem lat temu grono ekspertów związanych z SLD przedstawiło projekt reformy mediów publicznych, czyniący z TVP i RP przyszłe instytucje kultury i społecznej edukacji. Wtedy oszacowaliśmy minimalny budżet takiej obywatelskiej, edukacyjnej telewizji na 1,5 miliarda złotych. Miał go zasilić nowy, powszechnie płacony (bo niski) podatek medialny plus wpływy z nadawanych reklam. Ale z czasem reklamy miały być w mediach publicznych ograniczane. Docelowo do reklam instytucji państwowych i organizacji społecznych.
Niestety, ówczesny premier Donald Tusk arbitralnie i nonszalancko zerwał zawartą w Sejmie RP medialną koalicję PO – PSL – SLD i zastopował te reformy. Tusk był za likwidacją mediów publicznych i ich prywatyzacją. Wtedy też publicznie zapowiedział szybkie zniesienie abonamentu radiowo-telewizyjnego. Spowodowało to spadek wpływów z niego, bo wielu potraktowało wyjątkowo serio obietnicę premiera.
Politycy PiS w ławach opozycji wielokrotnie krytykowali komercyjną, daleką od misji wymaganej przez prawo, kulturalno-edukacyjną ofertę programową TVP i PR. No i nieefektywny system finansowania mediów publicznych (...). Po przejęciu mediów publicznych – zamiast naprawić – aktywiści „dobrej zmiany” powiedli je do katastrofy. Do zidiocenia programowego i „budżetu śmierci”.
Aby pokryć wydatki prezesa Kurskiego, posłowie PiS pod przewodem szefa nowo powstałej Rady Mediów Narodowych, pana posła Krzysztofa Czabańskiego, opracowali projekt ustawy o podatku audiowizualnym, zastępującym obecny abonament radiowo-telewizyjny. Też podatek, tylko archaiczny i nieściągalny. Trzeba być wyjątkowo niekompetentnym i odpornym na doświadczenia poprzednich parlamentarzystów, aby przyjąć lansowane przez przewodniczącego Czabańskiego rozwiązanie. Ma polegać na opodatkowaniu każdego licznika energii elektrycznej. Tylko osoba oderwana od polskiej rzeczywistości nie wie, że mieszkańcy wsi mają po kilka osobnych liczników energii w licznych zabudowaniach gospodarczych. Niektórzy mieszkańcy miast również. Dodatkowo pan poseł Czabański zapomniał o drobiazgu: że taki podatek musi być uzgodniony z Komisją Europejską. A to wymaga czasu. I tak miesiące mijały, wpływy TVP malały, a prezes Kurski bawił się dalej.
Kablówki nie chcą kablować
Zdesperowani pisowcy targnęli się na nowy pomysł ściągania abonamentu. Spece z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego uznali, że będzie płacił każdy, kto posiada telewizor. Przede wszystkim ten, kto ma podpisaną umowę o korzystanie „z płatnej telewizji”. Ministerstwo ma tu na myśli operatorów sieci kablowej, operatorów platform telewizji cyfrowej, dostawców usług rozprowadzania programów za pośrednictwem sieci xDSL oraz usług typu IPTV. Wszyscy oni będą musieli przekazać dane swoich klientów Poczcie Polskiej. A Poczta niczym poborca podatkowy ma ów podatek inkasować.
To wywołało bezprecedensowy protest wszystkich izb gospodarczych zrzeszających operatorów rozprowadzających programy telewizyjne. Kablówki nie chcą pełnić roli kapusiów PiS, nie chcą zdradzać poufnych danych swych klientów. Nie czynią tego wyłącznie z pobudek moralnych. Słusznie przewidują, że kiedy zaczną ujawniać dane swych klientów (imię i nazwisko lub nazwę firmy, adres zamieszkania albo siedziby, adres udostępniania usług płatnej telewizji, PESEL, REGON, NIP lub KRS), to wielu z nich zwyczajnie zerwie umowy.
Albo przejdzie na telewizję „naziemną” (...).
Niezgodne z prawem i sprawiedliwością
Już obecnie można ocenić, że proponowane przez PiS rozwiązania nie są zgodne z prawem. I sprawiedliwością też. Bo ci „fachowcy” proponują też abolicję dla osób niepłacących abonamentu. Wiedzą, że ich wyborcy przez lata go nie płacili. Bo związane wtedy z opozycyjnym PiS media sugerowały, aby „patrioci” na telewizję PO nie płacili. Teraz z kolei wyborcy PO, PSL i SLD uważają, że ich klauzula sumienia nie pozwala na finansowanie takiej „nacjonalistyczno-dewocyjnej” telewizji (...). (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)