Dzieci Nepalu
Bawią się na ulicy. Czasami walczą jak rycerze. Grają w piłkę, udając piłkarzy z Realu i Barcelony. Albo rzucają szklane kulki w kierunku upatrzonego celu. Potem odmierzają paluszkami: jeden, dwa, trzy i sprawdzają, kto był bliżej. Dzieci w Nepalu, jak wszystkie dzieci świata, uwielbiają się bawić.
Spotkać można je wszędzie – w olbrzymiej trzymilionowej stolicy Katmandu i na wysokości 3 tys. metrów nad poziomem morza. Większość nepalskich rodzin jest wielodzietna, a brak dzieci to prawdziwe nieszczęście. Również w sensie religijnym. Nepalczycy wierzą, że pogrzeb rodzicom powinien zorganizować najstarszy syn. Jeśli go nie ma, zaczynają się kłopoty.
Elegancko ubrane maluchy spotkać można rano, gdy idą do szkoły. W gór- skich miejscowościach muszą czasami wspinać się przez wiele godzin, by dotrzeć do swojej podstawówki. Tylko w dużych miastach można znaleźć szkoły takie jak w Polsce. Za naukę w nich rodzice muszą płacić. Na przykład 20 dolarów miesięcznie. Dla wielu Nepalczyków to bardzo dużo. Jednak płacą, bo w prywatnej szkole lekcje odbywają się po angielsku. A angielski to klucz do znalezienia w przyszłości pracy. W ubogich, położonych w Himalajach wioskach nie ma właściwie szkół ponadpodstawowych. Teoretycznie dzieci powinny uczyć się obowiązkowo do 12. roku życia. Ale według statystyk tylko jedna dziesiąta tych, które idą do szkoły, kończy edukację na takim poziomie – więcej chłopców niż dziewczynek. Ci, którzy nie chodzą do szkoły, od najmłodszych lat pomagają rodzicom. A w wolnych chwilach bawią się jak wszystkie dzieci na świecie.