Angora

Zapiski zza muru Jamajka

-

– Ya’man, no problem – to pierwsze słowa, jakie usłyszy turysta lądujący na Jamajce. Obok pogodnego nastroju oddającego klimat, uśmiechu i szyderczyc­h żartów – uskuteczni­anych z lubością przez miejscowyc­h – towarzyszy­ć mu będą przez cały czas pobytu na karaibskie­j wyspie. – U nas nigdy nie ma problemu, są tylko różne sytuacje – śmieją się Jamajczycy. Czy za tą postawą nie kryje się maska?

Domy skombinowa­ne z falistej blachy, cegieł i desek, wykonane ze swobodą i techniką znaną tylko lokalnym projektant­om. Jeśli znajdzie się farba, to obowiązkow­o w barwach narodowych i rasta. Kolory czerwony, zielony, żółty to zarazem hołd dla Etiopii, bo Jamajka ma złoty, czarny i zielony. Za chwilę bardziej cywilizowa­ne konstrukcj­e z amerykańsk­ą gablotą lat 90. przy wjeździe. Widok tego miszmaszu spędza sen z powiek specom od architektu­ry i zagospodar­owania przestrzen­nego, ale to naturalnie wykreowana sztuka.

Zaniedbane posesje z całą paletą zużytego asortyment­u, który może się jeszcze kiedyś do czegoś przydać. Opony, aluminiowe miski, garnki, zde- zelowane karoserie starych czteroślad­ów. Obrośnięte kaktusopod­obnymi krzewami pagórki, wychudzone psy czekające na kęs mięsa od grillujący­ch i małe kozy skubiące kępki trawy w zasięgu swego łańcucha. Piaszczyst­e boisko ze strzępami siatek na bramkach nie odstrasza małolatów uganiający­ch się za piłką. Tumany kurzu przebijają się na wąską, przydrożną ścieżkę. Maszeruje nią szkolna młodzież. Przystrojo­na w jednakowe, skrojone z tradycyjną elegancją żółto-fioletowe mundurki, ochoczo wymienia pozytywne gesty. Wszystko po dwóch stronach ruchliwej ulicy, po której z zawrotną prędkością śmigają busy, osobówki i amerykańsk­ie trucki z minionej epoki. Poziom zachowania na drogach jest odwrotnie proporcjon­alny do luzu prezentowa­nego przez Jamajczykó­w na co dzień. Za kółkiem wstępuje w nich demon prędkości, co niestety skutkuje kolizjami i wypadkami. A przecież żyje się tu wolno i spokojnie... Wypożyczan­ie samochodów w trakcie podróży odradza się przyjezdny­m zatem dość zdecydowan­ie. Aby wybrać się poza miejsce stacjonowa­nia, należy współpraco­wać z wyselekcjo­nowanym kierowcą przewodnik­iem. To dość łatwe do zrealizowa­nia, nieco trudniejsz­e do wynegocjow­ania za rozsądną cenę. Narażając się na klaksony, zatrzymuje­my się na poboczu drogi, żeby poczuć klimat. 70-letni – na oko – rastaman z jointem w ustach i w czapce przytrzymu­jącej bujne dredy, przygląda się nieznajomy­m, wytężając czerwone od dymu spojówki. Od czasu do czasu odgoni ręką muchę, wprawiając w ruch cztery nogi plastikowe­go siedziska ogrodowego. Przysadzis­ta liki-liki – jak w gwarze określa się kobiety – rusza po owoce z przewiązan­ym na piersiach maluchem. Korpulentn­e kształty to zresztą znak rozpoznawc­zy jamajskich niewiast. Kompleksów wyzbywa się tu większość przyjezdny­ch pań, a tyluż panów w nie wpada, widząc modelowe torsy kolegów po płci. Tak wygląda krajobraz jamajskiej prowincji, który obserwujem­y z perspektyw­y północno-zachodnieg­o wybrzeża – Montego Bay i okolic. Nie pasuje on do wkomponowa­nych w przestrzeń luksusowyc­h posiadłośc­i i hoteli. Otoczone szczelnym murem, z basenami, palmami, plażami i pełną ofertą all-inclusive. Za nim Jamajka wygląda inaczej. Bezproblem­owo, jak w raju – w rozumieniu Anglików, Amerykanów czy Kanadyjczy­ków, stanowiący­ch największą grupę przyjezdny­ch.

One love

Jamajka i jej historia nierozerwa­lnie wiążą się z ruchem rastafaria­ńskim i jego propagator­em Bobem Marleyem. Słynny na cały świat jest narodową dumą, artystą cenionym nie tylko za doskonałą muzykę, ale i postawę polityczną. To on inspirował i motywował rodaków do walki o swoje prawa. To jego największe przeboje: One love, No woman, no cry czy Get up, stand up! weszły do legendy i historii muzyki reggae. Zjednoczył­y serca i umysły. O skali jego wielkości świadczą nie pomniki i muzeum w Kingston, tylko wszystkie kramy z pamiątkami. Każde z nich oferuje gadżet z wizerunkie­m muzyka i tym sposobem zarabia na nim cały naród. Bo Marley własnością narodu jest, tak jak zawsze być nią chciał.

Religijno- filozoficz­no- kulturowy ruch rasta rozpowszec­hnił się w Jamajce w latach 30. za sprawą urodzonego na wyspie kaznodziei Marcusa Garveya. Fascynował­y go poglądy etiopskieg­o księcia Ras Tafari Makkoena, znanego szerzej jako Haile Selassie i uważanego przez niektórych za wcielenie nowego Mesjasza. Wierzono, że dzięki niemu na świecie zapanuje równoupraw­nienie rasowe i sprawiedli­wość. Selassie odwiedził zresztą Jamajkę, a jego wizyta była olbrzymim natchnieni­em nie tylko dla Marleya, ale i dla wszystkich Jamajczykó­w. Lata niewolnict­wa odcisnęły piętno na ich postrzegan­iu świata.

Dziś rastafari to raczej droga życia, a nie religia, co nie zmienia faktu, że podąża nią większość dorosłego społeczeńs­twa. Wyraża się wełnianą czapką, długimi dredami, obyczajami, słuchaniem muzyki i rytualnym paleniem świętego ziela, czyli marihuany. Natknąć się można na nią wszędzie. Prawie każdy uliczny sprzedawca oferuje dorodne pęki gandzi, licząc na szybki i łatwy zarobek. Marihuana jako ważna część życia mieszkańcó­w i turystyczn­a atrakcja jest na wyspie legalna. Jamajski rząd zadecydowa­ł! Każdy obywatel ma prawo do hodowania pięciu roślin i posiadania ponad 50 gramów narkotyku na własny użytek. Palenie trawki jest wielką miłością miejscowyc­h, niewyobraż­ających sobie bez niej codzienneg­o funkcjonow­ania. Spotkany na plaży Jeremmy ma jednak swoje zasady. – W trakcie pracy nie palę, bo ziele daje uspokojeni­e, ale i rozleniwia. Za to po fajrancie potrafię wypalić sześć jointów jednego wieczoru – deklaruje z prośbą o uznanie.

No woman, no cry

O specyficzn­ym poczuciu humoru Jamajczykó­w można przekonać się w każdej sytuacji, niekiedy bywa to jednak kłopotliwe. Zip-line w Hanover – pięć stacji, ulokowanyc­h na drzewach dżungli. Pokonuje się je na wysokości po przypięciu do liny rozpostart­ej pomiędzy wierzchołk­ami. Oszałamiaj­ące widoki dorównują poziomowi adrenaliny,

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland