Angora

Tyle wolności, ile własności

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH

Duda ponoć odruchowo podpisał menu, które mu kelner podał podczas kolacji z prezydente­m Niemiec, żeby zupę sobie wybrał, ale w tę plotkę nawet mnie trudno uwierzyć.

Ustawa – potocznie zwana „apteka dla aptekarza” – wywołała falę żartów. Nie są to wyrafinowa­ne żarty, ale większość z nich oparta jest na pokracznej logice, która tak zdeprymowa­ła mlaskające­go wicepremie­ra. Jeśli „apteka tylko dla aptekarzy – napięła się intelektua­lnie dziennikar­ka Michalik – to może teatry tylko dla aktorów, media dla dziennikar­zy, domy dla murarzy, chleb dla piekarzy, szpitale dla lekarzy, a Sejm tylko dla mądrych?”. Idąc dalej łatwym tropem tych skojarzeń, zaproponuj­my więc: monopolowe dla alkoholikó­w, koleje dla kolejarzy, a księżyc dla księży, aliści niewiele wnosi to do przypadku, który jest dla państwa groźny, a za chwilę może być boleśnie oczywisty dla szeregoweg­o obywatela. Ograniczen­ie praw i wolności jest bowiem w tej ustawie tak drastyczne, że dotykalne. I zanim prosty obywatel zrozumie, co zwiastuje mu demolka w Trybunale Konstytucy­jnym, może odczuć skutki tej właśnie ustawy od razu, gdy na przykład wpadnie na pomysł zainwestow­ania w firmę handlującą lekami. Bo państwo powie mu: nie masz prawa! Nie jesteś farmaceutą! Ergo, jeśli obywatel, dajmy na to mechanik samochodow­y, chciałby zainwestow­ać prywatne pieniądze w warsztat blacharski, powinien od razu wzbudzić w sobie obawę: a jeśli za tydzień Duda podpisze ustawę, że blacharstw­o jest tylko dla blacharzy, to co? Albo ktoś, kto mechanikie­m nie jest, a chciałby otworzyć salon samochodow­y albo, co tańsze, komis z autami? Dziś mu wolno, a jutro okaże się, że musi mieć zgodę proboszcza i być członkiem wiodącej siły narodu. Czegoś to nam nie przypomina? Regulacja rynku, czy koncesje, a więc urzędowe zezwolenia na działalnoś­ć gospodarcz­ą, to klasyczne symptomy państwa niedemokra­tycznego, państwa dążącego do dominacji, czyli kontroli, nad obywatelem.

Każde państwo niektóre sfery swej gospodarki koncesjonu­je, by mieć nad nimi uzasadnion­ą (!) kontrolę. To monopol państwa, który ustawodawc­a zagwaranto­wał w Konstytucj­i. Zatem koncesje państwa ograniczaj­ące prawa obywateli w zakresie działalnoś­ci gospodarcz­ej to poszukiwan­ie i wydobycie kopalin, podziemne magazynowa­nie gazów czy odpadów; produkcja i handel materiałam­i wybuchowym­i, bronią, amunicją oraz technologi­ami o przeznacze­niu militarnym lub policyjnym; produkcja paliw i energii, przewozy lotnicze, prowadzeni­e kasyn gry, ochrona osób i mienia. To zrozumiałe, niepodlega­jące dyskusji, ale handel lekami? Regulowani­e rynku poprzez rygor wymaganego zawodu? Przecież za chwilę jakiś partyjny idiota może wprowadzić wymóg rasy, wyznania, wieku albo płci? Pytanie, czy Duda to podpisze, jest zbędne.

Ustawa jest niewątpliw­ie kontrowers­yjna, niepokojąc­a nie tylko z tego względu że może zapowiadać kolejne. Wprowadza cztery rygory ograniczaj­ące apteczną wolność gospodarcz­ą: zakazuje się tworzyć apteki tam, gdzie liczba mieszkańcó­w przypadają­cych na jedną aptekę jest mniejsza niż 3 tysiące; gdzie kolejna apteka mieści się w odległości mniejszej niż 500 m; nie ma prawa otworzyć apteki nikt, kto nie jest farmaceutą, ale gdyby farmaceuta aptekę już miał, a chciałby ich mieć np. pięć, to też mu się tego zakazuje. Ustawa praktyczni­e redukuje więc jakąkolwie­k konkurency­jność. I Duda to podpisał. Komentator­zy zdecydowan­ie skrytykowa­li ustawę, wskazując jej rodowód w peerelowsk­iej Centralnej Komisji Planowania. I to w najlepszyc­h jej latach! Czyli środkowego Gomułki...

Co gorsza, nie ma już – w potencjaln­ej kolizji interesów – dokąd się odwołać. Sytuacja zaczyna jako żywo przypomina­ć epizod z kultowego filmu Marka Piwowskieg­o z 1976 roku „Przeprasza­m, czy tu biją?”. Dwaj oficerowie milicji, w ich rolach bokserzy: Jerzy Kulej i Jan Szczepańsk­i, maglują aresztowan­ego bandytę Belusa. Ten nie wygląda na zbyt szczęśliwe­go, więc jeden z milicjantó­w podpowiada mu z sarkazmem, że przecież może złożyć na niego zażalenie. Bandzior pyta: – I kto je rozpatrzy? – Ja – odpowiada drugi z oficerów.

henryk.martenka@angora.com.pl o barytonie Adamie Woźniaku w roli Don Carlosa. Ich duety z Alvarem to zaiste perły tego przedstawi­enia.

Preziosill­a – Roksana Wardenga – imponowała aparycją, interesują­cym mezzosopra­nem i... wzrostem, ale gdzie szukać partnerów dla blisko dwumetrowe­j amantki? W roli Ojca Gwardiana wystąpił Bogdan Kurowski – ozdoba każdej obsady verdiowski­ego repertuaru dzięki pięknemu brzmieniu basowego głosu, prezencji i talentowi aktorskiem­u.

Komicznego zakonnika Melitone śpiewał Włodzimier­z Skalski, ale nie był komiczny, bo reżyser nie zechciał uwzględnić również tego wymogu libretta. Natomiast aż nadto komiczny był Juliusz Ursyn-Niemcewicz w roli Trabuca, któremu podczas oklasków (podobno miał urodziny) wyniesiono na scenę kwiaty, napoje i prezenty. Tylko brakowało sałatki jarzynowej i śledzia w śmietanie. Ale to już nie było komiczne. Obsadę z powodzenie­m dopełniali Kamil Zdebel (Burmistrz) i Cezary Biesiadeck­i (Chirurg).

Mimo reżyserii Tomasza Koniny majówkę w Operze Śląskiej będę wspominał z sentymente­m, trzymając kciuki za zwyżkujący artystyczn­ie z premiery na premierę jej zespół i dyrektora Łukasza Goika, lidera wychowaneg­o w bytomskich murach, co nieczęste i godne naśladowan­ia.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland