Nie tylko mleko i bursztyn
– Polski prezydent i premier spotykają się z chińskimi przywódcami najwyższego szczebla. Stajemy się strategicznymi partnerami, ale nie przekłada się to na znaczne ożywienie gospodarcze między naszymi krajami?
– Politycy otwierają przedsiębiorcom drzwi do Chin, ale niewiele to da, jeżeli nie będziemy w stanie wiele zaoferować. Nie mamy wielkich światowych firm, światowych marek i to jest podstawowy problem, a do tego nie potrafimy za dobrze się promować. A trzeba wiedzieć, że wiele procedur związanych z wejściem na chiński rynek może zająć nawet pół roku.
– Jakie polskie towary spotyka pan w Chinach?
– Przede wszystkim mleko, w tym także to w proszku. Ale choć można je kupić w wielu sklepach, to jednak zdecydowanie bardziej na półkach widać mleko z Niemiec czy Szwajcarii. Coraz więcej sklepów sprzedaje nasze ciastka. Dobrą sławą cieszą się nasze wódki żubrówka i wyborowa, które, niestety, nie są już w polskich rękach. – A co z mięsem? – Są kurczaki, jednak ze względu na embargo spowodowane afrykańskim pomorem ma wieprzowiny.
– Podobno nasze owoce miały podbić Chiny?
– Swego czasu wiele szumu było wokół polskich jabłek. Ale to całe ożywienie miało miejsce tylko na papierze. Niestety, pierwszy duży transport, jaki dotarł do Singapuru, nie był odpowiednio zabezpieczony i nie nadawał się do jedzenia. Na własną rękę przyjeżdżali do Chin indywidualni polscy sadownicy, ale nie tędy droga. Nowa Zelandia sprzedaje tu wielkie ilości jabłek, ale nim weszła na ten rynek, na dużą skalę zajęła się promocją. Tu nikt kota w worku nie kupi.
– Kiedyś sprzedawaliśmy do Chin wiele miedzi.
– I nadal sprzedajemy, tyle że dziś nie stanowi to już połowy całego polskiego eksportu. Dobrą renomą cieszą się tu nasze maszyny górnicze i dostarczamy ich całkiem sporo, bo Chiny są potęgą w wydobyciu węgla kamiennego.
– Nasze autobusy w Europie wygrywają konkurencję z Manem i Mercedesem. Mają szansę odnieść sukces w Chinach?
– Nie mają. Kiedyś Solaris konkurował w przetargu z dużym chińskim producentem. Przetarg unieważniono świń nie i teraz Chińczycy patrzą na naszą firmę krzywym okiem. Ale o wiele ważniejsze jest to, że cło na autobusy wynosi 180 proc. Więc jedyną możliwością byłoby zbudowanie fabryki tu na miejscu, tak jak to robi wiele znanych marek.
– Z jednej strony mleko, z drugiej maszyny górnicze. To dość duży rozrzut.
– Tu sprzeda się wszystko, jeżeli jest znanej marki lub dobrej jakości. Mamy kilka niszowych manufaktur produkujących ręcznie bardzo drogie samochody (Gepard czy Arrinera Hussarya). W Chinach jest ogromnie dużo milionerów, którzy tak jak szejkowie arabscy kupiliby na pniu takie wozy, nie pytając o cenę, byleby były drogie, ładne i wyjątkowe. Coraz bardziej widoczny jest tu polski przemysł jachtowy. Myślę, że szanse na sukces miałby nasz „Galeon”, gdyż tu szczególnie dobrze sprzedają się drogie jednostki. Wielkim powodzeniem cieszy się też polski bursztyn, gdyż ten chiński nie jest takiej jakości. – A coś mniej elitarnego? – Moim zdaniem największą szansę na sukces miałaby polska zdrowa żywność. Chiny są krajem o bardzo zniszczonym środowisku. Nasze płody rolne mają mniej chemii niż produkty z Europy Zachodniej. Nie mam wątpliwści, że to byłby hit. – A dlaczego nie jest? – Jeżeli zapyta pan na ulicy 100 Chińczyków, nawet w dużym mieście, z czym kojarzy im się Polska, to 99 z nich odpowie, że z niczym. Dlatego musimy najpierw coś zrobić, żeby nas poznali. Uruchomić bezpośrednie połączenia lotnicze z Szanghajem i południem kraju. Zmienić procedury wizowe, które są bardzo anachroniczne i zbiurokratyzowane. Dziś wielu chińskich przedsiębiorców, których celem podróży jest nasz kraj, woli wyrobić wizę w Niemczech.
– A co Chińczycy mogliby sprzedawać w Polsce?
– Posiadając ogromne rezerwy finansowe, z pewnością będą przejmowali niektóre polskie firmy. Chińskie firmy, zwłaszcza budowlane, mają wielki potencjał, więc chcą u nas budować co tylko się da – od dróg, przez elektrownie, huty, linie kolejowe, po nowoczesne fabryki. Ale nie jestem przekonany, czy tak chętnie wpuścimy je na nasz rynek. Czytaj więcej w „Peryskopie” – str. 69