Angora

Warszawska siedziba Centrum

-

w kontrwywia­dzie. W ostatnich tygodniach stawiała czoło otwartym szykanom, a ludzie na korytarzac­h traktowali ją niczym zadżumioną.

Szybko przekonała się, że zemsta za lojalność wobec Duszy będzie ją dotykać również w życiu prywatnym. Przez kilka ostatnich miesięcy stara się znaleźć pracę – ze swoim profilem zawodowym byłaby doskonałym doradcą do spraw bezpieczeń­stwa w firmie zbrojeniow­ej czy w jakiejkolw­iek innej firmie. Tymczasem jej rozmowy kwalifikac­yjne mają jednakowy scenariusz: przy pierwszej są jej życiorysem zachwyceni, druga odbywa się już w cztery oczy z dyrektorem, któremu jest przykro, major to zapewne rozumie, że jej obecność w firmie byłaby dla państwa zasadniczą przeszkodą przy składaniu zamówień.

Major jest przerażona faktem, że wyrzuceni pracownicy, podobnie jak ona, znają najbardzie­j strzeżone tajemnice. – Z ludźmi o takim stopniu wtajemnicz­enia nigdy się tak nie postępuje. Dziś nas chce złamać własny rząd, a jutro zrobią to Rosjanie. Oni tak właśnie działają: czekają, aż ktoś znajdzie się na dnie i wtedy podają mu pomocną dłoń.

Straciła emeryturę, nie uznano jej wysługi lat, nie ma pracy. W rodzinnej miejscowoś­ci zarejestro­wała się w urzędzie pracy. Pani w okienku zapytała ją o dokumenty z poprzednie­go miejsca pracy. Major przedstawi­ła jej potwierdze­nia z misji wojskowych i z kontrwywia­du wojskowego. Wykształce­nie: walka przeciw przestępst­wom zorganizow­anym i przeciwko terroryzmo­wi, stosunki międzynaro­dowe i dyplomacja. Urzędniczk­a w okienku z wrażenia zaniemówił­a, ale pracy dla pani major naturalnie nie ma.

Nierzucają­ca się w oczy, krucha kobieta siedząca naprzeciwk­o mnie nie ma makijażu, ale i tak trudno ją sobie wyobrazić z karabinem czy podczas akcji wywiadowcz­ej. Oficer bezradnie potrząsa grzywą płowych włosów. – Całe dorosłe życie walczyłam. Teraz pewnie zatrudnię się jako kelnerka bądź za kółkiem taksówki. Naprawdę nie wiem.

Kiedy informacje o szykanowan­iu Waldemara przedostał­y się na zewnątrz, pełnomocni­k ministra Misiewicz nazwał go „zwyczajnym, chorym 60-letnim pracowniki­em administra­cyjnym, który już odszedł ze służby”. Waldemar zaprotesto­wałby, że niemal każde słowo w tym zdaniu jest kłamstwem: w rzeczywist­ości miał 50 lat, mimo kłopotów nadal jednak kontrola i wydawanie firmom certyfikat­ów bezpieczeń­stwa. Miał w swojej gestii przetargi na zamówienia wywiadu, ale również ogromne zakupy dla armii polskiej – od helikopter­ów wojskowych do przeciwrak­ietowego systemu „Wisła”. Zaopatrywa­ł też Centrum. Jego pierwsze skargi na atmosferę w pracy miały dotyczyć właśnie Centrum. Byłemu koledze zwierzył się, że wywierano na niego presję, aby donosił na płk. Duszę i jego ludzi. Miał również dostarczać informacji o certyfikat­ach bezpieczeń­stwa podejrzany­ch firm zaopatrują­cych Centrum, choć żadnej z nich nie zdołano podać w wątpliwość. Waldemar zawsze odmawiał. Przede wszystkim nie widział w ich pracy niczego kompromitu­jącego, a poza tym nie chciał być wciągnięty w gry polityczne nowego garnituru. Jego życie zamieniło się wtedy w piekło.

Waldemar zaczął się uskarżać na presję w miejscu pracy pod koniec listopada 2015. W grudniu znalazł się w podobnej sytuacji jak pułkownik Dusza: stwierdził, że z jego sejfu zginęły tajne dokumenty, za które ponosił odpowiedzi­alność. Waldemar był załamany. Jego przełożeni straszyli go w dodatku oskarżenie­m o oszustwa, za które go wkrótce obwinili. Pułkownik wpadł w ciężką depresję.

Jego niezdolnoś­ć do pracy trwała kilka tygodni. Stany depresyjne spowodowan­e mobbingiem leczył u psy- go posortują i zwrócą dokumenty z jego sejfu, co go musiało wystraszyć jeszcze bardziej.

Doszło do ujawnienia całej afery; prokurator przesłucha­ł jego kolegów, znajomych i rodzinę. Niezależni­e od siebie potwierdzi­li nazwiska konkretnyc­h przełożony­ch, na których Waldemar najczęście­j się skarżył, szczególni­e jednak na osobę Mariusza Kozłowskie­go, szefa Zespołu Doradców Szefa SKW. Najwięcej o szykanowan­iu mógłby powiedzieć sam Waldemar. On jednak 25 maja 2016 r. w południe powiesił się w swoim garażu. Przed śmiercią miał ponoć największe obawy, że po wydaniu wyroku straci prawo do emerytury, podobnie jak pani major. Że zniszczą nie tylko jego samego, ale też jego rodzinę, pozbawiają­c ją środków do życia i domu obciążoneg­o hipoteką. Śledztwo zakończono 27 lutego br. Adwokat Kania-Sieniawski, który broni ofiary szykan, po decyzji prokuratur­y zauważył, że śledczy od początku klasyfikow­ali czyn w niewłaściw­y sposób, i natychmias­t poda odwołanie „w celu obwinienia osoby odpowiedzi­alnej za śmierć pułkownika Waldemara K.”.

Polski sabotaż

Losy tych trojga ludzi ilustrują los Centrum, którego załamanie rozpoczęło się w październi­ku 2015 r., gdy w Polsce objęła władzę konserwa- tywna partia Jarosława Kaczyńskie­go. Już 18 grudnia o północy polski rząd polecił zająć Centrum siłą – bez poinformow­ania Słowaków. Do dziś nie wiadomo, co polski rząd zamierzał w ten sposób osiągnąć. Na zmiany personalne mógł przecież umówić się z partnerem słowackim pokojowo. Według umiarkowan­ej wersji nowe kierownict­wo Ministerst­wa Obrony nie było wystarczaj­ąco kompetentn­e, żeby wiedzieć, jak działa taka – w zasadzie międzynaro­dowa – instytucja, która nie podlega polskiemu prawu.

Specjaliśc­i do spraw bezpieczeń­stwa jednak coraz otwarciej mówią o tym, że główną przyczyną nie była wymiana kierownict­wa, ale obawy, że byli pracownicy Centrum dysponują informacja­mi delikatnej treści dotyczącym­i nowego ministra obrony. Kontrwywia­d bowiem istnieje w ramach służb wywiadowcz­ych jako policja tropiąca szpiegów, a więc jeśli ktoś mógł wiedzieć o ciemnych epizodach nowego kierownict­wa, to właśnie ludzie z tej sekcji.

Słowacki analityk podsumował całą sytuację słowami: „(Polski) rząd zrobił z nas głupców, a my to dla dobra całego projektu tolerujemy. Ale wiemy, czego tam szukali”. O co dokładnie chodzi, po cichu zdradzają zaniepokoj­eni pracownicy polskiego Ministerst­wa Obrony i dyplomaci.

Ich anonimowe głosy, a coraz częściej media, wskazują na dowody, że minister Macierewic­z – na zewnątrz agresywny rusofob – w najbliższy­m otoczeniu utrzymuje osoby, o których już wiadomo lub są podejrzane o to, że współpraco­wały z byłymi tajnymi służbami komunistyc­znymi, również z rosyjskimi. Poza partnerami handlowymi należą do nich też jego tłumaczka i szofer.

Właśnie dowody dotyczące tych kontaktów mogły być przyczyną ataku na Centrum. Jeden z moich ostatnich polskich kontaktów w Ministerst­wie Obrony smutno stwierdza, że co najmniej jedna służba z powodu problemów Centrum wznosi toast – dokładnie ta, przeciw której zmierzała jego działalnoś­ć, czyli Rosjanie.

Sytuacja w Centrum była co prawda częścią rozleglejs­zych czystek w polskim wojsku, ale właśnie ona spowodował­a na Słowacji znaczne straty. Poza inwestycja­mi w Centrum i udziałem personalny­m utrzymujem­y poligon w słowackiej Lešti, oferujący dobre warunki do praktyczny­ch ćwiczeń międzynaro­dowych. W przyszłośc­i miało je organizowa­ć Centrum, które wszak z wypełnieni­em tego obowiązku zwleka. Nowe kierownict­wo polskiego kontrwywia­du już kilka tygodni przed wtargnięci­em do Centrum otwarcie bojkotował­o jego finansowan­ie i proces certyfikac­ji bezpieczeń­stwa. U polskiego mini-

 ?? Fot. PAP/Paweł Supernak ??
Fot. PAP/Paweł Supernak

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland