Nie bójmy się kryzysu
– To jest tzw. nostalgia biznes – przekonywał mnie w starej zajezdni autobusowej przy Włościańskiej 43-letni pan Tomasz z Poznania. – Przyjechałem na ten zlot, bo jest to najtańsza dla mnie opcja nacieszenia się tymi wszystkimi wspaniałymi grami i sprzętami z mojej młodości. Stare komputery zaczynają kosztować nawet 1 tys. zł. Tyle trzeba zapłacić za gotowy do grania zestaw Amigi 500. Pamiętam, jak ludzie sprzedawali je za bezcen.
Przy stoliku obok szalał pan Michał z Rzeszowa i jego 10-letni syn Mateusz. Dzięki archaicznemu dziś 16-bitowemu pecetowi obaj panowie z wypiekami na twarzy przenieśli się do roku 1999, kiedy to firma Cenega wydała w Polsce niezwykle popularną grę pt. „Colin McRae Rally”. – Ile ja przez nią nocy zarwałem – wspominał pan Michał.
Stare telewizory jak nowe
Retrokomputerów dla odwiedzających tegoroczne święto graczy było grubo ponad sto. Temperaturę w starej zajezdni autobusowej podnosiły kultowe telewizory kineskopowe.
– Kupiony jeszcze w Pewexie. Nic się, proszę pana, nie dzieje. Przeżył pierwsze telewizje kablowe, kilka lat grania na Atari i Amidze mojego syna i jeszcze mnie przeżyje! – żartował pan Bogdan, prezentując 21-calowy eksponat firmy Sony z 1989 roku. – Jeden cal na kilogram... – śmiał się.
Absolutnym hitem tegorocznego zlotu były stare telewizory Unitry, pamiętające lata 70., do których zainstalowano zabytkowe ośmiobitowe komputery Atari, ZX Spectrum, Commodore z kultowymi grami, tj. „Boulder Dash”, „River Raid”, „PacMan” i wiele innych. Zbiera je od kilku lat pan Marcin Stręk, kolekcjoner z inicjatywy „Retro, bity, bajty i elektrony”. To dzięki jego pracy i pomocy zaprzyjaźnionych elektroników potrafiących wskrzeszać leciwą elektronikę te zabytki wyglądają jak nowe. – Telewizor, któremu daję nowe życie, trafia do mnie najczęściej jako wielka kupa brudu i złomu. Cztery godziny czyszczenia to minimum. Później trzeba sprawdzić, jak mocno jest uszkodzony i czy da się go naprawić – mówił kolekcjoner. Jego maszyny przenosiły wytrzymalibyśmy chińskiej konkurencji – mówił Tadeusz Trojak, właściciel firmy.
Lepsze Atari czy Commodore?
Dwaj panowie z Trójmiasta z łezką w oku przyglądają się, jak ich synowie zgodnie grają w „Moon Patrol”. Jeden na konsoli Atari 2600, drugi na Commodore C64. Tatusiowie w wieku 40+ rozdrapują wciąż otwarte rany z młodości, dyskutując o tym, który komputer był lepszy – Atari 65 XE czy Commodore C64? Spór na argumenty narastał, bo do rozmowy włączali się kolejni dyskutanci, wytykając słabe możliwości grafiki Atari. I to, że podczas wgrywania gier można było znieść jajo... Laury zbierało Commodore. – A tak w ogóle to najlepsze było ZX Spectrum! – wrzeszczał niewielki starszy pan w okularach.
Przy pobliskich stolikach z piwem mnożyły się opowieści o przebytych levelach i zdobytych high score’ach w różnych grach. Pan w koszulce z logo Amigi opowiada, jak rozwalił o podłogę swoje Atari, gdy nie wgrywała się mu gra „Montezuma’s Revenge”.
– Atmosfera tego „pikselowego nieba” przypomina mi czasy giełdy, na którą co sobota jeździło się po nowe kasety z grami, a później dyskietki. Piractwo było wiadał Michał Kielanowski z Łodzi. Załoga magazynu „Top Secret” wyrosła na pierwszym w tamtych czasach piśmie komputerowym pt. „Bajtek”, którego jeden z numerów, eksperymentalnie, traktował wyłącznie o grach. Idea została wchłonięta przez rynek czytelniczy. Tak narodziło się pierwsze w Polsce pismo dla fanów gier komputerowych. W zeszłym roku z okazji „PIXEL Heaven” organizatorzy wydali specjalny numer kultowego „Bajtka”. W tym roku przygotowali 55. numer „TS”, który – pomimo ceny 20 złotych za egzemplarz – sprzedawało się na pniu. O jego historii, tworzeniu czegoś z niczego, o biednych, lecz przezabawnych realiach pracy redakcyjnej lat 90. i bardziej prospołecznościowych relacjach niż współczesne między fanami komputerów, które integrowały ludzi szukających programów na giełdach, z nostalgią opowiadali redaktorzy pod wodzą Marcina „Borka” Borkowskiego, redaktora naczelnego „Top Secret”, który był także jednym z redaktorów „Bajtka”.
Ponieważ stare komputery nie umierają nigdy, zgodnie z zapowiedziami Roberta Łapińskiego, wydawcy „Pixela” i organizatora imprezy, kolejne spotkanie retrograczy w pikselowym niebie odbędzie się za rok.
Jesteśmy szóstym krajem Unii Europejskiej o najmniejszej liczbie osób pozostających bez pracy. Jak podaje Eurostat w kwietniu tego roku stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 4,8 proc. i była o 0,1 proc. niższa niż w marcu. Mniej zarejestrowanych bezrobotnych jest tylko w Czechach (3,2 proc.), Niemczech (3,9 proc.), na Malcie (4,1 proc.), na Węgrzech (4,3 proc.) oraz w Wielkiej Brytanii (4,4 proc.). Największe bezrobocie wśród krajów Wspólnoty zanotowano w Hiszpanii (17,8 proc.). Średnia dla całej Unii wyniosła 9,3 proc. Dane o bezrobociu Wykazują korelację między polską i niemiecką gospodarką. W jednym i drugim kraju jest ono obecnie najniższe w historii. Według danych Federalnego Urzędu Pracy u naszych sąsiadów zza Odry wskaźnik bezrobocia wynosił w maju 5,7 proc.
Forsal.pl Coraz mniejszą część dochodów przeznaczamy na żywność, a to cecha zamożniejszych społeczeństw. Według Eurostatu obecne wydatki polskich gospodarstw domowych na ten cel stanowią średnio 18,4 proc. dochodu, mimo że ceny żywności bardzo wzrosły. Piętnaście lat wcześniej na jedzenie wydawaliśmy około 30 proc. Mniejszy udział żywności w koszyku zakupów świadczy o wyższym poziomie życia, ponieważ artykuły spożywcze to podstawowa potrzeba. Dopiero kiedy zostanie zaspokojona, można pozwolić sobie na przyjemności, takie jak wakacje czy kultura. Według tego kryterium jesteśmy dziś bogatsi od Bułgarów, Estończyków, Chorwatów, Węgrów i Rumunów. Natomiast najmniejszą w Europie część swoich pieniędzy na jedzenie wydają Szwajcarzy. Zdarza się jednak, że w niektórych społeczeństwach udział żywności w puli wydatków rośnie, choć obywatele nie biednieją. Na przykład w Niemczech od ubiegłego roku zwiększył się o 0,4 proc. Ale tam dochodzi dodatkowy czynnik – jakość. Niemcy zaczęli kupować lepszą, a więc i droższą żywność. Ten proces zachodzi również w Polsce, o czym świadczy fakt, że Główny Urząd Statystyczny włączył do koszyka inflacyjnego bardziej luksusowe produkty, takie jak imbir czy bataty. Główna ekonomistka Konfederacji Pracodawców „Lewiatan” Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek obliczyła, że w latach 2004 – 2017 udział żywności w kosztach utrzymania Polaków spadł najmocniej w Europie, bo aż o jedną trzecią. Większy postęp (redukcja aż o połowę) można zaobserwować w Bułgarii, ale tam nadal na żywność przeznacza się więcej niż w Polsce – 21,3 proc. Wyborcza.pl