Ultramaraton z bezdomnym kundelkiem
Towarzysze podróży, czyli...
Brytyjczyk Dion Leonard z ultratrudnego maratonu trwającego siedem dni i liczącego 155 mil po górach i pustyni Gobi (Chiny), zamiast medalu przywiózł bezdomnego psa. Nieduży szorstkowłosy kundelek o wielkich brązowych oczach dołączył do mężczyzny jeszcze przed startem i od samego początku był wprost w niego zapatrzony. Ten, mimo minimalnych racji żywnościowych, bo cały ekwipunek każdy uczestnik musiał nosić na własnych plecach, postanowił się z głodnym czworonogiem podzielić. Gestem tym zdobył psie serce i wierność. Na każdym etapie Gobi, bo tak Dion dał na imię kundelkowi, starał się dotrzymać mu kroku, a że urodził się tutaj, więc wyśmienicie sobie radził w trudnych warunkach. Kiedy jednak zadanie przekraczało jego możliwości, jak przeprawa przez rwącą rzekę, mężczyzna – choć już przedostał się na drugi brzeg – wrócił po psa i przeniósł towarzysza na rękach.
Wspólna wyprawa tak scementowała przyjaźń, że gdy Leonard dotarł do mety, postanowił, iż zabierze go do domu do Edynburga. To jednak okazało się znacznie trudniejsze od ultramaratonu. Procedury związane z adopcją z Chin do Wielkiej Brytanii są skomplikowane, drogie i z powodu miesięcznej kwarantanny – długotrwałe. Gdy sportowiec wrócił do kraju, by zorganizować sprowadzenie psa, okazało się, że o niezwykłej przyjaźni, dzięki internetowi, wie bardzo dużo ludzi. Niektórzy z nich zaoferowali pomoc, wpłacając datki. Szybko udało się zebrać potrzebną kwotę. I kiedy już wszystko było gotowe do wyjazdu – Gobi, który został w mieście Urumqi pod mongolską granicą pod opieką znajomego – zniknął, jakby zapadł się pod ziemię. Zrozpaczony Dion przyleciał na miejsce i rozpoczął poszukiwania. W akcję włączyło się wielu ochotników, a nawet media. Wkrótce po apelu w lokalnej rozgłośni Leonard dostał maila, że pies mieszka w jednej z dzielnic Urumqi u rodziny, która go przygarnęła. Postanowił to sprawdzić. Gdy stanął na progu ich domu i otworzyły się drzwi, w jego stronę ruszyła z impetem beżowa kulka, wyjąc ze szczęścia, że jego pan wrócił. Dion już nie wypuścił go z rąk. Dziś Gobi mieszka razem z jego rodziną w Edynburgu. Okazało się też, że kundelek jest sunią.