Dieta to nie wszystko
Kolorowe magazyny, zwłaszcza dla kobiet, pełne są porad dotyczących różnego rodzaju diet. Niektóre mają pomóc nam zrzucić zbędne kilogramy, inne zaś wyleczyć z różnych – bardziej lub mniej poważnych – dolegliwości. Często jednak zapominamy, że z każdą dietą jest jak z lekarstwem – należy stosować je rozważnie i w konsultacji z dietetykiem lub lekarzem. W innym wypadku może to nam zaszkodzić. Jedną z najbardziej znanych diet jest terapia doktora Gersona, o której w wywiadzie poniżej opowiada słynny przed laty kolarz Czesław Lang.
Max Gerson, urodzony pod koniec XIX wieku w Wągrowcu, zasłynął teorią, według której rak jest chorobą całego organizmu i na bazie swoich odkryć zaproponował naturalną, niespecyficzną terapię antynowotworową, mającą usuwać przyczyny, a nie objawy choroby. Jego metoda nie zyskała do dzisiaj uznania świata medycznego i ciągle traktowana jest w kategoriach medycyny alternatywnej. Mimo że opisano wiele przypadków osób, które odzyskały zdrowie. Do nich zalicza się także Czesław Lang, który zaznacza jednak, że sama dieta bez odpowiedniej aktywności fizycznej jest niepełną receptą na odzyskanie zdrowia i radości życia. Warto o tym pamiętać.
Rozmowa z CZESŁAWEM LANGIEM, wybitnym przed laty kolarzem, dyrektorem generalnym Tour de Pologne
– Świetnie wygląda.
– Dziękuję, ale nie zawsze tak było. Jako zawodnik ważyłem 67 – 70 kg, przejeżdżałem rocznie ok. 50 tys. km i spalałem wszystko, co zjadłem. Po zakończeniu sportowej kariery przyszedł trudny czas, co zdarza się wielu sportowcom. Przestałem być aktywny, apetyt pozostał, a waga rosła. Doszły stresy i po 25 latach od zakończenia kariery przytyłem prawie 30 kg. – Nie ciążyły one panu? – Jeszcze jak. Do pięćdziesiątki człowiek ma jakąś gwarancję na życie, później zaczynają nas dopadać różne choroby. I tak też było ze mną. Zdiagnozowano u mnie chorobę Meniere’a, rzadką dolegliwość ucha środkowego, co objawiało się zawrotami głowy, szumami usznymi oraz rozwijającą się utratą zdolności słyszenia. Ale to nie wszystko – miałem migotanie przedsionków i wrzody na żołądku. Czułem, że znalazłem się na równi pochyłej i bez codziennej garści tabletek nie jestem już w stanie normalnie pan funkcjonować. Stanąłem przed wyborem: albo brnąć w medycyną konwencjonalną, albo szukać innych opcji. Tym bardziej że proponowano mi operację czaszki w związku z chorobą Meniere’a, która wbijała mnie w depresję. Unikałem ludzi i straciłem radość życia. Postanowiłem spróbować innych rozwiązań i akurat w moim przypadku efekt był zaskakujący. – Co sprawiło taką odmianę? – To w dużej mierze zasługa mojej żony, która wysłała mnie do kliniki w Meksyku, gdzie leczy się różnego rodzaju schorzenia poprzez zmianę sposobu odżywiania w oparciu o tzw. dietę Gersona. Nie chodzi tu o stosowanie radykalnych diet odchudzających, ale o wzmacnianie naszego systemu odpornościowego, w czym pomaga duża ilość soków warzywnych i owocowych, odstawienie mięsa, nabiału i produktów pochodzenia zwierzęcego. – Czyli stał się pan weganinem? – Jeśli chodzi o sposób odżywiania, to tak. Po trzech tygodniach w Meksyku zniknęły objawy choroby Meniere’a, pozbyłem się boreliozy i serce wróciło do normy. Widząc takie efekty, postanowiłem radykalnie zmienić swe życie. Nie było to łatwe, bo przecież przez lata jadałem mięso, byłem nawet myśliwym, co stoi w sprzeczności z wegańską filozofią. Chęć bycia zdrowym okazała się, na szczęście, silniejsza. Odzyskałem drugą młodość i czuję, że mój układ krwionośny przypomina rwący górski potok z czystą wodą, a nie leniwą rzekę osadzającą muł w różnych miejscach.
– Czy zdecydowała o tym zmiana sposobu odżywiania?
– Nie, niezbędna jest też aktywność fizyczna. Ostatnio przeczytałem o badaniach duńskich naukowców, którzy uważają, że codzienna jazda na rowerze przez 5 km przy poziomie tętna 130 – 140 przyczynia się do przedłużenia życia o 5 lat. Ja w miarę możliwości pokonuję dziennie ok. 100 km. Sprawia mi to wielką radość, czuję się co najmniej o 20 lat młodszy i nie potrzebuję mięsa, by być silnym i zdrowym.
– Odpowiednia dieta i ruch to pańska rada dla wszystkich?
– Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie namawiam do odejścia od medycyny konwencjonalnej. Chcę tylko powiedzieć, że zdrowie nie jest nam dane raz na zawsze i ciągle sami musimy o nie dbać. Dlatego tak ważne jest zwracanie uwagi na to, co jemy i czy jesteśmy aktywni fizycznie. Ja dziś mam 62 lata, jestem zdrowy, ważę 70 kg przy wzroście 170 cm i cieszę się życiem. tylko
Jesteśmy słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Sanoku, a zarazem miłośnikami turystyki aktywnej. Dlatego też z radością przemierzamy szlaki i ścieżki przyrodnicze regionu, poznając bogactwo i uroki otaczającej przyrody, jak choćby w czasie wycieczki po Pogórzu Bukowskim w Beskidzie Niskim. Lubimy też docierać do miejsc związanych z historią naszego województwa. Doceniamy przy tym zdrowotne walory takich pieszych wędrówek.
Zbigniew Sabat z Sanoka
Ponad tysiąc osób może wziąć udział w zapowiadanym na 15 września festiwalu „Paragedon”, który po raz pierwszy odbędzie się w Kielcach. Impreza ma zachęcić niepełnosprawnych do aktywności zarówno fizycznej, jak i społecznej.
Jednym z inicjatorów festiwalu jest Bogdan Wenta, który jako sportowiec często zmagał się z różnymi problemami zdrowotnymi. – Kiedyś miałem ciężką kontuzję lewej nogi i będąc na rehabilitacji, przebywałem z osobami niepełnosprawnymi. Pewnego dnia podszedł do mnie młody człowiek i powiedział: „Ty masz szansę, więc się nie przejmuj, ja nigdy nie będę chodził”. To uświadomiło mi, jak wiele można zrobić – wspomina Wenta, pełniący funkcję prezesa Stowarzyszenia Projekt Świętokrzyskie.
Zdaniem organizatorów „Paragedonu”, najlepszym sposobem aktywizacji jest sport, dlatego też chcą promować różnego rodzaju formy aktywności fizycznej i propagować zdrowy styl życia. Poprzez angażowanie się w zajęcia sportowo-rekreacyjne osoby z dysfunkcjami uczą się koncentracji, wiary we własne możliwości, przełamują bariery w kontaktach międzyludzkich.
Wspomniana impreza odbędzie się na stadionie lekkoatletycznym w Kielcach, gdzie spotkają się dorośli z niepełnosprawnością ruchową i intelektualną. Będą mogli wystartować w kilku konkurencjach lekkoatletycznych, grach zespołowych, zawodach nordic walking itp. Chodzi o to, by każdy chętny znalazł odpowiednią dla siebie formę ruchu. Festiwalowi „Paragedon” towarzyszyć mają liczne spotkania z terapeutami, dietetykami i rehabilitantami. Takie konsultacje mogą być pomocne zwłaszcza dla osób, które mieszkają w małych miejscowościach i mają utrudniony dostęp do specjalistów. Często żyją samotnie i cierpią na brak kontaktu z innymi. Organizatorzy festiwalu chcą dotrzeć do jak największej liczby osób, dla których „Paragedon” stałby się znakomitą okazją do wyjścia z domu i aktywizacji ruchowej. Wspomniana impreza ma stać się wydarzeniem cyklicznym.