Nie wolno milczeć
– Finały piłkarskich mistrzostw świata w Rosji są dla polskich piłkarzy na wyciągnięcie ręki.
– Bardzo blisko, by to marzenie, ten sen się spełnił. Jak niewiele trzeba – wystarczyło, by przesunięto Bońka na właściwe miejsce. On ma więcej wyobraźni niż poprzedni prezes PZPN Grzegorz Lato. Znaleziono właściwego trenera Adama Nawałkę, który z piłkarzami może osiągnąć więcej, niż jeszcze niedawno myślano. Na poziomie reprezentacji mamy co pokazać w Europie, ale do pełnej profesjonalizacji polskiej piłki daleko. Wystarczy odwrócić głowę w kierunku naszej piłki codziennej i pojawia się smutek. – Podobał się ojcu mecz z Rumunią? – Podobał, dlatego że drużyna wykazała nietypową determinację i dyscyplinę taktyczną. Rumuni zostali zneutralizowani, postawiliśmy swoje warunki i konsekwentnie dążyliśmy do zwycięstwa, mając w przodzie oczywiście takiego gracza jak Robert Lewandowski. To nie było wielkie widowisko, ale mnie szczególnie raduje gra Piotra Zielińskiego. Ograł się w lidze włoskiej, dzięki czemu daje reprezentacji jakość, jakiej dawno nie było. Zieliński pokazuje na boisku inteligencję, potrafi zaskakująco podać, ma znakomity drybling, coraz lepszy przegląd sytuacji, choć nie jest w stanie ustrzec się jeszcze przed głupimi zagraniami. Trener Napoli Maurizio Sarri chyba nieprzypadkowo nadał mu przydomek „Polacchinio”, przesuwający naszego gracza w stronę brazylijskich geniuszy.
– Spodziewałem się szybkiego nawiązania do ukochanego przez ojca futbolu włoskiego. Włosi mogą mieć większe problemy z wyjazdem na turniej do Rosji.
– Rzeczywiście skomplikowali sobie nieco sytuację. Idą łeb w łeb z Hiszpanami i będą musieli wygrać z nimi na wyjeździe, jeśli chcą uniknąć baraży.
– Boleśnie przeżył ojciec porażkę ukochanego Juventusu Turyn w finale Ligi Mistrzów?
– Nadal nie potrafię klarownie wytłumaczyć, co się stało w drugiej połowie meczu z Realem. Tym bardziej jestem rozżalony, bo pierwszą Juventus zagrał fantastycznie i miał w kleszczach rywali. Cały wysiłek został zniweczony przez 45 minut fatalnej gry i dlatego byłem wkurzony. W dużym stopniu to Juventus przegrał ten finał, a nie Real go wygrał.
– A nie jest ojciec wkurzony, gdy na boisku piłkarskim widzi oszustwa?
– Bardzo tego nie lubię. Sam grając, stosowałem zasadę – walczymy twardo, po męsku, ale w ramach przepisów, nie oszukujemy w taki sposób, jak to robił Maradona, Henry, Ramos. Czym innym jest być sprytnym, oszukać przeciwnika w ramach przepisów.
– W naszej Ekstraklasie w meczu Arka – Ruch jeden z piłkarzy zdobył gola ręką i jeszcze starał się wmawiać, że nic poważnego się nie stało.
– Całkowita dezaprobata dla takiego zachowania. Ludzie stracili poczucie własnego honoru, dobrego imienia, szlachetności. Wszędzie zdarzają się tacy oszuści, ale wydaje mi się, że to szerszy problem. Przeżywamy to społecznie. Są wyroki sądów, a dowolny człowiek wychodzi i twierdzi, że jest inaczej. To musi mieć przełożenie na nasze codzienne zachowania. Ludzie stają się wobec siebie nieuczciwi, bezczelni i wszystko obliczone jest na zysk i prostą korzyść. W sporcie szczególnie muszą być przestrzegane zasady.
– O włoskiej piłce ojciec wie wszystko. A śledzi ojciec to, co dzieje się w Elanie Toruń, w której grał przed laty?
– Raz w miesiącu robię sobie toruńską prasówkę i trochę czasu poświęcam wtedy i piłce. Kocham Toruń, zapraszam do tego miasta. Żałuję, że nie na mecze, ale Elana to obecnie słaby zespół, więc dlatego bardziej polecam atrakcje turystyczne. To właśnie w moim rodzinnym mieście znajduje się największy w Europie średniowieczny ratusz. Jest przepięknie odnowiony, tak jak i inne zabytki na starówce.
– Toruń wielu osobom kojarzy się bardziej z ojca „bratem po habicie”.
– To nie jest dobre określenie z kilku powodów. Redemptoryści nie chodzą w habitach. To nie jest zakon, to zgromadzenie zakonne. Trudno mi przyznawać się do tej osoby, do jej działalności. Jesteśmy z różnych bajek. Jasne, że reguły życia, jakie przyrzekaliśmy publicznie ludziom i Panu Jezusowi, mamy te same, ale sposoby ich realizacji zupełnie odmienne.
– Słyszę często, że ojciec, niczym ten filmowy ojciec Mateusz, pomaga ludziom w rozwiązaniu problemów.
– Wierni proszą o pomoc. To, co słyszę często w rozmowach duszpasterskich, przerasta każdą mało ambitną telenowelę. W życiu jest zdecydowanie gorzej. Są jeszcze bardziej tragiczne, absurdalne historie. Ludzie m.in. dlatego lubią telenowele, bo mogą popatrzeć na lepszy świat, za którym tęsknią, bo w ich codzienności dzieje się radykalnie gorzej. Wolą czerpać wzorce z tych filmików niż przykładowo z Ewangelii. Jak uczestniczę w tym niekiedy brutalnym życiu, to czasami trafiam na bardzo trudne przypadki, które trzeba rozwikłać. Nie jest to łatwe, ale muszę zareagować. – Ostatnio na co? – Głównie na to, co działo się na Krakowskim Przedmieściu w czasie kolejnej tzw. miesięcznicy. Zdumiewa mnie, że nie ma reakcji ze strony kardynała Kazimierza Nycza czy Episkopatu. Moje sumienie jest tak ukształtowane, że trzeba się temu sprzeciwić. Nie dlatego, że jestem wyznawcą czy antywyznawcą teorii smoleńskich, nie dlatego, że popieram tę lub inną partię, tylko ja mam na uwadze dobro Kościoła. Moim zakichanym obowiązkiem jest zareagować na to, co się dzieje, jeśli widzę, że coś jest sprzeczne z tym dobrem. Jeśli to szkodzi wyraźnie Kościołowi, to przecież stojąc na gruncie Ewangelii, hierarchowie nie mogą milczeć. Kościół powinien odciąć się od tego, co jest związane z wykorzystaniem politycznym katastrofy smoleńskiej. Musi przyjść otrzeźwienie. – Wierzy w to ojciec? – Byłem bardzo smutny, przybity tym, co zobaczyłem w sobotę 10 czerwca. To woła o pomstę do nieba. Spóźniliśmy się z reakcją na wydarzenia związane z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Spóźniamy się i teraz z reakcją na to, co dzieje się przy okazji miesięcznic. Jeśli nie będzie reakcji, to skutki będą jeszcze bardziej negatywne dla Kościoła. – Ojciec dokładnie analizuje te wydarzenia? – Interesują mnie, i to od dawna, relacje państwo – Kościół. Ciekawy jest styk polityki i religii, co mają sobie do zaoferowania. Może nic? A może stan permanentnej wojny to coś naturalnego dla tych rzeczywistości. To jest też przyjrzenie się społecznemu funkcjonowaniu religii w Polsce. Dyskurs smoleński jest interesujący z powodu zaangażowania księży. Jak i dlaczego biorą w nim udział? Kościół tutaj popełnił wiele błędów. – I trzeba je wskazać? – Koniecznie. Mam na celu dobro, by te błędy spróbować też naprawić. Trzeba jednak najpierw pokazać, czym i dlaczego księża nigdy nie powinni się zajmować, a czynią to gorliwiej niż swoją podstawową misję, czyli głoszenie Słowa Bożego. Szalenie ważna jest analiza granic tolerancji, jakie Kościół jest w stanie określić dla starć społecznych, ustalenie, gdzie są ramy ingerencji Kościoła w życie społeczne. Kwestia smoleńska stała się również ciekawa dla mnie dlatego, że w tym obszarze przejawia się wielka aktywność kaznodziejów. – Dominikanie to właśnie zakon kaznodziejski. – W klasztorze w Łodzi współtworzę z braćmi zakonnymi taki ośrodek. Analiza aktywności kaznodziejskiej w sprawie smoleńskiej jest bardzo istotna. Warto pokazać, czego księża w tym zakresie powinni się strzec, jaka jest ich rola, misja, jakie ewidentne błędy popełniają. Moje oko najostrzej pada na nierozwiązaną i niepoukładaną w Polsce od czasu przełomu relację polityka – religia. Inne państwa też mają z tym problem. Potrzebna jest nowa refleksja i sensowne poukładanie tych dwóch światów. Religia nie poszła bowiem w zapomnienie, a nabiera na nowo rozpędu. Niektórzy socjologowie mówią o powrocie religii publicznej. W Polsce w postaci sui generis zaproponowanej nam przez obecnie rządzących, niestety, w cichym porozumieniu z niektórymi hierarchami Kościoła, mamy z takim powrotem do czynienia. I najdelikatniej określając, wcale to wydanie nie jest piękne. – Studiuje ojciec, otworzył przewód doktorski... – ...w Zakładzie Komunikacji Społecznej na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. – Temat pracy? – „Udział polskich duchownych w dyskursie smoleńskim na przykładzie kazań wygłaszanych w katedrze warszawskiej podczas miesięcznic smoleńskich”. – Ojciec bywa na tych uroczystościach? – Incognito. Musiałem tego posmakować na własnej skórze, odczuć atmosferę, obserwować ludzi, bo to dla badania socjologicznego jest bardzo ważne. Ale przede wszystkim poddam analizie kazania. To, co, jak i dlaczego głoszą kaznodzieje podczas tych sławetnych już miesięcznic.