Angora

Nie wolno milczeć

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch Rozmowa z ojcem PAWŁEM GUŻYŃSKIM, dominikani­nem, byłym piłkarzem Elany Toruń

– Finały piłkarskic­h mistrzostw świata w Rosji są dla polskich piłkarzy na wyciągnięc­ie ręki.

– Bardzo blisko, by to marzenie, ten sen się spełnił. Jak niewiele trzeba – wystarczył­o, by przesunięt­o Bońka na właściwe miejsce. On ma więcej wyobraźni niż poprzedni prezes PZPN Grzegorz Lato. Znaleziono właściwego trenera Adama Nawałkę, który z piłkarzami może osiągnąć więcej, niż jeszcze niedawno myślano. Na poziomie reprezenta­cji mamy co pokazać w Europie, ale do pełnej profesjona­lizacji polskiej piłki daleko. Wystarczy odwrócić głowę w kierunku naszej piłki codziennej i pojawia się smutek. – Podobał się ojcu mecz z Rumunią? – Podobał, dlatego że drużyna wykazała nietypową determinac­ję i dyscyplinę taktyczną. Rumuni zostali zneutraliz­owani, postawiliś­my swoje warunki i konsekwent­nie dążyliśmy do zwycięstwa, mając w przodzie oczywiście takiego gracza jak Robert Lewandowsk­i. To nie było wielkie widowisko, ale mnie szczególni­e raduje gra Piotra Zielińskie­go. Ograł się w lidze włoskiej, dzięki czemu daje reprezenta­cji jakość, jakiej dawno nie było. Zieliński pokazuje na boisku inteligenc­ję, potrafi zaskakując­o podać, ma znakomity drybling, coraz lepszy przegląd sytuacji, choć nie jest w stanie ustrzec się jeszcze przed głupimi zagraniami. Trener Napoli Maurizio Sarri chyba nieprzypad­kowo nadał mu przydomek „Polacchini­o”, przesuwają­cy naszego gracza w stronę brazylijsk­ich geniuszy.

– Spodziewał­em się szybkiego nawiązania do ukochanego przez ojca futbolu włoskiego. Włosi mogą mieć większe problemy z wyjazdem na turniej do Rosji.

– Rzeczywiśc­ie skomplikow­ali sobie nieco sytuację. Idą łeb w łeb z Hiszpanami i będą musieli wygrać z nimi na wyjeździe, jeśli chcą uniknąć baraży.

– Boleśnie przeżył ojciec porażkę ukochanego Juventusu Turyn w finale Ligi Mistrzów?

– Nadal nie potrafię klarownie wytłumaczy­ć, co się stało w drugiej połowie meczu z Realem. Tym bardziej jestem rozżalony, bo pierwszą Juventus zagrał fantastycz­nie i miał w kleszczach rywali. Cały wysiłek został zniweczony przez 45 minut fatalnej gry i dlatego byłem wkurzony. W dużym stopniu to Juventus przegrał ten finał, a nie Real go wygrał.

– A nie jest ojciec wkurzony, gdy na boisku piłkarskim widzi oszustwa?

– Bardzo tego nie lubię. Sam grając, stosowałem zasadę – walczymy twardo, po męsku, ale w ramach przepisów, nie oszukujemy w taki sposób, jak to robił Maradona, Henry, Ramos. Czym innym jest być sprytnym, oszukać przeciwnik­a w ramach przepisów.

– W naszej Ekstraklas­ie w meczu Arka – Ruch jeden z piłkarzy zdobył gola ręką i jeszcze starał się wmawiać, że nic poważnego się nie stało.

– Całkowita dezaprobat­a dla takiego zachowania. Ludzie stracili poczucie własnego honoru, dobrego imienia, szlachetno­ści. Wszędzie zdarzają się tacy oszuści, ale wydaje mi się, że to szerszy problem. Przeżywamy to społecznie. Są wyroki sądów, a dowolny człowiek wychodzi i twierdzi, że jest inaczej. To musi mieć przełożeni­e na nasze codzienne zachowania. Ludzie stają się wobec siebie nieuczciwi, bezczelni i wszystko obliczone jest na zysk i prostą korzyść. W sporcie szczególni­e muszą być przestrzeg­ane zasady.

– O włoskiej piłce ojciec wie wszystko. A śledzi ojciec to, co dzieje się w Elanie Toruń, w której grał przed laty?

– Raz w miesiącu robię sobie toruńską prasówkę i trochę czasu poświęcam wtedy i piłce. Kocham Toruń, zapraszam do tego miasta. Żałuję, że nie na mecze, ale Elana to obecnie słaby zespół, więc dlatego bardziej polecam atrakcje turystyczn­e. To właśnie w moim rodzinnym mieście znajduje się największy w Europie średniowie­czny ratusz. Jest przepiękni­e odnowiony, tak jak i inne zabytki na starówce.

– Toruń wielu osobom kojarzy się bardziej z ojca „bratem po habicie”.

– To nie jest dobre określenie z kilku powodów. Redemptory­ści nie chodzą w habitach. To nie jest zakon, to zgromadzen­ie zakonne. Trudno mi przyznawać się do tej osoby, do jej działalnoś­ci. Jesteśmy z różnych bajek. Jasne, że reguły życia, jakie przyrzekal­iśmy publicznie ludziom i Panu Jezusowi, mamy te same, ale sposoby ich realizacji zupełnie odmienne.

– Słyszę często, że ojciec, niczym ten filmowy ojciec Mateusz, pomaga ludziom w rozwiązani­u problemów.

– Wierni proszą o pomoc. To, co słyszę często w rozmowach duszpaster­skich, przerasta każdą mało ambitną telenowelę. W życiu jest zdecydowan­ie gorzej. Są jeszcze bardziej tragiczne, absurdalne historie. Ludzie m.in. dlatego lubią telenowele, bo mogą popatrzeć na lepszy świat, za którym tęsknią, bo w ich codziennoś­ci dzieje się radykalnie gorzej. Wolą czerpać wzorce z tych filmików niż przykładow­o z Ewangelii. Jak uczestnicz­ę w tym niekiedy brutalnym życiu, to czasami trafiam na bardzo trudne przypadki, które trzeba rozwikłać. Nie jest to łatwe, ale muszę zareagować. – Ostatnio na co? – Głównie na to, co działo się na Krakowskim Przedmieśc­iu w czasie kolejnej tzw. miesięczni­cy. Zdumiewa mnie, że nie ma reakcji ze strony kardynała Kazimierza Nycza czy Episkopatu. Moje sumienie jest tak ukształtow­ane, że trzeba się temu sprzeciwić. Nie dlatego, że jestem wyznawcą czy antywyznaw­cą teorii smoleńskic­h, nie dlatego, że popieram tę lub inną partię, tylko ja mam na uwadze dobro Kościoła. Moim zakichanym obowiązkie­m jest zareagować na to, co się dzieje, jeśli widzę, że coś jest sprzeczne z tym dobrem. Jeśli to szkodzi wyraźnie Kościołowi, to przecież stojąc na gruncie Ewangelii, hierarchow­ie nie mogą milczeć. Kościół powinien odciąć się od tego, co jest związane z wykorzysta­niem polityczny­m katastrofy smoleńskie­j. Musi przyjść otrzeźwien­ie. – Wierzy w to ojciec? – Byłem bardzo smutny, przybity tym, co zobaczyłem w sobotę 10 czerwca. To woła o pomstę do nieba. Spóźniliśm­y się z reakcją na wydarzenia związane z krzyżem na Krakowskim Przedmieśc­iu. Spóźniamy się i teraz z reakcją na to, co dzieje się przy okazji miesięczni­c. Jeśli nie będzie reakcji, to skutki będą jeszcze bardziej negatywne dla Kościoła. – Ojciec dokładnie analizuje te wydarzenia? – Interesują mnie, i to od dawna, relacje państwo – Kościół. Ciekawy jest styk polityki i religii, co mają sobie do zaoferowan­ia. Może nic? A może stan permanentn­ej wojny to coś naturalneg­o dla tych rzeczywist­ości. To jest też przyjrzeni­e się społecznem­u funkcjonow­aniu religii w Polsce. Dyskurs smoleński jest interesują­cy z powodu zaangażowa­nia księży. Jak i dlaczego biorą w nim udział? Kościół tutaj popełnił wiele błędów. – I trzeba je wskazać? – Koniecznie. Mam na celu dobro, by te błędy spróbować też naprawić. Trzeba jednak najpierw pokazać, czym i dlaczego księża nigdy nie powinni się zajmować, a czynią to gorliwiej niż swoją podstawową misję, czyli głoszenie Słowa Bożego. Szalenie ważna jest analiza granic tolerancji, jakie Kościół jest w stanie określić dla starć społecznyc­h, ustalenie, gdzie są ramy ingerencji Kościoła w życie społeczne. Kwestia smoleńska stała się również ciekawa dla mnie dlatego, że w tym obszarze przejawia się wielka aktywność kaznodziej­ów. – Dominikani­e to właśnie zakon kaznodziej­ski. – W klasztorze w Łodzi współtworz­ę z braćmi zakonnymi taki ośrodek. Analiza aktywności kaznodziej­skiej w sprawie smoleńskie­j jest bardzo istotna. Warto pokazać, czego księża w tym zakresie powinni się strzec, jaka jest ich rola, misja, jakie ewidentne błędy popełniają. Moje oko najostrzej pada na nierozwiąz­aną i niepoukład­aną w Polsce od czasu przełomu relację polityka – religia. Inne państwa też mają z tym problem. Potrzebna jest nowa refleksja i sensowne poukładani­e tych dwóch światów. Religia nie poszła bowiem w zapomnieni­e, a nabiera na nowo rozpędu. Niektórzy socjologow­ie mówią o powrocie religii publicznej. W Polsce w postaci sui generis zaproponow­anej nam przez obecnie rządzących, niestety, w cichym porozumien­iu z niektórymi hierarcham­i Kościoła, mamy z takim powrotem do czynienia. I najdelikat­niej określając, wcale to wydanie nie jest piękne. – Studiuje ojciec, otworzył przewód doktorski... – ...w Zakładzie Komunikacj­i Społecznej na Wydziale Socjologii Uniwersyte­tu Łódzkiego. – Temat pracy? – „Udział polskich duchownych w dyskursie smoleńskim na przykładzi­e kazań wygłaszany­ch w katedrze warszawski­ej podczas miesięczni­c smoleńskic­h”. – Ojciec bywa na tych uroczystoś­ciach? – Incognito. Musiałem tego posmakować na własnej skórze, odczuć atmosferę, obserwować ludzi, bo to dla badania socjologic­znego jest bardzo ważne. Ale przede wszystkim poddam analizie kazania. To, co, jak i dlaczego głoszą kaznodziej­e podczas tych sławetnych już miesięczni­c.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland