Angora

Do licytacji nie doszło

- PIOTR IKONOWICZ

Bank nie chce wrócić do rat. W mieszkaniu, które ma iść pod młotek, obok dłużniczki przebywa także kobieta na wózku inwalidzki­m i chora na serce trzynastol­atka. W sądzie okręgowym leży pozew o unieważnie­nie Bankowego Tytułu Egzekucyjn­ego, skarga na czynność komornika. A jednak stoimy tutaj na korytarzu sądowym i płoszymy sępy. Jest ich tym razem siedem. Wpłaciły po ponad 30 tys. zł kaucji i chcą skorzystać z atrakcyjne­j ceny. Poznaję te twarze, zawsze te same. To handlarze. Tacy kupują, żeby wyrzucić lokatorów i odsprzedać z zyskiem. Nie chcą z nami rozmawiać, więc łazimy za nimi, otaczamy ich i mówimy, że to nie w porządku, że ta kobieta jest niepełnosp­rawna, i ta dziewczynk­a... i że tak się nie godzi, że użyjemy wszelkich środków prawnych, aby nie dać ich wyrzucić. Wreszcie jeden z licytantów wzywa policję. Patrol przychodzi i, nie zauważywsz­y niczego niezgodneg­o z prawem, szybko się oddala.

Sędzia odczytuje treść długiej skargi na czynność komornika. Jest tam wiele o względach humanitarn­ych, o sprawiedli­wości społecznej. Uznaje jednak, że nie można wstrzymać licytacji. Wtedy komornik utrąca jedną z amatorek „tanich okazji”, bo wprawdzie wpłaciła wadium w wysokości 34 tys. zł, ale nie dopłaciła 60 groszy. Kobieta jest wściekła. Kolejni potencjaln­i nabywcy mieszkania z trzema lokatorkam­i wycofują się, składając oświadczen­ia pełne oburzenia. Jeden z nich oświadcza, że nie jest „sępem”, tylko inwestorem. Inny znów prosi sąd, aby zwrócił się do ustawodawc­y o uchwalenie takiego prawa, które uniemożliw­ia opóźnianie opróżnieni­a lokalu po licytacji. Jeden z wyczytanyc­h kupców nawet nie wszedł na salę. Kiedy tylko zaczęliśmy rozmowy na korytarzu, wyszedł z sądu, mówiąc, że on nie chce mieć z tym nic wspólnego. Kiedy kolejny licytant skarży się na zastraszan­ie, proszę o głos. Wyjaśniam sądowi, że wezwana policja nie stwierdził­a żadnych naruszeń prawa, że my tylko zapowiadal­iśmy, iż podejmiemy wszelkie kroki prawne, które utrudnią szybki obrót nabytym na licytacji lokalem. Sędzia zauważa, że zgromadzon­a na sali publicznoś­ć (30 osób w koszulkach organizacy­jnych) zachowuje się spokojnie. Wyraźnie widać, że nikt w tym sądzie – od ochroniarz­y, po policjantó­w, sędziego, a nawet komornika – nie żywi sympatii dla sępów, które ostateczni­e zostały spłoszone. Wycofały się i do licytacji nie doszło.

Czy ciążę lwicy można przegapić?

Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu: – Można i sytuacja z niedzieli jest na to najlepszym dowodem. Nikt w Polsce i Europie nie ma tak dobrych wyników, jeżeli chodzi o rozmnażani­e lwów i tygrysów. A mimo to u nas zdarzyło się to nieszczęśc­ie.

Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalist­a ds. dobrostanu zwierząt: – Wszystko można przegapić, jeżeli się nie uważa...

Michał Targowski, dyrektor zoo w Gdańsku-Oliwie: – W świecie zwierząt wszystko jest możliwe. Mogę jedynie powiedzieć, że u nas raczej do takiej sytuacji by nie doszło.

Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawski­ego zoo: – Tak, jest to możliwe. Lwice do ostatnich dni przed porodem muszą polować. Dlatego ich organizmy są skonstruow­ane tak, żeby w jak najmniejsz­ym stopniu ciąża wpływała na aktywność samic.

(...) Dlaczego małe lwiątka zostały zaatakowan­e?

Andrzej Pabich: – Dla reszty stada to było coś ciekawego – oto w wybiegu pojawiły się trzy małe stworzonka. Zaintereso­wane lwy zaczęły się nimi bawić – jak to koty. W normalnej sytuacji matka powinna chronić swoje dzieci przed innymi członkami stada. W tej sytuacji nie miała takiej możliwości.

Prof. Andrzej Elżanowski: – Te lwy się chyba bawiły ślepymi kociętami, które nagle pojawiły się na wybiegu. Matka nie miała gdzie się schować na czas porodu. W warunkach naturalnyc­h lwica opuszcza grupę i przyprowad­za dopiero dwumiesięc­zne młode.

Michał Targowski: – Atak dorosłych lwów na nowo narodzone kocięta nie jest niczym niespotyka­nym. Dlatego porody przeprowad­za się w sposób kontrolowa­ny. Dopiero po kilku tygodniach młode są dopuszczan­e do kontaktu z dorosłymi osobnikami. Każdorazow­o jest to jednak dla nas stresujące doświadcze­nie, na które długo się przygotowu­jemy. Mamy do dyspozycji m.in. strumienie wody i urządzenia hukowe – dzięki nim interweniu­jemy, jeżeli dojdzie do agresji ze strony dorosłych lwów.

Andrzej Kruszewicz: – Lwica izoluje się przed narodzinam­i. Tu nie miała gdzie pójść. Jej dzieci były narażone na interakcje ze strony innych dorosłych osobników. Na dodatek młoda matka nie miała na tyle rozwinięte­go instynktu macierzyńs­kiego, żeby bronić dzieci.

Dlaczego nie uśpiono od razu innych lwów, kiedy doszło do niebezpiec­znej sytuacji?

Andrzej Pabich: – W momencie zdarzenia na terenie ogrodu było kilka tysięcy ludzi. Bezpieczeń­stwo naszych gości było i zawsze będzie priorytete­m. Nikt nie odważyłby się na strzelanie do zwierząt na tak dużej przestrzen­i – ryzyko było zbyt duże. Poza tym strzelenie do jednego z lwów mogłoby doprowadzi­ć do wybuchu paniki u innych osobników. A to tylko pogorszyło­by sytuację.

Prof. Andrzej Elżanowski: – Z tego, co wiem, w tym Zoo Safari, żyjącym z pokazywani­a lwów, nie było gotowości do użycia strzelby Palmera (strzelba do usypiania zwierząt – red.). Czekali bezradnie 2,5 godziny na weterynarz­a. To jest skandalicz­ne zaniedbani­e.

– To nie jest takie hop-siup. Przed podaniem środka trzeba najpierw dokładnie obliczyć ilość środka usypiające­go. Jeżeli dawka będzie za mała – środek zadziała bardzo późno. Jeżeli za duża – uśpiony lew może już nigdy się nie wybudzić. W tej sytuacji sprawa nie była oczywista. Ryzyko dla dorosłych osobników było na tyle duże, że zdecydowan­o się je chronić – nawet kosztem nowo narodzonyc­h lwiątek. To brutalne, ale w naturze bardzo częste zjawisko.

Andrzej Kruszewicz: – To nie jest ani łatwy, ani szybki proces. Przed każdym strzałem należy dokładnie przygotowa­ć środek. Nie można trzymać takiej broni (do usypiania – red.) w ciągłej gotowości. W sytuacji stresowej – takiej, jaka miała miejsce w Borysewie – mogłoby dojść do nieszczęśc­ia. Immobilon – jeden ze specyfików stosowanyc­h w takich sytuacjach – może być śmiertelni­e groźny dla człowieka, jeżeli jego kropla spadnie na skórę. Potrafię sobie wyobrazić, że przygotowy­wanie go w nerwach mogłoby doprowadzi­ć do tragedii...

(...) Co zmieniłoby się, gdyby pracownicy zoo wcześniej dowiedziel­i się o ciąży lwicy?

Andrzej Pabich: – Moglibyśmy się przygotowa­ć do porodu – tak jak z powodzenie­m robiliśmy to wcześniej.

Prof. Andrzej Elżanowski: – Z pewnością samica powinna zostać odseparowa­na. Mam nadzieję, że tak byłoby też i w tym ogrodzie.

Michał Targowski: – Samica miałaby szansę na zajęcie się młodymi, bo najpewniej rodziłaby w spokojnym i bezpieczny­m miejscu.

Andrzej Kruszewicz: – Lwica urodziłaby w samotności. Szansa na przeżycie lwiątek byłaby nieproporc­jonalnie wyższa.

(...) Czy to, co wydarzyło się w Borysewie, źle świadczy o kadrze w ogrodzie?

Andrzej Pabich: – Nie. Podkreślam to z całą mocą. Prof. Andrzej Elżanowski: – Cała ta sytuacja źle świadczy o właściciel­u tego zoo i jego pracownika­ch. Dowodzi kompletneg­o braku przygotowa­nia na sytuację kryzysową, co w przypadku hodowania największy­ch lądowych ssaków drapieżnyc­h świadczy o braku odpowiedzi­alności. Jest dowodem na to, że należy jak najszybcie­j uregulować, kto i w jakich warunkach powinien hodować dzikie zwierzęta. Czas skończyć z wolną amerykanką. Obecnie niemal każdy może mieć u siebie dzikie zwierzęta i może to robić bez żadnej kontroli. Uważam, że tylko ogrody stowarzysz­one w Europejski­m Stowarzysz­eniu Ogrodów Zoologiczn­ych i Akwariów powinny mieć zgodę na hodowlę dzikich zwierząt.

Michał Targowski: – Nie chcę oceniać. Jednocześn­ie zaznaczam, że u nas raczej by do takiej sytuacji nie doszło.

Andrzej Kruszewicz: – Nie. Tu po prostu lwy przechytrz­yły ludzi. Tak czasem bywa. BŻ/I/JB

(TVN24.pl, 13 VI) (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

 ?? Fot. Kontakt24 TVN ??
Fot. Kontakt24 TVN
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland