Nam wszystko wolno
Nasz kodeks moralny jest absolutnie nowy (...). Nam wszystko wolno, ponieważ jako pierwsi na świecie wyciągamy miecz nie w celu zniewolenia, lecz w imię wolności i wyzwolenia spod ucisku (*)
Prawo i Sprawiedliwość, nie zważając na protesty, w błyskawicznym tempie opanowało sądownictwo, uchwalając trzy niekonstytucyjne ustawy. To zniewolenie Temidy wywołało nawet protest prezydenta Dudy, który nieoczekiwanie zagroził swojej dawnej partii wetem. Czy była to jedynie gra, czy głowa państwa rzeczywiście uznała, że PiS posunął się za daleko?
To prawda, że sądownictwo nie oczyściło się po upadku PRL-u, że przewlekłość spraw jest skandaliczna, a postępowania dyscyplinarne, nawet w sytuacji gdy zachodziło podejrzenie popełnienia przez sędziego przestępstwa, zdarzały się niezwykle rzadko. Nie ulega też wątpliwości, że sędziowie, zwłaszcza pracujący na prowincji, często wchodzili w skład nieformalnych, towarzyskich grup interesów złożonych z lokalnych urzędników, polityków, lekarzy i przedsiębiorców. Społeczeństwo oczekiwało więc, że nowa władza uzdrowi wymiar sprawiedliwości, przeprowadzając finezyjną operację. Jednak zamiast skalpela prezes Kaczyński wolał użyć siekiery.
Weto to najsilniejszy oręż w rękach prezydenta. Sejm może je odrzucić większością kwalifikowaną 3/5 głosów w obecności połowy ustawowej liczby posłów.
W minionej VII kadencji Sejmu uchwalono 753 ustawy, w VI – 952, a w V (trzyletniej) – 384.
Prezydenci niezbyt często odmawiali podpisu pod ustawami.
Lech Wałęsa – 22 razy. Aleksander Kwaśniewski przez dwie kadencje skorzystał z tego prawa w 35 wypadkach. Lech Kaczyński odmówił podpisu pod ustawą 18 razy. Bronisław Komorowski ma na koncie zaledwie cztery weta.
Ta statystyka wygląda inaczej, gdy zbadamy, ile razy głowa państwa wetowała ustawy podczas rządów ugrupowania, które wystawiło go na ten najważniejszy z urzędów.
Aleksander Kwaśniewski za czasów pierwszych rządów SLD (do 1997 r.) zrobił to dwa razy, Lech Kaczyński – raz, Bronisław Komorowski – cztery razy.
Prezydent Andrzej Duda, tak jak jego poprzednicy, nie był wyrozumiały dla przeciwników politycznych.
Przez trzy miesiące rządów koalicji PO-PSL zawetował cztery ustawy. Przez ponad 1,5 roku rządów PiS – tylko jedną: o Regionalnych Izbach Obrachunkowych.
Te wszystkie zestawienia to tylko dowód na to, jak zawodną dyscypliną jest statystyka. Wałęsa, Kwaśniewski i Kaczyński byli prezydentami, którzy zazwyczaj kierowali się własnym zdaniem. Komorowski okazał się strażnikiem żyrandola, a Duda, choć jest doktorem praw i byłym pracownikiem szacownego Uniwersytetu Jagiellońskiego, podpisywał nawet najbardziej niekonstytucyjne ustawy.
Gdy więc Prawo i Sprawiedliwość postanowiło przeprowadzić reformę sądownictwa, nikt nie przypuszczał, że prezydent może być jakąkolwiek przeszkodą.
Ustawy o ustroju sądów powszechnych, Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym miały podporządkować trzecią władzę drugiej.
Wybór prezesów sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych znalazł się w gestii ministra sprawiedliwości, który jest także prokuratorem generalnym. Znowelizowana ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa przewiduje wygaszenie kadencji 15 zasiadających w niej sędziów i wybór nowych przez Sejm (do tej pory wybierało ich środowisko sędziowskie).
Najbardziej kontrowersyjny okazał się projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, który zakładał, że wszyscy sędziowie SN zostaną przeniesieni w stan spoczynku z wyjątkiem tych, których wskaże minister sprawiedliwości prokurator generalny.
Ciało nie kłamie
I zdarzył się „cud”. We wtorek 18 lipca w krótkim telewizyjnym oświadczeniu prezydent Andrzej Duda, stwierdził:
– (...) Polacy mają wiele zarzutów pod adresem wymiaru sprawiedliwości i wymiar sprawiedliwości wymaga w naszym kraju zmian (...). Wymaga mądrej reformy (...). Zgadzam się z zasadniczymi kierunkami tej reformy (...). Zgłosiłem dzisiaj do marszałka Sejmu, korzystając z prezydenckiej preroga- tywy, jaką jest inicjatywa ustawodawcza, ustawę zmieniającą ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa – bardzo krótką, składającą się z dwóch przepisów, gdzie jest jasno i wyraźnie powiedziane, że członków nowej Krajowej Rady Sądownictwa Sejm będzie wybierał większością 3/5 głosów. Powtarzam jeszcze raz. Była już taka propozycja. 3/5 będzie wymagane do tego, aby kandydat sędzia, podkreślam – sędzia, został wybrany na członka Krajowej Rady Sądownictwa (...). Ten projekt ma zapobiec (...) twierdzeniom, że Krajowa Rada Sądownictwa jest upartyjniona tylko poprzez jedno ugrupowanie, że w związku z tym działa pod dyktatem politycznym. Nie może być takiego wrażenia w polskim społeczeństwie (...). Nie podpiszę ustawy o Sądzie Najwyższym, nawet jeżeli takowa zostanie uchwalona w polskim parlamencie, jeżeli wcześniej ta ustawa złożona dzisiaj przeze mnie jako prezydencki projekt nie trafi na moje biurko uchwalona przez polski parlament i nie stanie się w efekcie częścią polskiego systemu prawnego, po złożeniu przeze mnie podpisu. Powtarzam jeszcze raz: nie podpiszę tej ustawy o Sądzie Najwyższym, nad którą w tej chwili pracują w Sejmie, dopóki moja, ta maleńka ustawa, której projekt dzisiaj złożyłem w Sejmie, nie zostanie uchwalona i nie znajdzie się na moim biurku.
W PiS zapanowała konsternacja. Jeszcze tego samego dnia z prezydentem spotkali się marszałkowie Sejmu i Senatu.
Opozycja, dziennikarze, politolodzy zadawali sobie jedno pytanie: czy to próba usamodzielnienia się głowy państwa, czy może tylko z góry zaplanowana gra, „ustawka”, jak twierdzili niektórzy posłowie Platformy.
– Prezydent zaczął swoją wypowiedź miękkim, spokojnym, łagodnym głosem, lekkim, bez napięcia – wyjaśnia Grzegorz Załuski, senior instruktor Body Language Institute w Waszyngtonie. – Jednak gdy zaczął składać deklarację (że nie podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym), zatrzymał się na chwilę, żeby przełknąć ślinę, czego wcześniej ani razu nie robił. Kiedy jesteśmy zestresowani, schnie nam jama ustna, potrzebujemy jej nawilżenia i przełykamy ślinę. Stąd wniosek, że był to dla prezydenta stresujący moment. Gdy Andrzej Duda mówił: Nie podpiszę tej ustawy..., bardzo dynamicznie potwierdzał to głową na tak. Za chwilę dodał: ...nawet gdy takowa zostanie uchwalona w parlamencie, i wtedy machał głową