Zostałem histerycznym psychopatą
W latach 90. był ulubieńcem widzów. Potem Pan Yapa, czyli Krzysztof Janczak, zniknął z ekranów, zajął się pisaniem scenariuszy, teraz prowadzi na YouTube kanał yapa.tv
– W klubie studenckim trafiłem na grupę młodych poetów, z Piotrem Sommerem na czele, z którym się zaprzyjaźniłem. I wtedy ta poetycka dusza ze mnie wyszła, eksplodowała. Ale jak sądzę, wcześniej we mnie dojrzewała, kto wie, może nawet od dziecka.
Zaczął studiować geologię. – To była ucieczka przed wojskiem. Stał się bywalcem klubów studenckich, poznawał środowisko artystyczne, zaprzyjaźnił się z Salonem Niezależnych i STS. Zaangażował się w życie polityczne po Marcu ’68. – Przyjaźniłem się z ludźmi z opozycji. Byłem m.in. współautorem spektaklu „Tętno” dla Studenckiego Teatru Satyryków, który po kilku wystawieniach został zdjęty z wielkim hukiem przez cenzurę. To był mój debiut teatralny. Autora i aktora. Niestety, trwało to zaledwie chwilę.
Opowiada, jak władza ludowa zorganizowała dodatkowy nabór do wojska, zwany grudniowym. – Wylądowałem w szkółce podoficerskiej w Wałczu. A moi przyjaciele i psychologowie zaczęli szukać rozwiązania, co tu wymyślić, abym mógł wyjść z woja. I tak zostałem histerycznym psychopatą ze skłonnością do dekompensacji. Byłem zdolny nawet do popełnienia samobójstwa. W jednostce podjąłem głodówkę. I poprzez szpital psychiatryczny w Międzyrzeczu zostałem zwolniony do cywila.
– Rozpocząłem studia na Wydziale Polonistyki KUL w Lublinie. Coraz mocniej angażowałem się w życie kulturalne, związałem się z kabaretem i teatrem. Wtedy właśnie rozpoczęła się moja wielka przygoda z kabaretem studenckim. Na początku był to stołeczny klub „Remont”, gdzie poznałem Krzyśka Jaroszyńskiego, a później „Stodoła” i inne. Pulsowało to wszystko, żyło, zmieniałem miejsca, poznawałem ludzi, rozwijałem się. Aż wylądowałem z młodymi ludźmi, którzy tworzyli kapitalną grupę z Janem Pietrzakiem w Młodej Egidzie, z Jackiem Kaczmarskim, z którym się przyjaźniłem, Przemkiem Gintrowskim, Krzysztofem Piaseckim.
Studiów nie skończył. – Przerwałem naukę, gdyż nie miałem czasu. Życie było szybkie i dynamiczne. Graliśmy mnóstwo koncertów, odwiedzaliśmy różne miasta. Miałem też wtedy pierwszy kontakt z TVP i Studiem 2 Mariusza Waltera. Wcześniej zaprzyjaźniłem się z Wojtkiem Mannem i Mariusz Walter zaproponował nam wspólny program „Magazyn Pana Manna”, w którym obok nas występował jeszcze Janusz Weiss.
To był jego telewizyjny debiut. – Miałem wejść do studia przebrany za krakowiankę, akurat był śmigus-dyngus, i oblać prowadzących program na żywo Bożenę Walter i Tadeusza Sznuka. I tak też zrobiłem. Oblałem, najlepiej jak umiałem, tańcząc po ich stole. Szok był ogromny, ale się spodobało. Wszyscy się śmiali.
W „Magazynie Pana Manna” występował przez dwa lata. Do stanu wojennego. – Wcześniej Mariusz Walter zaproponował mi samodzielny, autorski program, który nazwałem „Paranowa”. Niestety, zrealizowałem tylko dwa. W ostatnim zatańczyłem Zorbę na Stadionie Dziesięciolecia. To było tuż przed grudniem 1981. Co było potem, wiadomo. Publikował poezję w podziemnej prasie. Z czasem zaczęły powstawać grupy kabaretowe, które odwiedzały różne miejsca. – To była robota typowo zarobkowa. Trzeba było z czegoś żyć.
W połowie lat 80. zdał eksternistycznie egzamin aktorski u prof. Aleksandra Bardiniego. – I wtedy zaczęło się moje profesjonalne życie aktorskie. Zacząłem występować w filmach i serialach. Jako znaczący wspomina swój debiut na planie filmu „Cyrk odjeżdża” w reżyserii Krzysztofa Wierzbiańskiego oraz w serialu „Siedem życzeń”.
Do TVP wrócił na prośbę Bożeny Walter do „5,10,15”. – Wchodziłem z pomysłem, który był integralną częścią tego programu. I tak pojawił się Pan Yapa. Skąd taka nazwa? To była moja ksywka kabaretowa, która zrodziła się na jednym z festiwali w Opolu. Nazywał mnie tak Jacek Kaczmarski, a potem inni to podchwycili. Zostałem Yapą, a potem Panem Yapą.
Najbardziej znany byłem z programu „Czy wydra wygra”, gdzie układałem puzzle.
Grał też w serialach: „WOW”, „Słoneczna włócznia”, „Gwiezdny pirat”.