Posadówek to...
dówku jest warsztat, ogródek, mieszkańcy sami wykonują kojce dla psów, robią też ławki biesiadne. Zarówno kojce, budy, jak i ławki sprzedają, a pieniądze wykorzystują na działalność schroniska.
– Ludziom trzeba pokazać możliwości i pozwolić im dokonywać wyborów – mówi Hirek. – Nie mamy tu salek terapeutycznych, zespołu psychologów i terapeutów. Jeśli ktoś potrzebuje specjalistycznej pomocy, może korzystać z pobliskich placówek.
Niedawno Hirek został sołtysem Posadówka. Na pierwszym zebraniu wiejskim powiedział, że trzeba wybrać, na co przeznaczyć pieniądze zebrane podczas corocznego festynu charytatywnego. – Szok – mówi Hirek. – Do tej pory o wszystkim decydował sołtys, a ja każę im samym określić cele. Zdecydowali, żeby kupić wyprawki szkolne dla dzieci.
Hirek angażuje się w życie lokalnej społeczności. Jest na każdej sesji rady miasta.
– Do tej pory nie miałem czasu na aktywność poza schroniskiem, ale powoli to się zmienia – mówi Hirek. – W Posadówku wszystko funkcjonuje według określonych zasad, ja nie muszę wszystkiego osobiście pilnować. Ufam ludziom, którzy tu mieszkają. Zdarzyło mi się nawet wyjechać na tydzień.
Kolejnym krokiem Hirka będzie być może kariera radnego. Poważnie zastanawia się nad kandydowaniem w następnych wyborach samorządowych. – Tu jest wiele rzeczy do zrobienia, przede wszystkim trzeba uporządkować sprawy związane z własnością ziemi. Wtedy będzie można pomyśleć na przykład o wybudowaniu placu zabaw dla dzieci czy innych miejsc dla mieszkańców.
Czas już iść na swoje
Zanim Hirek wyjechał do Irlandii, mieszkał w Radomiu. Tam nadal prowadzi swój biznes, z którego mógłby żyć w mieście, korzystając z życia. Ale mieszka w Posadówku. To teraz jego miejsce. Dlaczego to robi? Dlaczego pomaga ludziom i zwierzętom? – Może chciałbym, żeby coś po mnie zostało? – zastanawia się i odpowiada bez przekonania. A potem dodaje już całkiem pewnie: – Bo robię to, co lubię i co daje mi szczęście.
Z 21 mieszkańców schroniska, których Hirek zastał w 2012 roku w Posadówku, do dzisiaj mieszkają tu tylko Stasiu i Józek. Reszta nie zaakceptowała nowych zasad. Wyjechali. Ale przyjechały kolejne osoby poranione przez życie, żeby tu układać je sobie na nowo. Sukces? – Od czterech lat, odkąd tu jestem, czternaście osób wyszło na prostą – mówi Hirek. – Największa radość dla mnie to po dwóch latach usłyszeć: Dziękuję za wszystko, ale czas już iść na swoje i po raz kolejny spróbować zacząć wszystko od nowa.