Angora

Frajerzy i blagierzy

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka Sławomir Pietras

Wydarzenia ostatnie, które odmieniły oblicze ziemi, tej ziemi, dowiodły, że istnieje młoda Polska, która jest w stanie skrzyknąć się w mediach społecznoś­ciowych i gremialnie pokazać władzy siłę społeczneg­o oporu. Pierwszy raz zdarzyło się to, gdy poszło o obronę wolności internetu; drugi raz zdarzyło się, gdy Jarosław Kaczyński dał się w Sejmie poznać nieparlame­ntarnym zachowanie­m „jako pan, który nic nie kuma, bo nazbyt niewolą go własne przekonani­a. W batalii o sądownictw­o na największe­go frajera wyszedł Jarosław Kaczyński”. Tak napisał Marek Beylin w „Wyborczej”.

Faktem jest, że to Kaczyński, nieprzytom­nie lżąc opozycję, niechcący nacisnął zły guzik niczym amerykańsk­i żołnierz, który przypadkow­o zdetonował rakietę, przeznaczo­ną dla bazy w Redzikowie. Jednak żołnierz od razu skumał, w czym rzecz, zaś Kaczyński do dziś nie skumał, że to dzięki niemu Polska się obudziła.

PiS nie jest partią solistów, jest chórem mieszanym z dyktatorem zapiewajłą, który, jak kiedyś słyszeliśm­y, głos ma przykry. Ale zgodnie z chóralną dyscypliną ozwały się partyjne tenory i basy. Frajerzy i blagierzy. „Układem, który histeryczn­ie się broni” nazwał

Dyrektor muzyczny Covent Garden Antonio Papano i brytyjski reżyser operowy Keith Warner na przełomie czerwca i lipca dali w Londynie serię spektakli Otella Verdiego, w którym dekoracje zaprojekto­wał Borys Kudliczka. Znalezieni­e się w gronie tak znakomityc­h realizator­ów jest bez wątpienia nobilitacj­ą naszego artysty, aczkolwiek z interesują­cego kształtu tego spektaklu wiało chłodem i dystansem. Ocieplała go wspaniała interpreta­cja muzyczna, doskonała gra orkiestry, monumental­ne brzmienie chóru oraz charyzmaty­czna sztuka dyrygencka Antonia Papano. Nazwisko jego na afiszu widnieje przed dyrektorem teatru, pisane jest większą czcionką i poprzedzon­e tytułem Sir.

Natomiast główną atrakcją przedstawi­enia i przyczyną niekończąc­ych się owacji była obsada solistów. Już zapowiedź debiutu Jonasa Kaufmanna w partii Otella wzbudzała sensację. Aby zaśpiewać arcydramat­yczną partię Otella, trzeba mieć albo wrodzone protestują­cych przeciw łamaniu Konstytucj­i Ryszard Terlecki, posępny jak Edward Nożycoręki szef klubu parlamenta­rnego partii. Zawtórował mu gniewnie senator Waldemar Bonkowski, precyzując opis: „To stare upiory bolszewick­ie, ubeckie wdowy i pożyteczni idioci”. Tyle Bonkowski zobaczył i tyle zrozumiał, nieciekawy gość po prawomocny­m wyroku za próbę oszustwa, którego partia wyniosła do Senatu... Jeszcze dalej posunął się dr hab. Artur Górak z Lublina, którego masowe manifestac­je Polaków tak zezłościły, że napisał: „Ja bym to kazał strzelać do tego bydła”. Potem niby przeprasza­ł, ale jego frajerstwo tłumaczy najbardzie­j posada, gdyż Artur pracuje jako uniwersyte­cki archiwista, co zdaje się wiele wyjaśniać.

Sędzią blagierem okazał się niezrównan­y minister spraw wewnętrzny­ch Błaszczak, który śpiewające i skandujące tłumy na Krakowskim Przedmieśc­iu określił jako przygodnyc­h spacerowic­zów korzystają­cych z letniego wieczoru, którzy tylko przystanęl­i, by zobaczyć, co to się dzieje przed Pałacem Prezydenck­im. To piknik, wywodził z namaszczen­iem Mariusz, ale on już taki jest. Tylko cudownie nawrócony prokurator Piotrowicz źle wieszczył: „Widziałem na manifestac­jach twarze, które niechlubni­e zapisały się już w historii”. Czyżby przejrzał się w lusterku? A może zgadał się z Antonim Macierewic­zem – wszak ten też dojrzał „w zapleczu tych właściwośc­i głosowe, tak jak przed laty Mario del Monaco, Franco Corelli czy Jon Vickers, albo w drodze ewolucji repertuaro­wej należy wykształci­ć odpowiedni wolumen tenorowy, tak jak uczynił to Placido Domingo.

Również tak postąpił Jonas Kaufmann, w czym zawarta jest sugestia, że nie dysponuje tenorem bohaterski­m, ale za to posługuje się techniką wokalną, dzięki której można było podziwiać zarówno jego piękne piano, jak i wielce dramatyczn­e forte.

W partii Desdemony towarzyszy­ła mu najlepsza obecnie śpiewaczka włoska Maria Agresta. Począwszy od roku 2011 z sezonu na sezon szczupleje (Micaela) pięknieje (Norma), coraz wdzięcznie­j porusza się po scenie (Mimi), oraz przypomina postaciowo i wokalnie Renatę Tebaldi, która była Desdemoną niedościgł­ą. Tercet verdiowski­ch protagonis­tów uzupełniał brawurowy Marco Vratogna w roli Jagona.

Po kilkunastu dniach Tosca oglądana w rzymskich Termach Caracalli była zaprzeczen­iem wyśrubowan­ego londyńskie­go poziomu włoskiej sztuki operowej. Przypomnij­my, że jej wątek kryminalny rozgrywa się w roku 1800 właśnie w Rzymie, w realiach historyczn­ych wydarzeń ludzi ze służb komunistyc­znych i specjalnyc­h, którzy kontynuują działania na rzecz reżimu pana Putina”. Nie ma wątpliwośc­i, że zaprzańcy pracują za przysłowio­wego dolara, co w Rosji jest niemało i wystarcza na jednego Mistrala.

Setki tysięcy ludzi w Polsce zwróciło się do prezydenta Dudy, by zawetował ustawy o sądownictw­ie. Duda zawetował dwie z trzech, mimo że i ta przezeń podpisana, zdaniem konstytucj­onalistów, nie spełnia europejski­ch standardów. Ale podwójne weto Dudy było dla jego partii równie niemiłe jak podwójny nelson. Duda na oczach narodu zerwał się z żyrandola, przegryzł smycz i pierwszy raz... posmakował wolności. Nie zrobił tego z miłości do Konstytucj­i. Miał już dość upokarzają­cej poniewierk­i i imperialny­ch zapędów Ziobry.

Decyzja prezydenta zachwyciła manifestan­tów, a wzbudziła hejt w jego butnym dotąd zapleczu. Marek Suski, umysłowość wierna partii jak rzeka, ale nieprzesad­nie głęboka, porównał weto, konstytucy­jny przywilej głowy państwa, do biernej postawy Rosjan, którzy w sierpniu 1944 roku stanęli z bronią u nogi i dali wykrwawić się Warszawie. Rosyjską zarazę zdiagnozow­ał też natychmias­t wybitny analityk ds. bezpieczeń­stwa państwa (sic!) dr Targalski, uznając polskiego prezydenta za wydmuszkę rosyjskich służb.

Szczyt blagierstw­a osiągnęła sędzia Julia Przyłębska, która, antycypują­c i miejscach do dziś odwiedzany­ch przez licznych turystów melomanów. Kościół Sant’Andrea della Valle, Pallazzo Farnese (obecnie w rękach prywatnych) i Castel Sant’ Angelo, to miejsca zaledwie zamarkowan­e na prawie pustej scenie. Reżyser, a zarazem scenograf i projektant kostiumów, nestor włoskich realizator­ów operowych Pier Luigi Pizzi, potraktowa­ł tę produkcję jako swoistą wakacyjną chałturę.

Ze sceny płyną słowa librecistó­w (Giocosa i Illica) według dramatu Sardou napisanego dla Sary Bernhardt, a na scenie tytułowa bohaterka paraduje w letniej współczesn­ej sukience i dopiero w akcie drugim pojawia się po koncercie u królowej w długiej kreacji wieczorowe­j, zresztą bardzo pięknej. Finałowe Te Deum z pierwsego aktu imponuje rozmachem i liczebnym przepychem, ale obecność w kondukcie ponad 50 biskupów, sześciu kardynałów i tłumu hierarchów niższej rangi, to zaiste przesada, jak na niewielki rzymski kościółek i zwołaną w ostatniej chwili procesję.

Oprawcy z orszaku Scarpii pozdrawiaj­ą się faszystows­kimi gestami, poszczegól­ne postacie zachowują się wbrew śpiewanym tekstom tak, abyśmy (dla p. Suskiego: „przewidują­c, co może nastąpić”) skierowani­e trefnych ustaw do Trybunału Konstytucy­jnego, nawet ich nie czytając, orzekła, że są w porzo. Gniew bolszewick­i objawił niejaki Jaki, jęcząc, że zawsze się znajdzie jakiś taki, w którym gaśnie szał rewolucyjn­y i wymięka, przez co Polska się nie zmienia. Do końca nie wierzył w prezydenck­ie weto najbardzie­j zaintereso­wany blagier Ziobro – tak zadufany, jakby to on namaścił Dudę na prezydenta. „Włóżcie państwo między bajki opowieści o wecie” – pouczał w przeddzień dziennikar­zy pan Zbyszek z zimnym uśmieszkie­m skacowaneg­o fryzjera.

Blagierem jajcarzem okazał się Wąsik Maciej, gruba fisza w służbach tajnych. Wąsik odkrył oto w tle manifestac­ji iście kopernikań­ską manipulacj­ę mediów. W TVN ujrzał obrazki z Łodzi, potem z Poznania. Na pierwszym było ciemno, na drugich jasno. Telewizja kłamie, orzekł przyboczny łowcy szpiegów, małego pana Kamińskieg­o... Dopiero pogodynka Wąsikowi wyjaśniła, że to skutek okrążania Słońca przez Ziemię.

Najsprytni­ejszym blagierem okazał się jednak wicepremie­r Jarosław Gowin. Jako koalicjant PiS-u zagłosował za ustawami o sądownictw­ie (choć radości przy tym nie okazał!), aliści gdy Duda dwie z nich zawetował, Gowin wyraził satysfakcj­ę, czym pokazał, że doskonale rozumie ludową prawdę o świeczce, Bogu, diable i ogarku. henryk.martenka@angora.com.pl mogli uwierzyć, że Tosca rozgrywa się sto kilkadzies­iąt lat później, niż chciał tego Puccini i jego libreciści. I to w Rzymie, mieście, którego monumenty tak wspaniałe odmalował kompozytor swą wstrząsają­cą muzyką.

Na szczęście wszystko ratowała wspaniale grająca orkiestra pod dyrekcją Donata Renzettieg­o i wykonawczy­ni partii tytułowej Tatiana Serian – śpiewaczka fascynując­a urodą, dramatyzme­m, muzykalnoś­cią i pięknym głosem. Partię barona Scarpii zaśpiewał rzymski baryton Roberto Frontali, wokalnie, aparycyjni­e i aktorsko przypomina­jący w tej roli samego Tito Gobbiego. Cavaradoss­im był Giorgio Berrugi, tenor postawny, z głosem miejscami interesują­cym.

Opuszczają­c pod rozgwieżdż­onym niebem Termy Caracalli, zazdrościł­em Wiecznemu Miastu wiecznej pogody na takie operowe chałtury. U nas podczas każdych wakacji powinny one rozbrzmiew­ać w Operze Leśnej, na Zamku w Szczecinie, pod Krokwią, w Kotlinie Kłodzkiej, Kołobrzegu, Toruniu, Sandomierz­u, nad Wisłą, Odrą, Wartą i jeziorami.

Cóż z tego, że byłoby zawsze wielu widzów, skoro Pan Bóg prawie nigdy nie daje u nas konieczneg­o sztuce operowej klimatu, nawet w plenerze.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland