„Rozwód z biskupem”
„Dzień dobry, Kryspinie. Czytałem Twoje książki. Jestem kapłanem, który pokochał kobietę taką zwyczajną, ludzką miłością. Wykonuję każdego dnia moją kapłańską posługę, ale gdy przychodzi wieczór i próbuję kończyć go kapłańską modlitwą brewiarzową, moje myśli biegną do niej i wtedy przeżywam wielkie cierpienie. Pragnę szczerego kapłaństwa i staram się uciekać od myśli o kobiecie, którą pokochało moje serce, ale nie potrafię. Choć rozum stara się mi narzucić, że muszę uwolnić się od tej słabości, to i tak przegrywam tę walkę z samym sobą.
Kocham i żyję nadzieją, iż nadejdzie taki dzień, gdy będę z moją ukochaną tak normalnie, bez strachu, bez wścibskich oczu, które karmią się skandalami kapłańskich, zakazanych miłości.
Zazdroszczę tym wszystkim, którzy mogą iść przez życie, mając u swojego boku ukochaną osobę, a mnie tego nie wolno.
Nie mam z kim o tym porozmawiać, choć kiedyś wbijano mi do głowy, że ksiądz nigdy nie jest samotny, bo ma współbraci w kapłaństwie i wiernych w parafii, którzy tworzą z nim rodzinę.
Teraz, gdy patrzę na to z perspektywy kilkunastu lat, które upłynęły od dnia moich święceń, mogę powiedzieć, że to są puste frazesy.
Kapłan jest skazany na samotność, nawet gdy otacza go tłum.
Przeżywam stan beznadziei, załamania, bo uświadamiam sobie, że nie chcę tak żyć.
Boję się jednak podjąć o mojej przyszłości”.
Przez kilka dni pozostawiłem ten list bez odpowiedzi, zastanawiając się, czy mam prawo zająć stanowisko i otwarcie udzielić mu odpowiedzi, w której zawarta by była jasna sugestia:
Zrób tak a tak i problem pozostanie poza Tobą.
Nie zrobiłem tego, ale zadzwoniłem i zwyczajnie z nim porozmawiałem, nie decyzję