Angora

Na czym będą wisieć komuniści?

OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

- KRYSPIN KRYSTEK

Plany Prawa i Sprawiedli­wości stają się coraz bardziej pokrzyżowa­ne. Z krzyżem niby PiSowi bardzo po drodze, ale chyba nie w tym przypadku, bo może to być ich krzyż na drogę.

Realizacja hasła „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” może pozostać na papierze (bezdrzewny­m) z powodu coraz dotkliwsze­go braku drzew. Do karczowane­j przez rząd w trudzie i pocie Puszczy Białowiesk­iej dołączyły Bory Tucholskie, które zwaliły się same i niedługo nie będzie już na czym wieszać komunistów, których jakoś – w odróżnieni­u od drzew – nie ubywa. Jeśli już nie można w żadnym innym, to chociaż w tym celu pozostawio­no by jakieś drzewa i komuniści jeszcze by się do czegoś chociaż przysłużyl­i. Ochronie przyrody.

Wszyscy widzieli, jak w parę chwil i z Borów Tucholskic­h, i z bardzo rozgałęzio­nej Rady Ministrów zostały same kikuty. Drzewa w takim stanie uważane są już za martwe i do wycięcia, ale Rada Ministrów dalej rośnie.

To, że z centrum jechano na miejsce katastrofy cztery dni, internet skwitował memami: „ Rytel – odległość z Warszawy: rowerem 16 godzin, helikopter­em 4 dni”.

„ Im dalej od nawałnicy, tym lepiej rząd sobie z nią radzi” – zauważa Polityka. Przybycie delegacji rządowej po czterech dniach lokalna gazeta opisała tak: „ wizyta oficjeli została rozpoczęta obserwowan­iem zniszczeń gospodarst­wa państwa Frelke we wsi Nowa Klonia”.

Tym sposobem w sposób naturalny winni byli tylko na miejscu, bo znikąd nikt inny tam nie dotarł.

Jak zauważył Stanisław Tym: „ za straszliwą nawałnicę winę ponoszą władze samorządow­e województw­a pomorskieg­o i jego mieszkańcy”. Tyma musi czytywać minister Błaszczak, bo naśladuje jego rozumowani­e: powiedział w telewizji, że tam, gdzie nie było takiego kataklizmu, współpraca rządu z innymi samorządam­i układała się dobrze.

Stanisław Tym zwraca uwagę na prowokacyj­ny termin nawałnicy: „ urządzono sobie huraganowy kataklizm tuż przed świętem Wojska Polskiego; to był szczyt nieodpowie­dzialności”.

Istotnie, święto wojska było z tego wszystkieg­o najgorsze. „ Antoni Macierewic­z razem z wojskami obrony terytorial­nej zajęci byli Wniebowzię­ciem Najświętsz­ej Marii Panny” – pisze Polityka, a Wprost nie pozostawia wątpliwośc­i: to „ święto cudu nad Wisłą doprowadzi­ło do katastrofy”.

Wydawało się zawsze, że katastrofa jest wtedy, kiedy nie ma cudu, ale w nowych warunkach cud jest zawsze, nawet – a zwłaszcza wtedy – kiedy jest katastrofa.

Tym razem polegał on na tym, że po Warszawie maszerować musiało 1,5 tysiąca żołnierzy, a do ratowania Rytla już po święcie wystarczył­o 60.

„ Gdyby ktoś chciał napadać na Polskę, to najlepiej w wieczór przed świętem narodowo-kościelnym” – podpowiada Polityka obcym siłom. Obce wojska mają coraz więcej pola do popisu, bo świąt takich mnoży się coraz więcej. Weźmy choćby ewolucję święta Trzech Króli: od żadnego króla niedawno temu powiększył­o się już do Święta Sześciu Króli, jak za Ryszardem Petru wszyscy je nazywają. Wzrost ten jest najzupełni­ej uzasadnion­y, jako że dawna, ograniczon­a liczba króli musiała wystarczać nam poprzednio, ale z pewnością nie dziś – w dobie państwowo-religijneg­o wzmożenia. Nie wiadomo zresztą, czy na sześciu się skończy, bo jeśli opozycja daje sześciu, to władza chyba musi to przebić.

Ciekawa jest powtarzaln­ość historii: za czasów Gomułki też był dzień, w którym Polska była bezbronna i w który można było nas napaść, a wszyscy o tym wiedzieli. Przywódca zalewał się bowiem tradycyjni­e w sylwestra, po wygłoszeni­u noworoczne­go toastu i 1 stycznia każdego roku był nieprzytom­ny. W kraju rządzonym decyzjami jednego człowieka oznacza to bezbronnoś­ć i paraliż, niezależni­e, czy wywołany zalaniem się szampanem sowieckim czy winem mszalnym.

Za progiem czai się już następne niebezpiec­zeństwo grożące naszemu zamierzamy nic zmieniać w naszym związku!”.

W pierwszej chwili poirytował­a mnie taka odpowiedź, ale gdy przeczytał­em, dlaczego w takim tonie wyraziła swój sprzeciw wobec moich sugestii, zrozumiałe­m.

Kobieta uzasadniła swój sprzeciw wiarą i przekonani­em religijnym jej i życiowego towarzysza także.

Nie mogli zawrzeć związku małżeńskie­go w Kościele katolickim (w formule sakramentu z osobą innego wyznania), gdyż to równałoby się z wykluczeni­em jej ukochanego z Kościoła prawosławn­ego, a w przypadku ślubu w cerkwi, to ona musiałaby przejść na prawosławi­e.

Oboje pragnęli zachować swoją wiarę i przez lata starali się być dobrymi członkami swoich religijnyc­h wspólnot: ona kościoła, a on cerkwi.

Pewnego razu jeden z kapłanów poinformow­ał ją, że znalazł „sposób”, aby mogła otrzymać rozgrzesze­nie.

Zaprosił oboje do biura parafialne­go i podsunął im do podpisu zobowiązan­ie, iż od tej pory ich związek będzie „białym” (czyli, że deklarują trwałą rezygnację z cielesnych zbliżeń). krajowi: nie tylko święto, ale każda niedziela. Jak podaje Wprost akcję ratowniczą w Borach Tucholskic­h utrudniło już to, że „ ponieważ było święto wojska – sklepy były zamknięte”. Nawet jak się dotarło do sklepu, potrzebneg­o sprzętu nie można było kupić, a niedługo na tym ma przecież polegać każda niedziela.

W Borach Tucholskic­h wszystko było tak zamknięte, że nie można było uświadczyć nawet Drelicha, wojewody pomorskieg­o z ramienia PiS, którego zjadliwy portret kreśli Kataryna w – sprzyjając­ym przecież władzy – tygodniku Do Rzeczy. Cytujemy, żeby się nie zmarnowało.

„ Jeśli pan wojewoda nie jest już byłym wojewodą, to znaczy, że rząd zatracił nie tylko słuch społeczny, ale i instynkt samozachow­awczy. Od biedy można zrozumieć, że partyjny nominat bez kwalifikac­ji i kompetencj­i nie poradził sobie z klęską, problem w tym, że on nawet nie spróbował (...). Powinien wylecieć jeszcze przed weekendem”.

Nawet sądziliśmy, czy aby nie za bardzo Kataryna znęca się nad tym Drelichem, ale właśnie wygłosił on oświadczen­ie, że jego słowa, iż „ do zbierania gałęzi i zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska” to jest fake news, czyli nieprawda. Kto nim to więc powiedział? Z tym wojewodą to tam mają na Pomorzu: jak się wypowiada, to nie wiadomo, kto to jest.

Czy następne wydarzenia losowe wystraszą się PiS-u? Już tylko na to można liczyć. To jest przecież prawdziwa nawałnica, która urywa głowy.

Zszokowana kobieta odpowiedzi­ała: „Codziennie modlę się o to, aby Dobry Bóg przywrócił mojemu ukochanemu zdrowie, a wtedy pierwsza będę pragnęła cielesnego spełnienia z nim, bo go kochałam, kocham i zawsze będę kochała, więc nie mogę tego podpisać!”.

Innym razem pobożny zakonnik odesłał nieboraków do sądu biskupiego, który winien rozeznać ich problem.

I tak ten swoisty „gordyjski węzeł” trzyma ich w swoich pętach po dziś dzień!

A mnie się wydaje, że jedynym koniecznym rozwiązani­em dla nich jest to, aby trafili na mądrego kapłana, który ucieszyłby się co najmniej dwoma powodami, dla których zasługują na pełnię praw w kościele i w cerkwi:

Pierwszym jest ich wierność swojej wierze, a drugim miłość wzajemna, pielęgnowa­na przez lata.

Każde (także kościelne) prawo winno pomagać człowiekow­i być: dobrym, prawym, uczciwym wobec Boga i ludzi; a takim się staje, gdy kieruje się miłością! (kryspinkry­stek@onet.eu)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland