„Węzeł gordyjski”
Oboje są już w „słusznym” wieku (tak mniemam po długim małżeńskim stażu).
Kiedyś połączyła ich miłość, która przetrwała wiele lat i zaowocowała potomstwem, bardzo już dorosłym (wszyscy mają swoje rodziny).
Kobieta w tym związku zadbała o ich religijne (katolickie) wychowanie i sama przez lata dochowała wierności wierze, uczestnicząc systematycznie w niedzielnych nabożeństwach z jednym, ale jakże dla niej bolesnym ograniczeniem.
Od lat nie może cieszyć się pełnią sakramentalnego życia, bo systematycznie spotyka się z odmową rozgrzeszenia.
Powodem tego jest fakt, że przed laty pokochała mężczyznę innego wyznania. Miłość jej życia, ojciec ich dzieci co niedziela chodzi do cerkwi, gdzie pielęgnuje tradycję wiary swoich przodków.
Aby przypadek zdał się jeszcze bardziej zawiły, niewiasta napisała, że ich związek od lat (od czasu choroby nowotworowej jej ukochanego), nie jest „konsumowany” w ludzkim rozumieniu.
Po takim bagażu informacji moja rozmówczyni zapytała mnie, jakie widziałbym rozwiązanie jej problemu?
Pozornie sprawa wydała mi się banalnie prosta i dlatego odpisałem, aby zwyczajnie zawarli kościelny ślub w formule sakramentalnego związku katolika z osobą innego wyznania i sprawa załatwiona.
Gdyby jednak z jakiegoś powodu nie zamierzali pójść tą drogą i zostawili wszystko po staremu, to istniała przecież jeszcze inna przesłanka (wspomniała o niej, pisząc o chorobie ukochanego), która otwierała drzwi do pełni sakramentalnego życia zatroskanej niewiasty.
No i przeliczyłem się z moim optymizmem, o czym świadczył kolejny mail, gdy już od pierwszych słów odpowiedziała zdecydowanym tonem: „Nie