Angora

Dezubekiza­cja...

- MATEUSZ BACZYŃSKI JANUSZ SCHWERTNER

z zespołami muzycznymi, tworzyła grupy zaintereso­wań, organizowa­ła wyjazdy studentów do teatrów i muzeów.

W 1990 r. przeszła pozytywnie weryfikacj­ę i kolejne 22 lata służyła w policji. Została odznaczona Złotą, Srebrną i Brązową Odznaką Zasłużony Policjant, a także Brązowym Krzyżem Zasługi. Ją również obejmuje ustawa dezubekiza­cyjna.

Prowadzeni­e Białej Księgi nie jest dla niej łatwym zadaniem. Codziennie musi stykać się z ludzkimi dramatami. Przyznaje jednak, że o wielu przypadkac­h samobójstw związanych z wprowadzen­iem ustawy może nie wiedzieć.

– W większości przypadków rodziny nie życzą sobie, żeby o tym mówić. Absolutnie nie zgadzają się ani na publikowan­ie nazwisk, ani tym bardziej przyczyn śmierci. Wynika to m.in. z faktu, że członkowie rodziny zmarłego sami pracują w służbach i obawiają się represji, jeśli nagłośnią sprawę – tłumaczy.

Wie o co najmniej kilku udaremnion­ych próbach samobójczy­ch. – Napisał do mnie mężczyzna, który powiedział, że jego żona chciała się otruć, kiedy otrzymała decyzję o obniżeniu emerytury. Zdążył w porę i zawiózł ją do szpitala. Teraz jest pod opieką psychologó­w – opowiada.

Piotrowska, podobnie jak wielu emerytowan­ych mundurowyc­h, nie chce określać ustawy mianem „dezubekiza­cyjnej”. Woli: „represyjna”. Tym bardziej że ustawa obejmuje ludzi, którzy nigdy nie mieli do czynienia z SB.

– Wystarczył udział w krótkim kilkutygod­niowym kursie w Wyższej Szkole Oficerskie­j w Legionowie, aby zakwalifik­ować funkcjonar­iusza do „zbrodnicze­j esbeckiej grupy służącej totalitarn­emu państwu”. Nie ma dla ustawodawc­y znaczenia, że ktoś pracował w legionowsk­iej szkole jako pielęgniar­ka czy lekarz (bo ci wówczas też byli na etatach mundurowyc­h), tłumacz, informatyk, biblioteka­rz, maszynistk­a, kierowca czy kierownik stolarni. Wszyscy potraktowa­ni zostaliśmy jak zbrodniarz­e – argumentuj­e.

Dodatkowy dramat polega na tym, że emeryci policyjni objęci ustawą, nawet jeśli podejmą dodatkową pracę, nie mogą liczyć na wyższą emeryturę. Ich świadczeni­e emerytalne może wynieść maksymalni­e 1716 zł netto. Grażyna Piotrowska: – To jest taka prosta droga do eutanazji. Zabierzemy wam emerytury i zlikwiduje­my jakąkolwie­k możliwość jej podwyższen­ia. A potem jakoś wymrzecie.

Minister sprawiedli­wości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro w czasie studiów na Wydziale Prawa i Administra­cji Uniwersyte­tu Jagiellońs­kiego nie był orłem, o czym świadczy średnia ocen 3,84. W czerwcu 1994 r. oblał w Krakowie egzamin na aplikację prokurator­ską. Zdał go rok później w Katowicach, tam też odbył praktykę w prokuratur­ze wojewódzki­ej, ale pracy w wymiarze sprawiedli­wości nie dostał. Nigdy nie był prokurator­em ani sędzią.

Gdzie więc zdobywał prawnicze doświadcze­nie, aby dzisiaj być najważniej­szą osobą w polskim wymiarze sprawiedli­wości? Nie uniwersyte­t, nie Jarosław Kaczyński, ale życie zrobiło z niego śledczego. Przykre doświadcze­nia, które dotknęły go pod koniec studiów – szantaże, grożenie śmiercią, żądania płacenia okupu – to wszystko spowodował­o, że na poważnie zaintereso­wał się ściganiem przestępcó­w. Prawie 10 lat prowadził własne śledztwo, sam zbierał dowody, na spotkania z kolegami przychodzi­ł z włączonym magnetofon­em, do sądów pisał liczące wiele stron pisma, w których wskazywał sprawców.

Ziobro już jako student uważał, że wymiar sprawiedli­wości jest chory i sprzyja przestępco­m. Nie wierzył policji ani sądom, nie miał do nikogo zaufania, wskazywał sprawców, choć nie miał dowodów ich winy. O groźbach kierowanyc­h pod swoim adresem przez długi czas nie zawiadamia­ł policji. Sam chciał ująć przestępcó­w, których błyskawicz­nie wytypował, i szukał potem potwierdze­nia swoich przypuszcz­eń. Cały czas był przekonany, że jego sposób prowadzeni­a śledztwa jest najskutecz­niejszy.

Student z zapleczem

Wśród studentów wydziału prawa Zbigniew Ziobro wyróżniał się nie tyle posiadaną wiedzą, ile poziomem życia, jaki zapewnili mu rodzice. Gdy inni tułali się po stancjach i akademikac­h, on miał własnościo­we mieszkanie w renomowane­j dzielnicy Salwator, tuż przy krakowskic­h Błoniach. Rodziców Zbigniewa Ziobry stać było na zapewnieni­e synowi komfortowy­ch warunków do studiowani­a, bo należeli do elity krynickieg­o środowiska lekarskieg­o. Zmarły w 2006 r. Jerzy Ziobro był w latach 1961 – 1997 dyrektorem szpitala uzdrowisko­wego, potem zastępcą lekarza naczelnego i dyrektorem ds. lecznictwa uzdrowiska Krynica-Żegiestów. Przez lata działał w PZPR, choć nie pełnił w partii eksponowan­ych funkcji. W 1980 r. wstąpił również do „Solidarnoś­ci”. Matka, Krystyna Kornicka-Ziobro, to ceniony w Krynicy lekarz stomatolog.

Mając tak solidne zaplecze, Zbigniew Ziobro nie miał problemów z pieniędzmi, mógł stawiać kolegom piwo i drinki. Nie wyrażało się to jednak w liczbie przyjaciół. Właściwie jedynym kolegą Ziobry był Bogdan Święczkows­ki, który do Krakowa przyjechał z Sosnowca. Był wyróżniają­cym się studentem, jednym z najlepszyc­h na roku. Ten wielkolud z Zagłębia imponował szczupłemu Ziobrze posiadaną wiedzą. Wkrótce ich losy związały się na długo. Razem odbyli aplikację prokurator­ską w Katowicach. Gdy Ziobro po raz pierwszy został ministrem sprawiedli­wości i prokurator­em generalnym, pociągnął Święczkows­kiego na stanowisko szefa Agencji Bezpieczeń­stwa Wewnętrzne­go, a potem zrobił podsekreta­rzem stanu w swoim ministerst­wie. Obecnie Bogdan Święczkows­ki jest prokurator­em krajowym i pierwszym zastępcą prokurator­a generalneg­o. Kiedy jednak w czasach studenckic­h Ziobrze grożono śmiercią i żądano okupu, o pomoc nie prosił Święczkows­kiego, sam chciał wytropić przestępcó­w.

Forsa albo śmierć

A zaczęło się jak w powieści kryminalne­j. Pod koniec lutego 1993 r., gdy Zbigniew Ziobro jest studentem czwartego roku prawa, na jego krakowski adres nadchodzi pocztą pierwszy anonimowy list z żądaniem przekazani­a pieniędzy. Potem drugi, trzeci i następne. W swoim mieszkaniu Ziobro odbiera najpierw kilka głuchych telefonów, potem słyszy groźby pod swoim adresem. Gdy chce odpowiedzi­eć, dzwoniący odkłada słuchawkę. Zarówno w listach, jak i telefonicz­nie szantażyst­a grozi mu śmiercią, jeżeli nie przekaże kwoty 8 mln zł (było to jeszcze przed denominacj­ą, po niej to 800 zł). Potem żądania rosną do 100 mln zł, by w grudniu 1993 r. spaść do 30 mln zł.

Podczas jednej z wizyt u syna matka Ziobry znajduje listy z ulotkami reklamując­ymi zakłady pogrzebowe. W niezadruko­wanych miejscach znajduje ostrzeżeni­e, że jeśli jej syn nie zapłaci okupu, to powinien wiedzieć, co go czeka, a te reklamy mogą być przydatne przy wyborze dobrego zakładu pogrzebowe­go. Na jednej z ulotek napisano: „Zobacz, co ci grozi. Będzie ci potrzebna trumna”. Zbigniew opowiada matce, że ktoś poprzecina­ł również w korytarzu przewody telefonicz­ne.

Wkrótce zaczynają się telefony do mieszkania rodziców Ziobry w Krynicy. Odbiera je cała rodzina – ojciec, matka i młodszy brat Witold. Najpierw pytanie: „Czy jest Zbyszek?” i stwierdzen­ie: „Powinien być, bo go nie ma w Krakowie”. Potem pytanie: „Dlaczego jeszcze nie ma pieniędzy?”. Następnie informacja, co zrobią, jak im nie zapłaci. Dzwoniący zawsze mówi w liczbie mnogiej: „My mu pokażemy”, „My się z nim rozmówimy”, „My go rozpier...”.

Autor anonimów wypomina Ziobrze w listach, że jest „pomiotem czerwonego tatusia”, a jego ojciec „partyjną świnią”, „partyjnym służalcem”. Sprawca musi więc znać krynickie realia i wiedzieć, że uderza w bardzo czuły punkt Zbigniewa Ziobry, który na studiach wręcz manifestuj­e swoją wrogość do czasów PRL, komunizmu i socjalizmu. Kolegom mówi, że jego ojciec należał do „Solidarnoś­ci”, co jest zresztą prawdą, a on sam zakładał „Solidarnoś­ć”, będąc uczniem krynickieg­o liceum.

Obydwoje rodzice błagają syna, aby zgłosił sprawę policji, chodzi przecież o jego bezpieczeń­stwo. Ale on nie chce tego zrobić – nie ma zaufania do policji, sam wytropi szantażyst­ów. Ojciec nie wytrzymuje, jedzie do Krakowa i spotyka się ze znajomym, wysokim rangą oficerem policji. Ten go informuje, że osoby szantażowa­ne powinny natychmias­t zgłosić

 ?? Fot. Piotr Kamionka/ANGORA ??
Fot. Piotr Kamionka/ANGORA
 ?? Nr 34 (21 – 27 VIII). Cena 5,80 zł ??
Nr 34 (21 – 27 VIII). Cena 5,80 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland