Teraz rozkwita u nas turystyka katastroficzna
Wielu ludzi przyjeżdża w zrujnowane nawałnicą Bory Tucholskie i w inne miejsca naszego regionu tylko po to, aby zrobić sobie zdjęcia.
„Malowniczy raj dla kajakarzy czeka właśnie na Ciebie!” – zachęca na swojej stronie firma www.kajakirytel.pl z Rytla. Ale zaraz pod tym hasłem zamieściła czerwonymi literami alarmujący komunikat: „Z powodu zniszczeń i warunków panujących na rzekach po ostatnich burzach i nawałnicach spływy organizowane przez kajakirytel.pl są zawieszone do odwołania”.
– Pewnie, że biznes turystyczny cierpi, ale nie chcemy ryzykować, bo przecież chodzi o bezpieczeństwo turystów – mówi Krzysztof Gradowski z Rytla, właściciel firmy. – Gdy już odwołane zostaną zakazy wstępu do lasów, wtedy i my wrócimy na wodę. Problem w tym, że nikt nie wie, kiedy to nastąpi.
Pan Krzysztof apeluje do Czytelników o pomoc dla mieszkańców wsi, także fizyczną. – Jeśli ktoś ma urlop, a nie ma innych planów, może przyjechać i nas wspomóc. Mimo że pomaga nam już wojsko, przyda się każda para rąk. Niestety, zbyt wiele osób przyjeżdża tu tylko po to, aby zrobić sobie fotkę na tle zniszczeń.
– Nasza wieś, tak uroczo położona na skraju Borów Tucholskich, nad jeziorami, jest zrujnowana. Jej wartość turystyczna znacznie się zmniejszyła – przekonuje Iwona Kobus, sołtys Raciąża w gminie Tuchola.
– Nawałnica powaliła wiele drzew na domki nad Jeziorem Raciąskim. Na szczęście ośrodek jest nieczynny, ale strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby ktoś tam przebywał.
– Krajobraz Borów Tucholskich zmienił się dramatycznie. Nie wiemy jeszcze, jak bardzo wpłynie to na turystykę, ale że wpłynie negatywnie, to oczywiste – stwierdza Karol Gutsze ze starostwa powiatowego w Tucholi, działacz społeczny i turystyczny.
– Skoro jednak już to się stało, trzeba dostrzec jakieś pozytywy. Na pewno w Borach skończy się monokultura sosny, a ta zdecydowanie dominowała.
Pan Karol przekonuje, że takie kataklizmy zawsze zachęcają wielu ludzi do uprawiania tzw. turystyki katastroficznej. Stąd ich obecność w Rytlu i wielu innych miejscowościach, stąd ich wędrówki, mimo zakazu, po lasach i uwiecznianie swej podobizny na tle zniszczeń.
Nie tylko z tych powodów w jakimś fragmencie lasów warto byłoby zorganizować trasę turystyczną, na której będzie można zobaczyć nie tylko spustoszenia, ale i naturalną sukcesję natury. Będzie więc można obserwować, jak przyroda sama, bez pomocy człowieka, się odradza.
Karol Gutsze był na takiej trasie wyznaczonej kilka lat temu po kataklizmie w niemieckim Szwarcwaldzie. I teraz co roku tę trasę pokonuje ok. 80 tys. turystów. Można więc na tym także zarobić.
Zadziwiająco dużo osób pojawia się także na terenach dotkniętych nawałnicą w powiecie żnińskim.
– Przez nasze wioski Jabłowo i Jabłówko w gminie Łabiszyn czasem przejeżdżało dziennie nie więcej niż dziesięć aut. Teraz są wycieczki na obcych rejestracjach, ludzie się zatrzymują, robią zdjęcia, filmują mieszkańców pracujących pośród zwalonych drzew. My sobie tego nie życzymy. To nasze nieszczęście – komentuje mieszkająca tam Krystyna Patyk, dyrektor Muzeum Ziemi Pałuckiej.
Czy kolejka wąskotorowa, która podlega tej instytucji, zanotowała w ostatnich dniach wzrost? – Turystów jest bardzo dużo. Dlatego staraliśmy się jak najszybciej uprzątnąć zalegające na torach konary, by pociągi mogły ruszyć w trasę. Oczywiście, wiele osób robi też zdjęcia powalonych drzew.
Podobnie jest w Biskupinie. Muzeum miało w ostatnim czasie po kilka tysięcy zwiedzających dziennie. Nie było skarg na to, że sceneria jest tragiczna, że są powalone drzewa, uszkodzony wał, a spacerować można tylko główną aleją.
– Turystyka ponawałnicowa? Oczywiście! Spotkałem się z tym – mówi starosta żniński Zbigniew Jaszczuk. – Po tragedii przejechałem po powiecie ładnych parę setek kilometrów. Widziałem całe wycieczki rowerowe przemierzające gminę Rogowo, gdzie zostało zniszczonych wiele hektarów lasów. Zatrzymują się, robią sobie zdjęcia na tle tego nieszczęścia.