Polski MacGyver
W czasach, gdy każdy towar trzeba było wystać w kilometrowych kolejkach, umiejętność majsterkowania była na wagę złota. Stąd popularność telewizyjnego programu „Zrób to sam”.
Adam Słodowy urodził się w 1923 r. w Czarnkowie. W czasie wojny pracował w fabryce maszyn rolniczych. W 1944 r. wstąpił na ochotnika do wojska. Później został zawodowym żołnierzem i doczekał się stopnia majora. Mundur porzucił dla telewizji i... majsterkowania!
Słodowy od dziecka fascynował się otaczającymi go przedmiotami. Rozkręcał lornetki, żyrandole i wszystko, co wpadło mu w ręce, żeby sprawdzić, co jest w środku.
Jak trafił do telewizji? W 1958 r. na placu Konstytucji w Warszawie odbyła się wystawa motoryzacyjna. Furorę zrobiło auto własnej konstrukcji, które wykonał właśnie Słodowy. Któregoś razu znalazł w składnicy złomu dobry reflektor i postanowił, że... dorobi resztę. Silnik kupił w Urzędzie Likwidacyjnym, pogiętą ramę znalazł na łące, a na nadwozie wykorzystał żelazne rury do pieców. O budowie tego samochodu napisał książkę (świetnie się sprzedała) i za zarobione pieniądze kupił telewizor. Ponoć traf chciał, że w nowo zakupionym odbiorniku pierwszym programem, który obejrzał, był taki o majsterkowaniu. Tak nudny, że Słodowy poszedł do telewizji z pretensjami. „To niech pan napisze lepszy scenariusz” – rzucił na odczepne jeden z redaktorów. No i napisał...
Pralka z... puszek po kawie
Tak zaczęła się historia programu „Zrób to sam”. Przez 24 lata (w latach 1959 – 1983) Słodowy był idolem młodych majsterkowiczów. Zrealizował 505 odcinków. Program był częścią czwartkowego „Ekranu z bratkiem”, a potem niedzielnego „Teleranka”.
„Nie ma ludzi zdolnych i niezdolnych. Są ludzie cierpliwi i niecierpliwi” – tłumaczył Słodowy młodym widzom. W pierwszym odcinku zrobił karmnik. Później pomysły były coraz oryginalniejsze. Wśród jego wynalazków była pralka na ubrania dla lalek (dwie puszki po kawie, blaszka, dwa korki do butelek, zakrętka po szamponie, drut, kawałek gumki z dętki rowerowej, przewód elektryczny i dwa spinacze biurowe), zabawkowy ciągnik rolniczy (dwie szpulki nici, dwa pudełka zapałek i gumka recepturka) czy skarbonka na zamek cyfrowy (szprycha i puszka po kawie). Gdy pokazał na wizji urządzenie alarmujące o tym, że przelewa się woda w wannie, dorośli przerabiali je na sygnalizator, który dzwonił, gdy... ktoś kradł mleko spod drzwi.
Wszystko się może przydać
Słodowy uczył twórczego myślenia oraz szacunku do materiałów i narzędzi. Obowiązywała zasada – prawdziwy majsterkowicz niczego nie wyrzuca, bo nie wiadomo, co się może przydać!
Po każdym odcinku przychodziło tysiące listów. „Szanowny Panie Instruktorze”, „Wysoki Znawco”, „Drogi Zrób to Sam”, zwracały się do niego dzieci. Pisali też do niego nauczyciele prac technicznych – z prośbą o podrzucenie im jakichś ciekawych pomysłów na lekcje.
Na wniosek dzieci 21 marca 1974 r. „Drogi Zrób to Sam” został Kawalerem Orderu Uśmiechu.
W telewizji poza prowadzeniem programu Słodowy miał etat konstruktora urządzeń scenotechnicznych. „Według moich pomysłów wykonano około 60 maszyn w studiu TV” – opowiadał.
Na podstawie jego scenariusza w latach 70. powstała też kultowa bajka pt. „Pomysłowy Dobromir”. Kreskówka opowiada o chłopcu, który mieszka ze swoim dziadkiem i przyjacielskim ptaszkiem. Tytułowy Dobromir pomaga w pracach domowych, wymyślając urządzenia usprawniające funkcjonowanie domu. W drugiej połowie lat 80. Słodowy stworzył z kolei serial „Pomysłowy wnuczek” będący kontynuacją „Pomysłowego Dobromira”. owe zasady obecne są we wszystkich językach świata i ponieważ są wrodzone, dzieci nabywające język nie muszą się ich uczyć. Problem zaczyna się po upływie okresu krytycznego; wówczas mechanizm przyswajania języka ulega zanikowi i jego nabycie jest w zasadzie niemożliwe.
Do naukowego udowodnienia tego faktu jednak daleko. Problem leży w metodologii. Zdaniem prof. Adriany Benzaquén z York University doniesienia o dzikich dzieciach są zazwyczaj kontrowersyjne, prowokują dyskusje i rodzą wątpliwości. Autorka książki „Encounters with wild children: temptation and disappointment in the study of human nature” („Spotkania z dzikimi dziećmi. Pokusa i rozczarowanie w badaniach nad ludzką naturą”) słusznie zauważa, że przeszłość dzikich dzieci często pozostaje tajemnicą, a dowody na ich wychowanie wśród zwierząt nigdy nie są satysfakcjonujące. Niekiedy są to po prostu informacje z drugiej albo trzeciej ręki. Brak przy tym szczegółowej dokumentacji medycznej, jak choćby w przypadku Oksany (władzom nie zależało na nagłaśnianiu tej sprawy), a im dalej w przeszłość, tym gorzej, można bowiem podejrzewać, że nieznajomość wielu odkrytych współcześnie chorób prowokowała do wysuwania hipotez o wychowaniu wśród zwierząt.
Czy to oznacza, że hipoteza okresu krytycznego jest bezzasadna? Nie.
Był autorem poczytnych książek poświęconych samodzielnemu majsterkowaniu, w tym kultowej „Lubię majsterkować” – jej nakład przekroczył pół miliona egzemplarzy i została przetłumaczona na języki obce. Kiedyś prezydent Aleksander Kwaśniewski, zapytany o książkę, którą zabrałby na bezludną wyspę, wskazał właśnie „Lubię majsterkować”!
Kuchnia idealna
Swoją pasję Słodowy realizował także w domu. Dla żony Bożeny stworzył idealną kuchnię. Najpierw dokładnie zmierzył połowicę, sprawdzając, ile centymetrów ma od podłogi do łokcia, na jakiej wysokości zgina kolana itp. Następnie cały dzień przyglądał się wszystkim czynnościom kuchennym żony, żeby stworzyć „Listę 24 usprawnień”. Wymyślił m.in. kosz pod zlewozmywakiem, który wysuwał się po dotknięciu kolanem i sam wracał na miejsce, oraz blat stołu, który można było szybko zamienić na podstawę prasowalnicy.
Słodowy wciąż mieszka w Warszawie. W tym roku skończy 94 lata. Od dawna jest na emeryturze, ale nadal występuje w różnych kampaniach reklamowych. Oprócz majsterkowania zajmuje się malowaniem obrazów i robieniem biżuterii. Ma dwóch synów: młodszego, Wojciecha, lekarza mieszkającego w Chicago oraz starszego, Piotra, matematyka i fizyka, który wyemigrował do Melbourne. Do podobnych wniosków naukowcy doszli podczas badania dzieci wychowujących się nie tyle ze zwierzętami, ile w całkowitej izolacji. Najgłośniejszym tego typu zdarzeniem, które wstrząsnęło opinią publiczną, był przypadek amerykańskiej dziewczynki imieniem Genie, która przez 13 lat była ofiarą przemocy w rodzinie i od czasu narodzin była izolowana przez niezrównoważonego ojca. Wynikiem tego był widoczny niedorozwój fizyczny, jak również zupełna niezdolność do posługiwania się językiem. O całej sprawie było głośno na początku lat 70. Genie trafiła do opieki społecznej i przez kolejne lata terapeuci i rodziny zastępcze starali się ją socjalizować, w tym nauczyć mówić. Udało jej się z trudem przyswoić zaledwie kilkadziesiąt podstawowych słów, ale znacznie większe postępy poczyniła w języku migowym, którego nauczyła ją jedna z opiekunek. Nauka przyniosłaby o wiele lepsze rezultaty, gdyby od początku postawiono na język migowy. Tak też twierdził David Rigler, terapeuta Genie. Zdaniem części ekspertów to właśnie język migowy jest szansą na komunikację z osobami, które nie są w stanie nauczyć się mówić.
Dzikie dzieci odgrywają niezwykłą rolę w historii naukowych badań nad dziećmi w ogóle. Ale wciąż daleko nam do zrozumienia, co decyduje o ich rozwoju.