W cieniu katyńskiego krzyża Rosja
Rosyjscy komuniści nie chcą „polskich nazistów”
Jako pierwsi dowiedzieli się o tym opozycjoniści z Białorusi, którzy przyjechali, aby uczcić pamięć rodaków zamordowanych z Polakami.
Według szacunków niezależnych białoruskich historyków nawet co trzeci polski wojskowy, policjant lub urzędnik rozstrzelany przez NKWD w Katyniu pochodził z terenów obecnej Białorusi. Już od lat przedstawiciele białoruskich ugrupowań demokratycznych jeżdżą tam więc (Smoleńsk leży tuż za granicą), aby upamiętnić ofiary zbrodni. Okazją jest przypadający 23 sierpnia Europejski Dzień Pamięci Stalinizmu i Nazizmu.
Tak było też i teraz. Około 50 działaczy białoruskiej opozycji przyjechało oddać hołd pomordowanym. Towarzyszyła im ekipa zdjęciowa nadającej z Polski białoruskojęzycznej telewizji Biełsat. Na miejscu okazało się, że ich przyjazdu już oczekiwano.
– Od początku nie dawano nam filmować. Argumentacja zwalała z nóg: „Znajdujecie się w pobliżu lotniska wojskowego. Jest do niego jakieś 300 metrów, ale to tajemnica wojskowa. Rozumiecie przecież... Nie macie prawa brać komentarzy u członków waszej delegacji, bo to teren prywatny” – mówili nam policjanci – tak relacjonowała wydarzenia Lubow Łuniowa, dziennikarka Biełsatu.
Do Katynia Białorusinów zawieziono pod policyjnym konwojem, zabraniając im zatrzymywać się i wychodzić z autokaru w Smoleńsku. Na dziennikarzach próbowano wymusić opłatę za nagrywanie – 100 dolarów.
– Policjantom rozkazywali jacyś chłopcy, którzy wyglądali jak uczniowie. Okazało się, że to nie towarzystwo nastolatków, ale funkcjonariusze FSB – nie ukrywała zdziwienia dziennikarka.
A w samym Lesie Katyńskim Białorusinów spotkały... antypolskie hasła i transparenty przygotowane przez liczną delegację smoleńskich komunistów.
„Powodem do przeprowadzenia tej akcji była wizyta w naszym mieście polskich i białoruskich nacjonalistów. Oczywiście «program kulturalny» podobnej wizyty nie mógł obejść się bez odwiedzenia tzw. miejsca polskiej żałoby. Zamiast odwiedzić tego dnia Oświęcim, Majdanek czy choćby białoruski Chatyń, aktywistów tych wprost magnesem przyciąga do smo- leńskiego Katynia” – napisali organizatorzy demonstracji.
Rosyjscy komuniści mieli do „polskich nacjonalistów” konkretne pretensje. Chodzi o nowelę ustawy dekomunizacyjnej, na mocy której w Polsce mają zostać zlikwidowane pomniki upamiętniające Armię Czerwoną. Jednoznacznie mówiły o tym transparenty trzymane przez uczestników pikiety: „Wstyd!” – głosił po polsku i po rosyjsku jeden z napisów. „Polscy naziści! Precz z brudnymi łapami od pomników bohaterów – wyzwolicieli” – nie pozostawiał wątpliwości drugi. Pozostałe były utrzymane w podobnym duchu.
Na prowokacje wyglądały działania samych Rosjan. Białorusinów – i działaczy, i dziennikarzy – usiłowano zatrzymać, a gdy okazało się jednak, że nie ma ku temu żadnych podstaw, to po prostu utrudnić im życie. Wszyscy zostali spisani przez policję.
Pod koniec lipca wyraźnie sugerował to dziennik „Izwiestia”, który zapowiedział, że Rosja „nie pozostawi bez konsekwencji” przyjęcia w Polsce „ustawy o dekomunizacji przewidującej demontaż pomników żołnierzy radzieckich”. Gazeta, powołując się na swoje źródła w MSZ, ostrzegła, że Moskwa podejmie „asymetryczne kroki”. Incydent w Katyniu, którego uczestnikami na razie stali się Białorusini, wygląda jak kolejne ostrzeżenie lub jak próba generalna. Na przykład przed przyjazdem kolejnej delegacji. Już z Polski. (CEZ) Na podst.: belsat.eu, readovka.ru, iż.ru, facebook.com