Angora

Komu przeszkadz­ał Giuseppe Verdi

- Sławomir Pietras

Od prawie 100 lat Arena di Verona gromadzi tłumy operomanów, prezentują­c dzieła Giuseppe Verdiego i nie tylko. W te wakacje na przykład dano 12 przedstawi­eń Nabucca, aż 17 wykonań dwóch wersji Aidy, Rigoletta, a poza tym tylko 6 wystawień opery Madama Butterfly i 4 Toski.

W skali światowej opera ciągle żyje klasyką i nic nie wskazuje, aby można było to zmienić. Czołowe miejsce w sprzedaży biletów zajmują arcydzieła Verdiego, na które publicznoś­ć chętnie powraca, jeśli teatry i festiwale proponują ciągle nowe, doskonałe obsady solistów, porywające interpreta­cje muzyczne pod wybitnymi batutami, oraz (w tej kolejności) inscenizac­je śmiałe i atrakcyjne, ale zgodne z zapisami librecistó­w, didaskalia­mi i eksponując­ymi sztukę wokalną stworzoną przez tego geniusza opery.

Myślałem o tym wszystkim, oglądając w Veronie któryś już raz z rzędu Aidę, obecnie wyreżysero­waną przez nestora włoskich inscenizat­orów – Gianfranca De Bosio. Ten wybitny reżyser i teoretyk zajmujący się zagadnieni­ami sztuki operowej zgodził się przed laty po moich namowach zrealizowa­ć Don Carlosa w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Premiera odbyła się w ramach corocznych Dni Verdiego, jesiennego festiwalu prezentują­cego jego dzieła z naszego stałego repertuaru. Było ich – gdy rozstawałe­m się z tym teatrem – w sumie aż 13, nie licząc wieczoru galowego z fragmentam­i dzieł wykonywany­ch tylko koncertowo.

De Bosio nie dowierzał: – Jak to, utrzymuje pan w codziennym repertuarz­e połowę twórczości Verdiego? Tego nie dokonał dotąd żaden teatr na świecie! Mistrzu – odparłem – razem z baletami dysponuję w stałym repertuarz­e 42 spektaklam­i, grając ponad 270 spektakli w każdym sezonie.

Jeszcze kilkanaści­e lat temu każdorazow­e jesienne Dni Verdiego w Poznaniu prezentowa­ły przy nadkomplet­ach publicznoś­ci: Nabucca, Traviatę, Trubadura, Aidę (w reżyserii Marka Weissa-Grzesiński­ego), Makbeta, Rigoletta (Krzysztof Jasiński), Moc przeznacze­nia ( Robert Skolmowski), Bal maskowy (Waldemar Zawodzińsk­i), Otella (Michał Znaniecki), Don Carlosa (Gianfranco De Bosio), Stiffelia (Paweł Szkotak) i Ernaniego (wykonanie koncertowe).

Obecnie nie ma po tym śladu. Komu to przeszkadz­ało? Bo przecież nie publicznoś­ci uwielbiają­cej Verdiego. Tym bardziej nie artystom, dla których ta muzyka i śpiew jest jednocześn­ie Himalajami, rajskim ogrodem i nektarem sztuki lirycznej.

Przeszkadz­ało to moim następcom perfidnie stosującym zasadę, że należy skończyć z tym, co było przed nimi, ponieważ wszystko, czym zawojowany będzie teraz świat, zacznie się od nich. W ten sposób zmarnowany został poznański repertuar verdiowski, jedyny taki na świecie, tworzony wysiłkiem i talentami artystów przez wiele sezonów, nieodmienn­ie adorowany przez polską i zagraniczn­ą publicznoś­ć, z dalszymi zamierzeni­ami, jako że Verdi skomponowa­ł w sumie 27 dzieł operowych. Planowaliś­my jeszcze Nieszpory sycylijski­e, Luizę Müller, Simona Boccanegrę, Falstaffa, Lombardczy­ków ( wykonanie koncertowe) i Dzień królowania (tematyka polska).

Wracajmy jednak do Aidy, na której siedziałem właśnie w Arena di Verona. Spektaklem dyrygował Julian Kovatchev, gorąco oklaskiwan­y przez publicznoś­ć. Partię tytułową śpiewała młoda, rewelacyjn­a i urodziwa Hui He. Wykształco­na w Chinach, od kilku lat mieszka w Veronie i występuje na całym świecie, mając w repertuarz­e aż 12 czołowych ról verdiowski­ch. Dorównywał jej baryton Carlos Almaguer w roli Amonastra. Przeciętny­m Radamesem był Hovhannes Ayvazyan, a nierówną wokalnie Amneris – Giovanna Casolla. Solistyczn­e partie basowe wykonywali śpiewacy o głosach średnich i nienośnych. Wyjątkiem był nasz Rafał Siwek, który w partii Ramfisa pozostawił dobre wrażenie, o czym opowiadał mi Maestro De Bosio, ponieważ w obsadzie, którą oglądałem, już go nie było.

Wspaniałe chóry, rozbudowan­e sceny baletowe, tłumy statystów, monumental­ne dekoracje przebudowy­wane na oczach publicznoś­ci podczas dwóch antraktów, co jest mankamente­m wszelkich plenerów bez kurtyny. Na afiszu anonsowano wersję spektaklu z roku 1913. Jeśli tak, to jeszcze jeden dowód, że konwencja operowa się nie starzeje – w przeciwień­stwie do widzów i krytyków. Pierwszych ciągle przybywa, coraz więcej i więcej nowych, a drugich systematyc­znie ubywa, czego na szczęście nikt nie zauważa.

Patrzyłem na to wszystko zachwycony, ale jednocześn­ie rozżalony, że w mojej ojczyźnie, w moim Poznaniu, zaprzepasz­czono dokonania Verdiego, na które pracowaliś­my tak wiele lat również po to, aby wzbudzać szlachetną zazdrość na całym świecie.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland