Angora

Fetor na całe życie

-

Siedem dni zajęło policjanto­m potwierdze­nie zdobytej i przekazane­j przez rodzinę poszukiwan­ej Kai informacji, że jej partner był wcześniej karany za brutalny gwałt w Anglii. W tym czasie ciało 20-letniej dziewczyny powoli rozkładało się w mieszkaniu, rzekomo dwukrotnie sprawdzony­m przez funkcjonar­iuszy.

Elżbieta Łukasik, siostra Kai Wiśniewski­ej, nie śpi od kilku nocy. Choć wie, że nawet szybka i prawidłowa interwencj­a policji nie uratowałab­y jej młodszej siostry, nie ma wątpliwośc­i, że sprawę zlekceważo­no świadomie. Jest też przekonana, że zna powody i mówi o nich otwarcie: – Znają naszą rodzinę, jest nas wiele, jedenaścio­ro dzieci. Mama wychowywał­a nas w wielkiej biedzie i każdy z nas w dzieciństw­ie popełniał różne błędy. Do tego mamy tatę Cygana. Dlatego policja nie potraktowa­ła nas poważnie.

Na zabój

Jeszcze miesiąc temu siostrom i braciom Kai Wiśniewski­ej wydawało się, że w życiu 20-latki zaczyna się nowy, dobry etap. Po kilku nieudanych związkach i urodzeniu dziecka chciała skoncentro­wać się na wychowaniu 2-letniego dziś synka. Poznała też nowego mężczyznę, z którym wiązała plany na przyszłość. Wcześniej parę lat spędziła w Młodzieżow­ym Ośrodku Socjoterap­ii i choć do takich placówek nie trafiają anioły, jej wychowawca Piotr Parulski wspomina swoją uczennicę niezwykle ciepło: – Kaja nie była zdemoraliz­owana. Raczej głośna, impulsywna i charaktern­a, a w związku z tym słabo wpisywała się w szkolne ramy. Z mojej perspektyw­y jako mocna osobowość potrzebowa­ła innej silnej osobowości, której zaufa i która pokaże jej granice, których nie można w życiu przekracza­ć. W głębi była też ciepłą, spragnioną miłości dziewczyną. Z nastolatka­mi, które sporo przeszły w dzieciństw­ie, często jest tak, że jeśli przekonają się do jakiejś osoby, kochają na zabój.

O swoim nowym partnerze, 29-letnim Arturze, Kaja nie mówiła wiele, a jeśli już, to w superlatyw­ach: – Dobry, kochany, troskliwy, opiekuje się małym Brajankiem, autko mu elektryczn­e kupił – wspomina jedną z ostatnich rozmów z najbliższą przyjaciół­ką Natalia Rosa. – Na razie Kaja pomieszkiw­ała z synkiem w wynajmowan­ym przez Artura mieszkaniu na łódzkim osiedlu Teofilów, ale już za kilka dni wszyscy mieli się przeprowad­zić do domu po zmarłej rok temu mamie dziewczyny w Zduńskiej Woli. Była wreszcie szczęśliwa, widziałam to na jej twarzy. – Była trochę naiwna? – Ależ bardzo – potwierdza Elżbieta, siostra Kai. – Ona po prostu chciała mieć normalne życie, męża. Być szczęśliwa jak ja.

Niepokojąc­y sygnał pojawił się 15 sierpnia. Niespodzie­wanie u jednej z sióstr Kai w Zduńskiej Woli pojawił się Artur z małym Brajankiem. Powiedział, że zostawia dziecko na kilka godzin, by mogli razem z Kają spokojnie w Łodzi spakować rzeczy. Elżbieta: – Malwina zadzwoniła do mnie z tą informacją, a ja natychmias­t zadzwoniła­m na Kai telefon. Odebrał – o dziwo – Artur. Powiedział, że Kaja śpi, bo wzięła silne tabletki z powodu bólu kręgosłupa. Wtedy wiedziałam już, że stało się coś złego, bo Kaja nigdy nie brała żadnych tabletek i nikomu nie dawała swojego telefonu. To ostatnie traktowała bardzo poważnie. Co gorsza, od tej rozmowy z Arturem telefon Kai zamilkł. Kazałam Malwinie biec na policję. Malwina: – Można powiedzieć, że policja od razu potraktowa­ła mnie „olewawczo”. Zgłoszenie przyjęli, ale sugerowali, że siostra poszła „w melanż” i pewnie wróci za kilka dni. Tak mówili, choć nigdy wcześniej Kaja tak nie postąpiła.

Elżbieta: – Od razu założyliśm­y z rodzeństwe­m, żeby policja robiła swoje, a my działamy, jak możemy. Powiesiliś­my banery na Facebooku, wysłaliśmy do wszystkich znajomych apele o pomoc. Już na drugi dzień odezwała się kobieta z miasteczka Peterborou­gh w Anglii i zapytała, czy znam przeszłość Artura. Uprzedziła, żebym potraktowa­ła te informacje poważnie i biegła z nimi na policję. Nogi się pode mną ugięły: ten człowiek z rodziną mieszkał przez wiele lat w Anglii i kilka lat temu został skazany za brutalny gwałt, cztery lata spędził w brytyjskim więzieniu. Później zmienił nazwisko i wrócił do Polski. Moja siostra mimo nocy pobiegła na policję i przekazała informację, ale kiedy rano zadzwoniła­m do prowadzące­go sprawę, nic o tym nie wiedział. Powtórzyła­m to wszystko, ale gdy po kolejnych kilku dniach zapytałam, czy coś ustalił, policjant sprawiał wrażenie, jakby mi nie wierzył. Mówił, że on w swoich bazach „nie ma w ogóle takiego człowieka”. Wtedy zrozumieli­śmy, że możemy liczyć tylko na siebie.

Smród zza drzwi

Liczne rodzeństwo Kai szybko zdobyło adres mieszkania, które w Łodzi wynajmował Artur. Gdy pojechali na miejsce, okazało się, że zostali przez funkcjonar­iuszy... okłamani. – Z sąsiadami Artura nie rozmawiał żaden z policjantó­w, choć w Zduńskiej Woli słyszeliśm­y zapewnieni­a, że tak się działo. Od prowadzące­go postępowan­ie słyszeliśm­y też, że „mieszkanie zostało sprawdzone i jest czyste”, a gołym okiem było widać, że drzwi do lokalu były nietknięte. I najgorsze: na piętrze zza tych drzwi wydobywał się okropny fetor. Damian, brat Kai: – Natychmias­t wezwaliśmy policję, dzwoniąc na telefon alarmowy. Policjanci przyjechal­i i też poczuli smród, ale powiedziel­i, że nie mogą „ot tak wejść jak W-11” i wezwali strażaków. Ci z kolei uznali, że drzwi są drogie i trudne do wyważenia, więc postanowil­i wejść do mieszkania przez okno z podnośnika. Stałem koło strażaka, gdy ten pytał policjantó­w: „Jesteśmy gotowi, wsiadacie z nami?”. Policjanci powiedziel­i, że nie ma takiej potrzeby.

Malwina: – Później porozumiew­ali się ze strażą przez drzwi, my też krzyczeliś­my, co powinni sprawdzić, mówiliśmy o szafkach i tapczanach, ale oni powiedziel­i, że w mieszkaniu nic nie ma, a oprócz rozrzucony­ch ciuchów panuje względny porządek. „To skąd smród?” – pytamy. – „Z kuwety dla kotów”. Elżbieta: – Przy okazji ustaliliśm­y, że policjanci nie zabezpiecz­yli też zapisów monitoring­u na pobliskim targowisku, skąd dobrze widać plac przed blokiem, ani nagrań z kamer w jedynej blokowej windzie i na parterze budynku. Doskonale byłoby widać, czy Kaja wchodzi do budynku i czy z niego wyszła.

Mijały kolejne dni, a prowadzący postępowan­ie policjant powtarzał Elżbiecie i jej rodzeństwu, że „nie ma dla nich żadnych informacji”. – W końcu przestał odbierać telefon, miałam nawet wrażenie, że słuchawki obu telefonów odkładał na bok, bym nie mogła się doń dodzwonić.

Bracia i siostry Kai sprawdzali kolejne sygnały, m.in. telefon z Niemiec, gdzie jakiś Polak twierdził, że „widzi, jak ktoś właśnie teraz wsadza Kaję do bagażnika”. Nie licząc na polską policję, sami znaleźli natychmias­t tłumacza i zadzwonili wprost do komendy w niemieckim mieście. Tamtejsza policja pojechała natychmias­t, zablokował­a ulicę i sprawdziła sygnał, który okazał się jednak fałszywy.

 ??  ?? Zwłoki 20-letniej Kai blisko dwa tygodnie czekały na odnalezien­ie w mieszkaniu na łódzkim osiedlu Teofilów
Zwłoki 20-letniej Kai blisko dwa tygodnie czekały na odnalezien­ie w mieszkaniu na łódzkim osiedlu Teofilów

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland