Plaża w Rimini
W nocy z 25 na 26 sierpnia kobieta i mężczyzna z Polski przekroczyli bramkę nr 130 Miramaru, prowadzącą na jedną z płatnych plaż Rimini, wyposażoną w szeregi biało-wiśniowych leżaków i parasoli. Gdzieniegdzie, na pasie przed morzem, który fachowo określa się mianem la battigia, czekały na chętnych do wiosłowania łódki wędkarskie. La battigia to część plaży, rozciągająca się na około 5 metrów od granicy morza. Jest bardzo ważna w tej historii, bo na niej doszło do gwałtu. To miejsce o kontrowersyjnym statusie prawnym. Z jednej strony przepisy postulują wolny, bezpłatny dostęp do pasa la battigia, a z drugiej właściciele rozlokowanych przed la battigia sprzętów niechętnie wpuszczają gości, chcących skorzystać wyłącznie z kąpieli morskich.
Szczegóły krajobrazu plaży nie były widoczne nocą, bo teren za bramką nr 130, wbrew uchwale miejskiej nakazującej iluminację od zmierzchu do świtu, od ostatniego weekendu maja do drugiego weekendu września, nie miał odpowiedniego oświetlenia. W dodatku nikt go nie pilnował. To, czy przydzielony kawałek plaży obstawić ochroniarzami, zależy już od posiadacza koncesji. Jeśli nie doświadczył nocą kradzieży leżaków, to może uznać, że wystarczy miejski zakaz wstępu na plażę, obowiązujący codziennie w godzinach od 1 do 5 rano.
Blisko wejścia nr 130 zdarzały się wcześniej kradzieże, dlatego więk- prawdopodobnie cicho − nie zgłosili się bowiem żadni świadkowie zdarzenia − i intymnie. Według Giornale di Sicilia było tak: kiedy para została napadnięta, prawdopodobnie znajdowała się w odosobnieniu w mało oświetlonym miejscu, a oddaliła się dla chwil intymności pod gwiazdami. I właśnie wtedy zaatakowała ich banda czterech. Niewykluczone, że grupa zbliżyła się do pary na leżaku, aby podglądać czułości.
Polka zeznała, że początkowo wraz ze swoim towarzyszem liczyli na to, iż mężczyźni chcą jedynie pogadać. W konwersacji nie przeszkadzał im nieudolny angielski. Nieoczekiwanie sytuacja przybrała kryminalny obrót. Napastnicy bili Polaka po głowie butelką, aż ten stracił przytomność i upadł twarzą w piasek. Potem po kolei gwałcili kobietę. Na koniec wrzucili ją do morza. Nie po to, żeby się ocuciła, ale utopiła.
Kiedy odeszli – jak się później okaże, by dopaść następną ofiarę, transseksualistę z Peru, udało jej się wydostać na brzeg i sprawdzić, czy bestialsko pobity towarzysz żyje. Widząc, jak oprawcy się nad nim pastwią, była przekonana, że zmarł. Kiedy obojgu zszokowanym Polakom udało się podnieść na nogi, on dał jej do ubrania swoje rzeczy i zaczęli uciekać. Na zmasakrowaną parę natknęła się pracująca nieopodal prostytutka. Nie miała wątpliwości, że jej reakcja to sprawa ich życia i śmierci. Pomoc wezwała od razu.