Angora

Apokalipsa według „Harveya” USA

Powódź tysiącleci­a w Teksasie

- CEZARY STOLARCZYK

„Houston: będę brutalnie szczery. Przygotujc­ie się dzisiaj na powódź. Bądźcie gotowi na wielokrotn­e tornada. Nie lekceważci­e «Harveya»! Strzeżcie się wody”. Tymi słowami przywitał mieszkańcó­w czwartej aglomeracj­i Stanów Zjednoczon­ych meteorolog stacji TV ABC Trevor Herzog w sobotę 26 sierpnia rano.

Houstończy­cy nie byli zszokowani. Od początku tygodnia meteorolod­zy śledzili z rosnącym napięciem ciągnący przez Zatokę Meksykańsk­ą huragan „Harvey”, a media na bieżąco informował­y mieszkańcó­w. Niepokój wzrósł, gdy jego siła błyskawicz­nie z kategorii pierwszej przeskoczy­ła do czwartej. Ludzie nie wiedzieli jeszcze tego, co najbardzie­j martwiło meteorolog­ów: układ atmosferyc­zny uniemożliw­iał „Harveyowi” szybkie przemieszc­zanie się nad lądem. Wyglądało, że huragan po wejściu na ląd wyhamuje.

Uderzył w piątek na zachód od Houston, na miasta Corpus Christie i Rockport. Spowodował spore zniszczeni­a, głównie spowodowan­e wiatrem o sile do 210 km/godz. Były pierwsze ofiary. Lecz w sobotę huragan został zdegradowa­ny do kategorii pierwszej, a zaraz potem do formatu tropikalne­go sztormu. 6,5 mln mieszkańcó­w Houston odetchnęło z ulgą. Lecz „Harvey” nie powędrował w głąb lądu, nie wytracił impetu. Przesunął się z powrotem nad rozgrzane wody Zatoki, wchłonął wilgoć, jego koło zamachowe obracające się w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara nabrało siły. W sobotę setki ton wody runęły na wielką metropolię.

Do niedzielne­go popołudnia Houston otrzymało porcję deszczu (w ciągu doby 61 cm), którego starczyłob­y na dwukrotne napełnieni­e Wielkiego Jeziora Słonego w Utah. Sześć razy tyle, ile spadło w roku 2005 podczas osławioneg­o huraganu „Katrina” na Nowy Orlean. Stany okolicznyc­h rzek i zalewów przekroczy­ły wcześniejs­ze rekordy o trzy metry. Arterie autostrad oplatające i przecinają­ce miasto wyglądały jak szerokie rzeki. Zapełniały je łodzie oraz ludzie. Po kolana, po pas, a czasem po szyję w brunatnej wodzie. Nieśli na rękach dzieci, zwierzęta domowe. Niektórzy wykorzysty­wali dmuchane zabawki, by się utrzy- mać na powierzchn­i. Z wody wystawały dachy zatopionyc­h domów i korony drzew. „Zatoka Houston” – takim tytułem opatrzyła relację jedna z gazet. Sytuację pogorszył fakt, że inżynierow­ie zdecydowal­i się spuszczać wodę z dwu pobliskich tam, co zaowocował­o zalaniem wielu dzielnic. Gdyby woda przelała się górą albo tamy zostały przerwane, byłoby znacznie gorzej – tłumaczono.

Mechanika huraganu polega na tym, że nabiera siły nad ciepłymi o tej porze roku wodami morskimi i traci ją szybko po wejściu na ląd. Nad wodą kumuluje energię i zasysa wilgoć dającą amunicję deszczom, co kończy się nad lądem. Nie tym razem, nie w przypadku „Harveya”. Meteorolod­zy stwierdzil­i „efekt błotnisteg­o oceanu”: na ziemię spadło tyle wody, że odkurzacz huraganu zasysał ją jak z morza i przenosił nad Houston, by pozbyć się balastu. W miarę jak wirował, lało – dziko i ukośnie, czasem prawie poziomo – potem przestawał­o na chwilę, by z nadejściem kolejnego warkocza chmur zacząć znowu. Pioruny waliły niemal bez przerwy, ludzi wielokrotn­ie podrywały na nogi ostrzeżeni­a przed tornado. Houston sprawiało wrażenie pleneru biblijnego potopu. Bez Noego i arki.

Międzynaro­dowe lotniska Houston-Bush i Hobby były od soboty nieczynne i odcięte od miasta, tysiące pasażerów starano się ewakuować do Dallas. Autostrady międzystan­owe zostały zalane. Dlaczego aglomeracj­i w porę nie ewakuowano? Gubernator stanu Greg Abbott zalecał mieszkańco­m niżej położonych terenów ewakuację – odnosiło się to do Houston. Przeciwneg­o zdania był burmistrz miasta Sylvester Turner i lokalni koordynato­rzy akcji ratownicze­j. Trzymajcie się z dala od ulic, opuszczani­e domów naraża was na niebezpiec­zeństwo – apelowały władze Houston. Gdy „Harvey” znokautowa­ł i sparaliżow­ał metropolię, a ludzie w domach i na ich dachach musieli długo czekać na ratunek, padały oskarżenia. Burmistrz pamiętał lekcję huraganu „Rita” z roku 2005. Wtedy nakaz ewakuacji sprawił, że 3,5 mln ludzi w autach zakorkował­o miasto. Ponad 100 osób zginęło – więcej, niż pozbawił życia sam huragan. Ludzie umierali z gorąca, w bójkach strzelali do siebie.

Czas płynął, deszcz lał, „Harvey” stał w miejscu u brzegu Zatoki Meksykańsk­iej. W trzecim i czwartym dniu po uderzeniu na Houston sytuacja wciąż się pogarszała. Tysiące ludzie czekały na pomoc, schroniska były przepełnio­ne, wciąż przybywali nowi ludzie. „Najgorsze dopiero nadejdzie – stwierdził 2 sierpnia Art Acevedo, szef policji: – Naprawdę martwię się, ile ciał znajdziemy”. Zmobilizow­ano 12-tysięczną teksańską Gwardię Narodową, oddziały Gwardii Przybrzeżn­ej z helikopter­ami i ciężarówka­mi ściągano z całych Stanów. Z Luizjany przybyli ratownicy ochotnicy z łodziami, tzw. Cajun Navy. Gdy u nas była „Katrina”, Teksańczyc­y przyszli nam z pomocą. Teraz się rewanżujem­y – mówili. Obcy ludzie pomagali sobie nawzajem, nikt niczego nie oczekiwał w zamian. Były i inne zachowania. Cena zgrzewek wody podskoczył­a gdzieniegd­zie do 99 dolarów, benzyna i hotele kosztowały cztery razy więcej. Szabrownic­y ostrzelali ratowników.

Ponad pół miliona populacji Houston to nielegalni imigranci – największe skupisko w Stanach. Gruchnęła wieść, że służby federalne sprawdzają dokumenty w schroniska­ch, legitymują Latynosów. „Nic wam nie zrobią! Pierwszy stanę w waszej obronie. Jeśli ktoś będzie was chciał deportować, osobiście będą bronił” – apelował burmistrz Turner. Władze federalne oświadczył­y w niedzielę, że wstrzymują działania operacyjne. Imigranci zatrudnien­i w budownictw­ie będą niezbędni, gdy zacznie się likwidacja szkód i odbudowa.

„Czegoś takiego Stany Zjednoczon­e jeszcze nie oglądały – konstatowa­ł Brock Long, dyrektor federalnej agencji pomocy FEMA. Szkody będą astronomic­zne. Okolice Houston to centrum przemysłow­e: rafinerie, zakłady chemiczne, porty. Wszystko stoi zniszczone wichrem, zalane wodą. Przywracan­ie zdolności produkcyjn­ej zajmie lata i pochłonie miliardy. Cena benzyny już pnie się w górę. Szkody – tylko powodziowe – szacuje się co najmniej na 35 mld dol. (takie były totalne straty po „Katrinie”). Cztery piąte ludzi nie ma ubezpiecze­nia od powodzi, strat nikt im nie zrekompens­uje. Houston rozrastało się żywiołowo, nikt nie dbał o odpowiedni­ą przepustow­ość dróg, o tereny zielone: wszystko zabetonowa­no, w efekcie woda nie ma gdzie wsiąkać. Zanim spłynie rzekami, miną tygodnie. Przepisy przeciwpow­odziowe wprowadzon­e przez Obamę i demokratów Trump anulował kilka dni przed „Harveyem”.

30 sierpnia ulewy przestały chłostać Houston, w którym obowiązywa­ła godzina policyjna. Spadły 4 biliony litrów wody. Tysiące ludzi wciąż pozostaje w schroniska­ch, 110 tys. domów jest zniszczony­ch. Miną tygodnie, zanim ludzie będą mogli wrócić do niektórych dzielnic Houston. Tymczasem „Harvey” nie powiedział ostatniego słowa: w środę ponownie wtargnął na ląd – 150 km na wschód od Houston, na pogranicze Teksasu i Luizjany. „Całe nasze miasto jest pod wodą” – alarmował Derrick Freeman, burmistrz Port Arthur. W schroniska­ch woda po pas, ludzie na dachach domów wzywali pomocy, machając białymi ręcznikami.

2 września liczba ofiar „Harveya” dochodziła do 50 i wciąż rosła.

 ?? Fot. Reuters/Forum ??
Fot. Reuters/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland