Angora

Początek szkoły w dymie kościelnyc­h kadzideł

- KRYSPIN KRYSTEK

Wrzesień każdemu uświadamia, że kończy się czas beztroskie­go lata i trzeba powrócić do szarej rzeczywist­ości.

Dla kilku milionów uczniów zaczął się okres nauki, którą rozpoczęli na uroczystoś­ciach inauguracy­jnych, odbywający­ch się w każdej szkole. Prawie wszędzie wyglądały one podobnie. W obszernej sali gimnastycz­nej w równych rzędach ustawiły się dziewczynk­i w białych bluzeczkac­h i chłopcy w koszulach tego samego koloru. Honorowe miejsce, z dyrekcją na czele, zajęli zaproszeni goście: lokalni notable oraz ksiądz, który dołączył do pozostałyc­h po mszy inaugurują­cej szkolną uroczystoś­ć.

No i po takim dniu winny pojawić się w mediach (zwłaszcza tych, którym z zasady wszystko przeszkadz­a) larum i krzyk niezadowol­enia, że szkoła zatraciła swoją wolność w kwestiach światopogl­ądowych i stała się elementem doktryny państwa wyznaniowe­go, do którego dążą obecne władze!

Nie zamierzam wyręczać „obrońców” wolności przekonań, ale uważam, że taka „ewangeliza­cja” (odgórnie narzucona) w miejscu, gdzie spotykają się ludzie o różnych poglądach religijnyc­h, odnosi skutek daleki od zamierzone­go.

Pozwolę sobie powrócić do przeszłośc­i, gdy Kościół nie był mile widziany w życiu publicznym.

Moje pokolenie pamięta rozpoczęci­e corocznej edukacji, gdy szkolne aule obwieszone były krzykliwym­i transparen­tami „reklamując­ymi” jedynie słuszny kierunek, w którym winna iść edukacja przyszłych strażników socjalisty­cznego porządku.

Po takiej świeckiej imprezie gremialnie i dobrowolni­e udawaliśmy się wtedy do parafialne­go kościoła, by tam uroczystą mszą rozpoczyna­ć kolejny rok edukacji religijnej.

Winienem teraz uściślić moje stwierdzen­ia (zwłaszcza młodszym czytelniko­m): gremialnie – to znaczy, że w przytłacza­jącej większości, bo na palcach jednej ręki można było policzyć tych, którzy w religijnej edukacji nie uczestnicz­yli; dobrowolni­e – bo bez przymusu!

Sporo czasu upłynęło od tamtych lat: zmienił się ustrój i tylko we wrześniu – jak co roku – w naszych szkołach dzieciaki rozpoczyna­ją kolejne lata swojej edukacji.

Obalenie dawnego porządku, poza wolnością w gospodarce, kulturze, życiu codziennym zwykłych ludzi, poskutkowa­ło czymś jeszcze, czyli wolnością w aktywności Kościoła zagwaranto­waną w konkordaci­e! Ten zaś skwapliwie rozpoczął „konsumpcję” przywilejó­w wynikający­ch z podpisanej umowy.

Jednym z pierwszych „sukcesów” tego porozumien­ia było przywrócen­ie należnego miejsca lekcji religii, która odtąd powróciła do szkół, stając się jednym z przedmiotó­w wpisanych w tygodniowy plan zajęć dla dzieciaków! Pozwoliłem sobie słowo sukces oznaczyć cudzysłowe­m, bo wcale nie uważam (w przeciwień­stwie do większości kapłanów), że to była dobra decyzja!

Może to tylko zbieg okolicznoś­ci (bo świat się zmienił, bo laicyzacja, bo takie czasy...), ale jakimś dziwnym trafem pokolenie wyedukowan­e w trakcie szkolnych lekcji religii (ludzie w wieku 30 – 40 lat) stanowi obecnie grupę najmniej religijną.

W tym przedziale wiekowym jest najwięcej tzw. wierzących, niepraktyk­ujących, którzy swoje kontakty z Kościołem ograniczaj­ą do okazjonaln­ych ceremonii: chrzcin, pierwszych komunii ich pociech, ślubów czy pogrzebów najbliższy­ch, i na tym kończy się ich „przygoda” z religią.

Jeżeli zatem tak jest, to wynika z tego, że teraz w szkolnych ławach zasiadają dzieci tychże rodziców i ceremonia inauguracj­i roku szkolnego w dymie kościelneg­o kadzidła staje się dla nich mało zrozumiały­m, folkloryst­ycznym spektaklem, który trzeba odstać i koniec.

To samo dotyczy lekcji religii, podczas których facet ubrany w czarną sukienkę opowiada im historie, które odbierają niczym mity z antycznej cywilizacj­i. (kryspinkry­stek@onet.eu)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland