Nie bójmy się kryzysu
W 13-tysięcznym Wolsztynie jest więcej pracy niż w Warszawie, Sopocie czy Katowicach. To drugie miasto w Polsce, gdzie problem braku wolnych etatów nie istnieje. W tutejszym pośredniaku pod koniec lipca było zarejestrowanych zaledwie 600 osób, co daje stopę bezrobocia na poziomie 2,1 proc. W królującym w rankingu Poznaniu wskaźnik ten wynosi 1,7 proc. Wolsztyn leży w województwie wielkopolskim i jest miastem powiatowym. W mieście i w całym powiecie ulokowało się kilka dużych firm – amerykański producent opon Firestone, producent wyposażenia i akcesoriów samochodowych Inter-Groclin Auto SA i Wolsztyńska Fabryka Mebli. Jest też wiele mniejszych zakładów, którym sprzyja polityka władz miejskich. W Wolsztynie wprowadzono trzyletnie zwolnienia od podatku zarówno dla nowych podmiotów gospodarczych, jak i dla tych, które już istnieją i inwestują w rozwój przedsiębiorstwa. Obniżono podatek od środków transportu. Uzbrajanych jest 120 hektarów ziemi pod nowe inwestycje, co ma ściągnąć kolejne firmy. Szybki rozwój miasta pociąga za sobą brak ludzi do pracy. Na miejskich budynkach szyld przy szyldzie. Na niektórych witrynach sklepowych wiszą kartki: „Zatrudnię pracownika. Od zaraz”. Pracowników szukają najwięksi oraz mniejsi pracodawcy. Dziury w zatrudnieniu mogą wypełnić obcokrajowcy. W 2016 roku wydano 6355 pozwoleń na pracę dla cudzoziemców. W pierwszej połowie tego roku – 5040 pozwoleń. Z brakiem rąk do pracy boryka się Wolsztyńska Fabryka Mebli i niewielka firma sprzątająca zatrudniająca 11 osób. – Chciałbym rozszerzyć ofertę, ale nie mam kim wykonać tej pracy – opowiada właściciel Dawid Łuczak, który przeprowadził się tu z Poznania. – Nie żałuję tej decyzji. To wspaniałe miejsce do życia – twierdzi przedsiębiorca. – To miasto, w którym nie ma leniuchów. Wszystko jest zadbane – dodaje współwłaścicielka lokalnego sklepu. Aneta Kędzia, kierownik Działu Ewidencji i Świadczeń Powiatowego Urzędu Pracy w Wolsztynie, jest ucieszona wiadomością o pozycji miasta w rankingu bezrobocia. – Od kilku lat jesteśmy w grupie powiatów, gdzie bezrobocie jest niższe niż w pozostałych częściach kraju. Jednak drugie miejsce jest pozytywnym zaskoczeniem. To jest chyba specyfika Wolsztyna. Zawsze było tu dużo działalności gospodarczej. To miasto przedsiębiorczych ludzi.
Na podst.: Alicja Lehmann. Wolsztyn ma bezrobocie tak niskie jak metropolie. Wyborcza.pl
Znowu pobiliśmy i zostawiliśmy w tyle resztę świata. Mamy samoloty należące do najnowocześniejszych na świecie, które... nie latają. Od roku stoją w hangarach. I konia z rzędem temu, kto zna odpowiedź na pytanie, kiedy wzbiją się w niebo.
Była orkiestra, przemowy i całe to zadęcie związane z wojskowymi uroczystościami. Wcześniej wybudowano dla nowych samolotów hangary. I całe szczęście. Samoloty Master M-346, uważane za najnowocześniejsze maszyny szkolne na świecie, stoją tam bowiem od listopada zeszłego roku. Nie, nie latają. Są niesprawne. Wojsko odmówiło ich przyjęcia.
– Maszyny nie będą przyjęte do służby do czasu, aż producent wywiąże się z zawartego kontraktu – mówi ppłk Robert Wincencik, rzecznik prasowy Inspektoratu Uzbrojenia. Maszyny nie przeszły odbioru technicznego, bo mają niepełny system symulacji uzbrojenia.
O co konkretnie chodzi? MON stwierdziło, że wyposażenie maszyn nie jest kompletne i odbiór maszyn wstrzymano. Podczas weryfikacji okazało się, iż pokładowy system M-346 nie symuluje niektórych typów uzbrojenia – podaje „Polska Zbrojna”. Chodzi o zawarte w kontrakcie kierowane pociski (AGM-84, AGM-88, AGM-65G2, AIM-9X, AIM-120C), zasobniki szybujące (AGM-154C) i bomby kierowane (GBU-12E/B, GBU-38, GBU-31). A to oznacza, że w istotnych obszarach samoloty są nieprzydatne – wyjaśnia „Polska Zbrojna”. Mamy więc najnowocześniejsze na świecie atrapy samolotów.
Rzecznik MON ppłk Anna Pęzioł-Wójtowicz podkreśla, że wina za opóźnienia realizacji kontraktu nie leży po stronie Ministerstwa Obrony Narodowej.
– Media wielokrotnie wracają do tematu uziemionych masterów, sugerując nieprawdę i próbując wywierać presję na wojsku. Ministerstwo nie odbierze samolotów, które nie spełniają warunków kontraktu – mówi rzecznik. – Tymczasem od wielu miesięcy kierownictwo resortu obrony negocjuje z włoskim koncernem Leonardo, by samoloty jak najszybciej weszły do służby – dodaje ppłk Pęzioł-Wójtowicz.
Leonardo, czyli Włosi ze Świdnika
Przypomnijmy. Koncern Leonardo to właściciel zakładów PZL Świdnik. Ta sama firma, która w nieskończoność remontowała śmigłowce ratownicze dla Marynarki Wojennej. Świdnik zasłynął również opóźnieniami związanymi z przerabianiem swoich śmigłowców do wersji Głuszec. Tutaj opóźnienia wynosiły nawet 569 dni. To firma, która jak lew walczyła z caracalami.
Jednak tym razem sprawa z samolotami wygląda nieco inaczej. Wszystko odbywa się bowiem zgodnie z prawem. Włosi po prostu płacą zapisane w kontrakcie kary umowne.
– Są one naliczane stosownie do wartości opóźnionych dostaw oraz wielkości opóźnienia. Obliczane są w następujący sposób: liczba dni opóźnienia danej dostawy w stosunku do wymaganego umową terminu, czyli 0,1 proc. wartości danej dostawy za każdy dzień opóźnienia – informuje Inspektorat Uzbrojenia MON.
Problem w tym, że nikt nie ma pojęcia, kiedy nowe samoloty mogłyby wejść do służby. Inspektorat Uzbrojenia jasno pokazuje, że firma Leonardo nie zgłosiła do tej pory samolotów M-346 do ponownych testów weryfikacyjnych.
– Pozytywny wynik testów jest warunkiem przystąpienia do odbioru pozostałych samolotów. Dlatego nie jest obecnie możliwy do określenia
TS-11 Iskra to dzieło polskich konstruktorów z zespołu Tadeusza Sołtyka. Samolot był produkowany do połowy lat 80. XX wieku przez Państwowe Zakłady Lotnicze w Mielcu. W tym czasie fabrykę opuściło około 430 maszyn. Iskry są wykorzystywane do szkolenia pilotów nie tylko w Polsce, ale też w Indiach. Ostatnie TS-11 zostaną wycofane z polskiej armii w 2022 r.
M-346 Master jest dwumiejscowym, dwusilnikowym samolotem, przeznaczonym do zaawansowanego treningu lotniczego. Korzystają z niego m.in. siły powietrzne Włoch, Izraela, Singapuru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przetarg na system AJT Inspektorat Uzbrojenia ogłosił w lutym 2013 r. Wartość włoskiej oferty wynosiła 1 167 754 500 zł. Oferty dwóch pozostałych firm: BAE Systems (1 754 006 167 zł) oraz Lockheed Martin UK (1 802 757 431 zł) zostały odrzucone z powodu niezgodności z wymaganiami zamawiającego.
Samolot M-346 Master powstał we współpracy z konsorcjum Jakowlew. Włosi i Rosjanie pracowali nad stworzeniem maszyny od 1993 r. Kilka lat później Alenia Aermacchi odstąpiła od umowy, wykupiła od swoich partnerów dokumentację, a eksperci tej firmy kontynuowali prace. Stworzony w ten sposób samolot miał oblot w 2004 r. wiarygodny termin odbioru samolotów, spełniających wymagania zawarte w umowie – przyznaje ppłk Wincencik. Nieoficjalnie mówi się, że ponowne testy techniczne samoloty mogą przejść w listopadzie 2017 r. To wszystko jednak jest wróżeniem z fusów.
Master M-346 to jeden z najnowocześniejszych samolotów szkolnych na świecie. Ministerstwo Obrony Narodowej zdecydowało, że właśnie w takich maszynach będą się szkolić piloci, którzy później usiądą za sterami wielozadaniowych F-16. Chodziło o ograniczenie kosztów szkolenia pilotów, w tym szkolenia odbywającego się w bazach USA. Nowy system ma pozwolić na zmniejszenie o 30 proc. nalotu wykonywanego obecnie na F-16; godzina lotu mastera wynosi 20 – 25 proc. kosztów godziny lotu F-16.
– O 30 procent skróci się czas szkolenia pilotów F-16, bo samoloty M-346 mają programy symulacyjne, które odpowiadają wszystkim elementom uzbrojenia „efów”. Podczas szkolenia poligonowego piloci będą symulować używanie na przykład takich bomb, jakie mają F-16. Bo M-346, mimo że są samolotami wyłącznie szkoleniowymi, w pełni symulują samolot bojowy. Pilot, który przesiądzie się z M-346 do F-16, nie będzie miał problemów z dostosowaniem się do nowych warunków. Nie sposób porównać tego do szkolenia na iskrach. Jestem przekonany, że za dwa, trzy lata wśród pilotów pojawią się postulaty dokupienia kolejnych samolotów. To jest po prostu bardzo dobre rozwiązanie dla polskich sił powietrznych – mówił mjr Piotr Ostołuch, szef 32. sekcji Bazy Lotnictwa Taktycznego w rozmowie z „Polską Zbrojną”. Mastery zastąpią TS-11 Iskra, obecnie jedyny typ szkolnego odrzutowca w naszej armii. Po przyjęciu do służby samoloty mają nosić nazwę Bielik.
Przetarg na zakup systemu AJT (Advanced Jet Trainer) Inspektorat Uzbrojenia MON ogłosił w lutym 2013 r. Za najkorzystniejszą uznano ofertę złożoną przez włoską firmę Alenia Aermacchi (dziś koncern Leonardo). Była też najtańsza, jej wartość wynosiła 1 167 754 500 zł. Włosi zobowiązali się do końca listopada 2017 r. dostarczyć 8 samolotów M-346 Master (z możliwością dokupienia kolejnych czterech). W kontrakcie zapisano także przygotowanie infrastruktury technicznej i kompleksowego systemu szkolenia.